M¦ 2010. Argentyna wygrywa, surrealizm Meksyku, dramat sędziego

Roberto Rosetti - fachowiec wybitny - zachowywał się, jakby wiedział, iż się pomylił. Werdyktu nie zmienił. Przepisy zabraniaj±. To pewnie był również jego dramat. Korespondencja Rafała Steca z meczu Argentyna - Meksyk (3:1).

Piłkarze Meksyku nacierali, obijali poprzeczkę, byli lepsi. Potem przegrali z sędziami, następnie z samymi sobą, aż Argentyna pokonała ich 3:1. Teraz czeka ją rewanż za ćwierćfinał z Niemcami sprzed czterech lat

To był czysty surrealizm. Meksykanie całą drużyną opadli sędziego głównego konsultującego się z liniowym, bo zobaczyli powtórkę na telebimie. Widzieli ją wszyscy na stadionie. Wszyscy poza sędziami.

Piłkarze Javiera Aguirre mieli prawo do huraganowej wściekłości. Gdyby w przepisach istniał spalony podwójny, tak właśnie by wyglądał - kiedy Carlos Tevez odbijał piłkę głową i zdobywał bramkę, miał przed sobą tylko siatkę, nawet bramkarz stał za nim. A jednak arbiter zagwizdał na znak, że Argentyna prowadzi.

Działacze zezwalają zawieszać na trybunach telebimy, by fani podziwiali jeszcze raz epizody najładniejsze oraz te, których nie zauważyli. Z zasady oglądają jednak tylko powtórki sytuacji niewywołujących kontrowersji. Innych się nie puszcza, by nie podnosić temperatury ani na murawie, ani na trybunach.

Tym razem ktoś się pomylił. Wideo bezlitośnie obnażyło błąd sędziego asystenta. Błąd tak kardynalny, że nawet nie wypada tłumaczyć go bezradnością arbitrów nie mających komfortu ściskających piloty telewidzów. Roberto Rosetti - fachowiec wybitny - zachowywał się, jakby wiedział, iż się pomylił. Werdyktu nie zmienił. Przepisy zabraniają. To pewnie był również jego dramat.

Rozjuszeni Meksykanie awanturowali się jeszcze w przerwie. Doskoczyli do ławki reprezentacji Argentyny, skoro nie udały się negocjacje z sędziami, próbowali wymierzyć sprawiedliwość rywalom.

Los dał im między oczy po długich minutach, w których atakowali groźniej niż faworyci. To na ich ziemiach Diego Maradona w 1986 r. czynił swoje najsłynniejsze cuda, ale Meksykanie najwyraźniej nie wybiegli na boisko z rozleniwiającym przeświadczeniem, że to zaszczyt przegrać z samym bogiem futbolu. Najpierw Carlos Salcido wystrzelił z 40 metrów - piłka minęła wyciągnięte ręce bramkarza i trafiła w poprzeczkę. Po chwili minimalnie chybił Giovani dos Santos.

Stracony gol ich rozbił. Po siedmiu minutach Ricardo Osorio pomylił się tak, jak liniowy sędzia. Przed własnym polem karnym oddał piłkę - a nikt go nie naciskał - Gonzalo Higuainowi, a taki wybryk niewiele różni się od strzału samobójczego. Napastnik Realu Madryt strzelił czwartego gola na turnieju i został samotnym liderem klasyfikacji najskuteczniejszych snajperów mundialu.

Prawdziwą siłę Argentyńczyków znów - o paradoksie! - trudno ocenić, bo znów czuwała nam nimi opatrzność, także w końcówce, gdy Meksyk narobił sporo rabanu w ich polu karnym. Oni nie zachwycają tak, jak wcześniej zachwycali Niemcy, również wsparci szokującą sędziowską wpadką. A przed meczem musieli usłyszeć, że to nie oni grają najładniej na mistrzostwach. Kto miał wątpliwości, stracił je niedzielnego popołudnia, podziwiając Niemców rozjeżdżających Anglię.

Piłkarze Maradony też czasem zniewalają wyrafinowaną futbolową sztuką, ale głównie dzięki wirtuozerii jednostek. Grają zupełnie inaczej niż ich ćwierćfinałowi rywale.

Niemcy uporczywie szukają wolnej przestrzeni, Argentyńczycy lubią niekiedy ugrząznąć w ścisku, Tevez chwilami szuka wręcz możliwie najgęstszej plątaniny nóg. Niemcy dobrze czują się tylko nacierając w podrywającym całe trybuny tempie, piłki najchętniej pozbywają ułamek sekundy po przyjęciu lub w ogóle jej nie przyjmują, Argentyńczycy przytulają się do niej na całą wieczność.

I na razie czerpią z gry wyłącznie dziką radość, każdego gola celebrując w opętańczym tańcu z całą ławką rezerwowych. Gdy Tevez dobił jeszcze Meksykanów trzecią bramką, zdobytą po mocnym uderzeniu z dystansu, Albicelestes porwała taka euforia, jakby dopiero rozstrzygali o wyniku.

Rozstrzygnęli wcześniej, ręce podali im sędziowie, więc wszyscy prędko zapomnieli, że tamtej akcji w ogóle by nie było, gdyby nie ładne podanie dobrze pilnowanego wcześniej Leo Messiego. On wciąż nie strzelił swojego gola, ale przecież jego mentor Maradona także zaczął ćwierć wieku temu szaleć dopiero w ćwierćfinale.

Teraz geniusz Messiego może być niezbędny, Niemcy wyrośli na czołową mundialową potęgę.

Tevez strzelił Meksykowi ze spalonego. Sędzia widział co zrobił  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.