Arkadiusz Milik strzelił cudownego gola. Nowy rok, stary on. Polak wciąż zachwyca skutecznością i stylem

Napoli cztery razy w tym meczu obijało poprzeczkę bramki Lazio. Ostatecznie wicemistrzowie Włoch wygrali 2:1, a ozdobą meczu był gol Arkadiusza Milika z rzutu wolnego. Polak próbował do skutku - najpierw trafił w poprzeczkę, później w słupek, wreszcie do siatki. Cały mecz rozegrał też Piotr Zieliński.
Zobacz wideo

Po pierwszym meczu w 2019 roku „Corriere dello Sport” napisało o nim „Bello di notte”, czyli piękność nocy. Wylądował na okładce po tym jak w jednym spotkaniu, po raz pierwszy od czasu zerwanych więzadeł krzyżowych, strzelił gola i zaliczył asystę. Arkadiusz Milik odrodził się w końcówce roku. Zaczął wtedy regularnie trafiać do siatki, narzucając takie tempo, że szybko stał się najskuteczniejszym piłkarzem Napoli. W 16 meczach Serie A strzelił 10 goli, zmusił Carlo Ancelottiego do zmian w składzie i podpowiedział swojemu trenerowi: „tercet Insignie-Milik-Mertens, brzmi dobrze”.

Arkadiusz Milik najpierw trafił w poprzeczkę, później w słupek, aż w końcu zdobył cudowną bramkę

Od pierwszej minuty meczu z Lazio, robił wszystko, by ponownie trafić do siarki. W dążeniu do zdobycia bramki był wręcz niecierpliwy. Uderzał z wielu pozycji, piłka szukała go w polu karnym. Pierwsza próba – poprzeczka. Druga – słupek. Trzecia – kilka centymetrów obok bramki. Po tym ostrzale mecz nieco się uspokoił. Napoli miało przewagę, piłkarze Ancielottiego często wymieniali podania w pobliżu pola karnego Lazio. Obniżali czujność rywala, aż nagle przyspieszyli i wyszli na prowadzenie. Milik przyjął piłkę w środku pola, podał do Mertensa, a ten dostrzegł wbiegającego w szesnastkę rywala Jose Callejona. Hiszpan mocnym strzałem przy słupku zakończył składną akcję. 

Pod koniec pierwszej połowy sędzia podyktował rzut wolny dla Napoli. Piłkę, około dwudziestu metrów od bramki ustawił Milik. Nabiegł w charakterystyczny dla siebie sposób, uderzył mocno i trafił pod poprzeczkę, bardzo blisko okienka. Thomas Strakosha nawet się nie rzucił, obserwował jedynie tak, jak wszyscy na stadionie, fantastyczną trajektorię lotu piłki. Carlo Ancelottiemu opadła szczęka, a tytuł „bello di notte” znów trafił do polskiego napastnika. 

Włoska prasa zapowiadała spotkanie wicelidera z piątym zespołem Serie A, jako pojedynek znakomitych snajperów – Milika i Ciro Immobile. Obaj mieli przed tym spotkaniem po dziesięć goli, obaj trafiali w meczu Pucharu Włoch, obaj mają włączyć się do wyścigu o koronę króla strzelców. Dziennikarze mieli nosa, bo na gola Polaka odpowiedział właśnie Immobile, który wykorzystał nieuwagę obrońców Napoli i precyzyjnym strzałem pokonał Alexa Mereta. W 65. minucie było 2:1. Wynik nie zmienił się do końca meczu.

Piotr Zieliński był bliski asysty, ale na kolana nikogo nie rzucił

Za Piotrem Zielińskim przeciętny mecz. Zaczął nieźle, bo gdy w pierwszej połowie zaatakował ze skrzydła i przytomnie dośrodkował w pole karne był bliski asysty. Milik uderzył piłkę głową, ale Strakosha zdołał odbić ją tak, że ta trafiła w słupek i została na boisku. Dobitki nie było. 

Piotr Zieliński uczestniczył w rozegraniu, zmieniał tempo gry Napoli, ale sytuacji podbramkowych już nie miał. Dograł mecz do końca, mimo że na początku drugiej połowy został brutalnie sfaulowany przez Bastosa. Co zaskakujące, obrońca Lazio nie zobaczył nawet żółtej kartki. Po interwencji lekarza Napoli, Zieliński wrócił na boisko. 

Przed meczem z Lazio, Carlo Ancelotti powiedział: „Nie widzieliście prawdziwego Zielińskiego, na razie pokazuje 60 proc. swoich możliwości. Liczę na niego w rundzie rewanżowej”. I trudno nie odnieść wrażenia, że Piotr po raz kolejny zagrał właśnie na te 60 proc. Jeśli chce przekonać do siebie trenera, potrzebuje czegoś ekstra. Poprawność może nie wystarczyć.

Najlepiej, gdyby brał przykład z Milika. On z przeciętnością nie ma dziś nic wspólnego. Nawet gdy trafia w poprzeczkę, robi to w sposób spektakularny. A gdy już trafia do siatki, ludzie muszą przecierać oczy ze zdumienia.
 
 

 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.