Pisać o wyścigu technologicznym w skokach nie jest łatwo, bo choć uczestniczyć w nim chcą wszystkie ekipy, to żadna nie chce o tym mówić. Z oczywistych względów - rywale i tak podglądają, nie warto ułatwiać im zadania, otwarcie opowiadając o rozwiązaniach, które się przetestowało i które sprawdziły się na tyle, by je stosować.
W rozpoczętym w piątek w Oberstdorfie 65. Turnieju Czterech Skoczni podopieczni Stefana Horngachera skaczą w nowych, brązowych kombinezonach. Tyle widzą wszyscy. Wiadomo też, że odpowiada za nie Michal Doleżal. Czech został zatrudniony przez Polski Związek Narciarski razem z Horngacherem po to, by wspomóc Austriaka w wojnie sprzętowej z resztą świata. I wszystko wskazuje na to, że i on, jak Horngacher, świetnie się sprawdza.
- Sprzętowo jesteśmy do turnieju przygotowani bardzo dobrze. Na pewno nie odstajemy od czołówki - zapewnia Adam Małysz, dyrektor koordynator PZN ds. skoków i kombinacji norweskiej. - Zawsze było tak, że skokowe mocarstwa coś na turniej szykowały, w Engelbergu [podczas ostatnich konkursów przed Turniejem Czterech Skoczni] widziałem, że nie inaczej jest tym razem. Nie chcę ujawniać, co tam zaobserwowałem, ale pokazy były. Na pewno coś mają Austriacy. Zawsze byli w tym mocni. Swoje spostrzeżenia przekazałem trenerom. Dobrze, że mamy Michala Doleżala, który realizuje wszystkie rzeczy, które Stefan wymyśli albo ktoś z nas podpatrzy. Wydaje mi się, że w nowinkach sprzętowych stajemy się dobrzy - dodaje Małysz.
Między wierszami można chyba wyczytać, że to, co były mistrz zauważył w Engelbergu u rywali, Doleżal i Horngacher już zaadaptowali do potrzeb naszych zawodników.
O różnicach w polskim przygotowaniu sprzętowym z ostatnich sezonów i z bieżącego wprost mówi Maciej Kot. - Niemcy, Austriacy i Szwajcarzy oglądają sobie w fabryce wszystkie belki materiałów, a nawet próbki i wybierają to, co im się najbardziej podoba. Dopiero później to, co zostaje, producenci przedstawiają w ofercie innym krajom, m.in. nam. Nie mam złudzeń, że jest równość. Rywale mają przewagę. Często jest tak, że proszę, żeby zamówiono konkretny materiał. Próbujemy to zrobić przez miesiąc i cały czas słyszymy, że takiego materiału nie ma. A na zawodach kolejni Niemcy i Austriacy skaczą w kombinezonach właśnie z tego materiału - mówił w rozmowie ze Sport.pl dwa lata temu. Teraz mówi tak: - Nasze kombinezony są konkurencyjne z innymi. Stefan i Michal przed sezonem byli w fabryce w Szwajcarii, rozmawiali z producentami, widzieli wszystkie materiały, powybierali co chcieli, na pewno dostali materiały najwyższej jakości.
Ważne jest i doświadczenie w szyciu strojów. - Chodzi o kombinacje w granicach regulaminu. Głównie o przepuszczalność materiału z którego robi się kombinezony. W kroku kombinezon jedni od drugich mają niżej o centymetr, czasem może o dwa, ale nie więcej. To oczywiście przekłada się na trzy-cztery metry odległości w skoku, więc warto i tu coś poprawić. Ale głównie chodzi o to, że materiał z jednej strony jest śliski, z drugiej chropowaty i trzeba wiedzieć, jak go ułożyć, uszyć - opowiada nasz międzynarodowy sędzia, Ryszard Guńka.
- Stefan myśli dużo o nowinkach, próbuje różnych rozwiązań. Ma bardzo dobre podejście. Michal też. On umie wszystko zrobić. Wymyślić to raz, dwa to zrobić - dodaje Kot. I przyznaje, że testy różnych nowinek odbywały się w polskiej ekipie już latem, a zimą te nowinki udoskonalano, by z ich wykorzystaniem czekać na najważniejsze imprezy.
Podobno polskiej ekipie łatwiej zaskoczyć przeciwników czymś nowym w butach, wiązaniach i nartach niż w kombinezonach. To m.in. dzięki kolejnemu człowiekowi Horngachera - Matthiasowi Prodingerowi. Kilka lat temu nasz sztab opracował nowy model butów, a niemiecka firma wykonała je według dokładnych wytycznych od Polaków. - Sprawdzały się, ale już na następnych zawodach wszyscy w takich skakali. I tyle było korzyści z naszego pomysłu. Niemiecka firma zrobiła to samo dla innych i wszyscy zyskali na tym, co my wymyśliliśmy - opowiada Kot. Buty nadal dla wszystkich robią Niemcy, ale podobno Prodinger potrafi podrasować fabryczne ustawienia. Również jeśli chodzi o wiązania. Choć tu nasi doczekali się dużego, lojalnego partnera. - Z wiązaniami możemy kombinować, bo producent jest ze Słowenii, tam nasze kontakty są dobre. Jeżeli chcemy coś mieć na wyłączność, to możemy zaufać, że tak będzie - mówi Kot.
Na ile dobre skoki w TCS Polacy zawdzięczają sprzętowym nowinkom? Na pewno bez dobrej formy naszych zawodników nie byłoby w czołówce, nawet gdyby pozbierali wszystkie najlepsze rozwiązania stosowane przez poszczególne zespoły. Ale może za jakiś czas dowiemy się, że pod wodzą Horngachera korzystali z tajnej broni na miarę tej, jaka dwa lata temu pomogła Kamilowi Stochowi zdobyć dwa olimpijskie złota w Soczi i Puchar Świata? Wówczas turbodoładowanie stanowiła plastikowa kostka, będąca elementem wiązania. Wyprodukowali ją specjalnie dla nas Słoweńcy. Ci, o których Kot mówi "lojalni".
Wszyscy liczymy na Kota i Stocha, ale to inny Polak może być najlepszy w TCS!