Po loterii, jaka miała miejsce podczas zawodów na obiekcie o wielkości 109 metrów, nikt nie wyobraża sobie, by raz jeszcze konkurs olimpijski przebiegał w podobnych warunkach. Choć po pierwszej serii prowadził Stefan Hula, a Kamil Stoch był wiceliderem, żaden z Polaków ostatecznie po medal nie sięgnął – olimpijskie złoto zgarnął Andreas Wellinger, srebro i brąz przypadły Norwegom, Johannowi Andre Forfangowi i Robertowi Johanssonowi.
Silny wiatr uniemożliwiał płynne przeprowadzenie rywalizacji, a organizatorzy nie chcieli za wszelką cenę, by konkurs był jednoseryjny. Ceną były bardzo nierówne warunki dla skoczków i długie przerwy pomiędzy kolejnymi próbami – zawody zakończyły się już po północy.
- To nie był sport, to była loteria. Wiem że zaraz dacie z tego tytuły, ale naprawdę można się wkur..ć, rozpierdzielić tam wszystko na górze. Cztery lata czekasz na konkurs! I przychodzi taki, który się nie powinien odbyć – komentował na gorąco Adam Małysz, pełniący funkcję dyrektora PZN.
Czy w sobotę scenariusz z pierwszego konkursu może się powtórzyć? Obecnie prognozy pogody nie mogą optymistycznie nastrajać zawodników i kibiców. Wiatr w dniu konkursu według serwisu accuweather.com wiać ma z siłą nawet do 6 m/s, co oznaczałoby kolejną loteryjną rywalizację. Istnieje jednak szansa, że późnym wieczorem miejscowego czasu, na kiedy zaplanowany jest start skoczków, wiatr zelżeje do około 3 m/s.
Na środę natomiast zaplanowany został pierwszy trening. Trener Stefan Horngacher nie podjął jeszcze decyzji dotyczącej składu na kwalifikacje do konkursu. Pewniakami są Kamil Stoch, Stefan Hula i Dawid Kubacki. O czwarte miejsce powalczą Maciej Kot (startował na skoczni normalnej) oraz Piotr Żyła.