- Dopóki byłem "żołnierzem" tej wyprawy, robiłem wszystko, co zadecydował kierownik. Pojawiły się jednak niedobre decyzje, niesprzyjające walce o tak dużą górę. Relacje nie do końca były odpowiednie. Uważam, że były szanse na atak na początku lutego - powiedział Urubko cytowany przez portal "sport.onet.pl".
Przed końcem lutego Urubko bez porozumienia z kierownictwem zdecydował się na samodzielny atak szczytowy. Dla niego zima w Karakorum kończyła się wraz z końcem miesiąca. Warunki pogodowe jednak nie pozwalały, żeby akcja w wykonaniu wybitnego himalaisty zakończyła się sukcesem. Po powrocie do bazy zdecydował się opuścić wyprawę. - To nie była trudna decyzja. Dla mnie zima kończy się 28 lutego i było ważne, żebym podjął próbę podczas "prawdziwej" zimy. Nie zrzucałem na nikogo odpowiedzialności, nikt inny nie chciał wejść, to ja to zrobiłem na swoją odpowiedzialność - skomentował himalaista.
Po przylocie do Warszawy zapowiedział jednak, że nadal chce się wspinać z członkami zespołu, który próbował zdobyć K2. - Będziemy myśleć o wspólnych wyprawach z Adamem Bieleckim, czy Marcinem Kaczkanem, to mój najlepszy przyjaciel z tej wyprawy - zapowiedział Urubko, który dodał, że jego następne wyprawy, w których zamierza wziąć udział, to Broad Peak lub Gaszebrum.
Urubko zdradził również, że za 2-3 lata podejmie kolejną próbę zdobycia K2. Nie wiadomo jednak, czy wciąż będzie współpracował z Krzysztofem Wielickim. - Zobaczymy, ważne będzie, co wydarzy się przez najbliższe lata - zakończył.
Biografie himalaistów są dostępne w formie ebooków w Publio.pl