Z cyklu: Ciacha po polsku - Robert Lewandowski

W dzisiejszym odcinku postanowiłyśmy zabawić się w dobre wróżki i spełnić Wasze marzenia. Drogie Czytelniczki - przed Wami jedyny, niepowtarzalny, wyjątkowy, piękny, młody i utalentowany - Rooooooobert  Lewandoooowskiiiiii! (w tym miejscu fanfary, burza oklasków, owacje na stojąco).  

Nasz kochany Robert urodził się 21 sierpnia 1988 roku w Warszawie. Mierzy 183 centymetry wzrostu i waży 76 kilogramów. Nie znamy niestety rozmiaru jego...buta, ale wiemy, że jeździ Fordem Focusem i ma siostrę Milenę. Ulubiony dzień tygodnia: sobota, ulubiony kolor - jakże by inaczej - oczywiście niebieski. Ulubiona potrawa? Kotlet schabowy. Film? "Człowiek w ogniu" Aktor? Denzel Washington. Piłkarz? Thierry Henry.

Od czego zaczynał karierę, kto go uczył wuefu i dlaczego nosi spodnie tyłem naprzód, dowiecie się tutaj:

Cała rodzina Roberta jest wysoce usportowiona: mama i siostra to siatkarki - ta pierwsza była mistrzynią Polski, ta druga grała w reprezentacji młodzieżowej. Tata - niestety już nieżyjący - był piłkarzem Hutnika Warszawa i mistrzem Polski w judo. Z takim koktajlem genowym Robert był skazany na sukces w sporcie.  

Jego kariera nabrała rozpędu w Zniczu Pruszków, z którym awansował do II ligi i dla którego strzelił 21 bramek w 34 meczach. Nic więc dziwnego, że latem tego roku biły się o niego najlepsze kluby. Wygrał Lech Poznań, czego strasznie poznaniankom zazdrościmy, bo ich drużyna to w ogóle jedna z bardziej ciachowych w polskiej lidze.

Serca fanek (i fanów też) z Poznania podbił natychmiast

a) strzelając bramkę w debiucie:

b) strzelając Wiśle:

c) a przede wszystkim strzelając gola na miarę awansu Lecha do Pucharu UEFA:

Sam mówi o sobie, że jest spokojnym, dobrze ułożonym chłopakiem - cóż za ujmująca skromność. Trener Smuda przypisuje to zasłudze jego mamy, która go pilnowała i  wychowała na porządnego człowieka. Ciacha zatem z tego miejsca również pragną podziękować pani Lewandowskiej za podarowanie światu tak wspaniałego Roberta.

No dobrze, a teraz ta zła wiadomość. A właściwie trzy złe wiadomości. Pierwsza: on ma dziewczynę. Druga: ona jest ładna. Trzecia i najgorsza: ona trenuje karate. Zdobyła brązowy medal na mistrzostwach świata, więc lepiej uważajcie. Wiemy, wiemy, że pogrzebałyśmy Wasz dobry humor na cały najbliższy dzień, ale życie bywa okrutne.

Nie pogrążajcie się jednak w czarnej rozpaczy, tylko pilnie studiujcie tajniki bycia WAGs , oczywiście na naszych stronach. W przypadku Roberta i Ani mieliśmy do czynienia z czymś pomiędzy schematem "na liceum", a schematem "na dzieciństwo", więc rozglądajcie się uważnie, i nie traćcie nadziei. Robert jest co prawda jedyny w swoim rodzaju, ale kto wie, ile jeszcze nieoszlifowanych (i niezaobrączkowanych) diamentów tuła się po polskiej lidze?

rybka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.