Przemysław Tytoń w 2010 roku: Na Euro chcę być numerem jeden

- Najlepszy polski bramkarz? Sławek Szmal! W piłce ręcznej nie ma lepszego na świecie! Futbolowy? Głupio mówić o sobie. Najlepszy zagra na Euro 2012 - uśmiechał się w 2010 roku Przemysław Tytoń z PSV Eindhoven.

W piątek rezerwowy bramkarz reprezentacji w 68. minucie zastąpił Macieja Rybusa - zmiana za gracza z pola była konieczna, bo czerwoną kartkę za faul w polu karnym dostał Wojciech Szczęsny. Tytoń wszedł na boisku i od razu obronił rzut karny wykonywany przez Giorgosa Karagounisa. Uratował Polakom remis 1:1.

Tytoń pochodzi z Zamościa , w ekstraklasie debiutował w Górniku Łęczna. W 2010 roku tak opowiadał Robertowi Błońskiemu o swojej karierze:

Od początku 2010 roku mam niespotykaną w moim sportowym życiu stabilizację. Dotąd, jeśli coś się działo, to gwałtownie. Szybko robiłem skoki do przodu, by zaraz utknąć w miejscu na wiele miesięcy. Jestem chłopak z Zamościa, tam się wychowałem i zaczynałem w drużynie AMSPN. Na pierwszych zajęciach trener kazał mi stanąć w bramce i tak zostało. Nie wiem, dlaczego, nie byłem nawet najwyższy w grupie. Buntowałem się, bo uważałem się za urodzonego napastnika i chciałem strzelać gole. Po roku przestałem narzekać, choć czasem i dziś się zastanawiam, co ja robię i kto każe schodzić mi z treningu brudnym i ubłoconym tak, że świecą mi się tylko oczy.

Porażek nie pamiętam, sukcesów nie świętuję

Po skończeniu 16 lat chciałem odejść do Hetmana. Przestałem trenować z juniorami AMSPN. Kluby się nie dogadały, ja się uparłem, więc okręgowy związek zdyskwalifikował mnie na rok. Miałem zakaz wstępu na obiekty, zabroniono mi grania i trenowania. Zawziąłem się i przyrzekłem, że wrócę. Zdyskwalifikowanych było więcej, wytrwałem tylko ja. W 2005 roku trafiłem do Hetmana, a po kilku miesiącach kupił mnie Górnik Łęczna. W sierpniu, w wieku 18 lat zadebiutowałem w ekstraklasie. Andrzej Bledzewski pauzował za czerwoną kartkę, Robert Mioduszewski był kontuzjowany. W tamtym sezonie rozegrałem jeszcze cztery mecze ligowe. Świat wydawał mi się różowy. Sezon 2006/07 rozpocząłem jako numer jeden w Górniku, grałem w młodzieżówce.

We wrześniu do Łęcznej przyjechał Lech. Szybko było 0:1 i goście atakowali. Oddali strzał i nim złapałem piłkę, już myślałem, żeby rzucić ją do obrońcy. Nie skupiłem się i wypadła mi z rąk pod nogi napastnika. Przegraliśmy 0:3, w następnym meczu było 1:5 z Pogonią i przestałem grać. Po tamtych błędach nie spałem w nocy. Dziś mam do wszystkiego większy dystans. Nie rozpamiętuję porażek, nie upajam się sukcesami. Wtedy w Łęcznej zdecydowałem, że wszystko stawiam na futbol. Liceum skończyłem, ale z powodu zbyt dużej liczby opuszczonych godzin nie zostałem dopuszczony do matury.

Szokiem dla mnie było, kiedy w 2007 roku Łęczna została zdegradowana za korupcję. Byłem najmłodszy w szatni i mało do mnie docierało. Chciałem jak najszybciej rozwiązać kontrakt z winy klubu i zmienić otoczenie - żeby nigdy nie być kojarzonym ze szwindlami. Nie myślałem, że następny klub znajdę zagranicą. Chciał mnie Górnik i Korona, ale po MŚ do lat 20 w Kanadzie gdzie byłem rezerwowym na testy zaprosiło mnie PSG i Roda. Zdecydowałem, że jeśli tylko zaproponują mi kontrakt, do polskiej ligi nie wracam.

Ty nie jesteś Dudek

Do Paryża pojechałem z menedżerem Tadeuszem Fogielem. Numerem jeden był tam reprezentant Francji Mickael Landreau. Kontrakt miał też inny bramkarz, dla mnie szykowali rolę trzeciego. Roda sama się zgłosiła do mojego menedżera Krzysztofa Jakubczaka. Sygnały z Kerkrade były bardziej optymistyczne. Trener Raymond Atteveld obiecał, że z Belgiem Bramem Castro będziemy mieli równe szanse na grę. Wybrałem mniejszy klub, ale większe perspektywy.

Rzeczywistość okazała się inna, Castro był w Rodzie wcześniej i spędził z nią cały okres przygotowawczy. Zaczął bronić i nie dał trenerowi najmniejszych powodów do zmiany. Roda awansowała do finału Pucharu Holandii i baraży o Ligę Europejską. Wiosną 2008 roku zadebiutowałem z Heraclesem Almeo. Zremisowaliśmy 0:0 i to było całe moje granie w pierwszym roku na Zachodzie.

Przeskok był duży, do Kerkrade pojechałem sam, ale poradziłem sobie. To tylko półtorej godziny samolotem od Warszawy. Zresztą mając 18 lat przeprowadziłem się z Zamościa do Łęcznej. Też półtorej godziny od domu, tyle, że samochodem. W Rodzie dobrze wspominają Henryka Bolestę, Tomasza Iwana, Arkadiusza Kaliszana, Piotra Kasperskiego i Mariusza Kukiełkę, którzy przede mną grali w tym klubie i to mi pomogło. W Holandii szacunkiem darzą Tomka Rząsę i Jurka Dudka, którzy byli gwiazdami Feyenoordu. Nikt nie porównuje mnie do Jurka. Każą mi być sobą i wypracować własny styl. Życzyli jednego: żebym poszedł w jego ślady i ligę holenderską zamienił na Premiership.

Wycięta łękotka, zła rehabilitacja

Sezon 08/09 zaczęliśmy słabo. Po paru kolejkach zwolniono Atteveltda. Przeciwko Willem II prowadził nas asystent, od poniedziałku do klubu przychodził Harm van Veldhoven. Dowiedziałem się, że mam grać, ale dzień przed meczem z Willem doznałem paskudnego urazu, który skończył się wycięciem części łękotki. Załamałem się. Na początku rehabilitacji van Veldhoven zaprosił mnie do gabinetu i obiecał, że po powrocie do formy da mi szansę. Pamiętał mnie ze przeciwko Germinal Beerschot, który wcześniej prowadził. Przeżyłem dziewięć miesięcy gehenny, bo początkowo za rehabilitację odpowiadali ludzie, którzy się na tym nie znali. Przez nich straciłem cały 2009 rok. Na nogi postawił mnie dopiero Egid Kiesow, który dziś pracuje w reprezentacji Holandii. Media o mnie zapomniały - nie grałem, wywiadów udzielali inni. Dziś karta się odwróciła.

Do gry byłem gotowy dokładnie rok temu, ale van Veldhoven zesłał mnie do rezerw i nie zabierał nawet na ławkę pierwszej drużyny. Tłumaczył, że chce mnie zdrowego i do grania, a nie rezerwowego na ławkę. W styczniu wszedłem do bramki Rody i stoję w niej do dziś. W maju dostałem powołanie do kadry. Już mówiłem, że u mnie jeśli coś się dzieje, to wszystko naraz.

Konkurencja właściwie żadna

W 2010 roku podpisałem nowy, dwuletni kontrakt z Rodą. Rozmawiałem o nim przez kilka miesięcy. Prezes pytał "mamy sprowadzić doświadczonego bramkarza, czy młodego, który w przyszłości cię zastąpi". Nie chciałem się wtrącać w politykę klubu, powiedziałem tylko, że zależy mi na graniu. Wzięli 20-letniego Mateusza Prusa i o rok młodszego Holendra rezerw. Prus to chłopak z... Zamościa, mieszkał na sąsiednim osiedlu. Znaliśmy się z widzenia, ale spotkaliśmy dopiero w zagranicznym klubie. Hierarchia bramkarzy w Rodzie nie podlega dyskusji. Wszystkim zależy, żebym się wypromował i odszedł za dobre pieniądze. Tak działa Roda. Nie robi wielkich transferów, bierze zawodników bez kontraktów bądź za niewielkie pieniądze. Ani ja, ani nikt w klubie nie wyobraża sobie, że w Rodzie skończę karierę (w 2011 roku Tytoń przeszedł do PSV). Dlatego mam taki komfort.

Kadra: ten, co gra ma większe szanse

Na zgrupowaniach trener Smuda powtarza, że podczas Euro będzie bronił ten, który regularnie gra w klubie. Musi mieć bramkarza w formie, mocnego i pewnego. Na ławce nikt pewności nie zdobędzie. Nie wiem, czy dostanę szansę, do Euro zostało ponad półtora roku. Wiem, że do tego czasu będę grał w klubie. Moim celem jest zagrać na Euro. Nieważne, co o tym będą mówić i myśleć inni. Jeśli przegram rywalizację, będę przynajmniej miał spokojne sumienie, że zrobiłem wszystko. Dlatego dziś nie zamieniłbym się z rezerwowym Arsenalu, Manchesteru United, Fiorentiny czy choćby Realu. Wybrałem stabilizację i pewną grę w europejskim średniaku. Bo wiem, że nigdzie - choćby to była ławka Realu - nie jest fajnie na niej ciągle siedzieć nie mając perspektywy grania. Samymi treningami ciężko się rozwijać. Przeżyłem to. Umiejętności pokazuje się i zdobywa graniem w stresie, przy podwyższonej adrenalinie. Z polskich bramkarzy kibice najbardziej kojarzą Artura Boruca, Łukasza Fabiańskiego, Tomka Kuszczaka czy Jurka Dudka. To zrozumiałe, że są popularniejsi od Tytonia. Nie zajmuję się tym, gdzie są i co robią koledzy z kadry. Mam ambicję być numerem jeden, a jak będzie - to się okaże. Wiem, że dziś koledzy mają większe zaufanie do Artura. Czas jednak pracuje na moją korzyść, im więcej będę grał, tym lepiej się poznamy. Od czegoś trzeba zacząć. Artur też nie miał łatwych początków w kadrze.

Tak wypowiadał się w 2010 roku Tytoń, który jesienią ubiegłego roku, w meczu z Ajaksem, po zderzeniu z kolegą doznał wstrząsu mózgu. Na boisku stracił przytomność, ocknął się w szpitalu. Na boisku wrócił już w lutym, ale dopiero w ostatnich dziesięciu meczach PSV wychodził w podstawowej jedenastce. Teraz ma zagrać przeciwko Rosji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.