Rafał Stec: Dyskretny urok prowokacji

Losowanie ćwierćfinałów Ligi Mistrzów to szwindel, pewnie wcale go nie było, a Włosi i Hiszpanie sami dobrali sobie przeciwników - takie z grubsza poglądy na uczciwość futbolowych władz wyłożył Alex Ferguson.

- To śmieszne, że trener Arsenalu obiecywał sezon bez porażki. Niby fachowiec, a nie widzi, że jesteśmy lepsi - a tak charyzmatyczny szkoleniowiec Manchesteru United prowokował Arsene'a Wengera przed starciem gigantów Premier League. Dostało się też FIFA jakoby służalczej wobec władz madryckiego Realu. To bilans jednego tygodnia.

Nie, Ferguson nie zwariował. A raczej - jeśli naprawdę postradał zmysły, to już w poprzednim wcieleniu, bo nigdy nie potrafił w stosownym momencie ugryźć się w niewyparzony język i jego manier nie wysubtelnił nawet tytuł szlachecki. Przeklinać publicznie przestał tylko raz w życiu - gdy uznał dziennikarzy za imbecyli i przez kilka miesięcy nie udzielał wywiadów. Kiedy Premier League stała się monarchią absolutną z Manchesterem jako srogim panującym, wmawiał piłkarzom, że sensem istnienia reszty klubów jest nienawiść do "Czerwonych Diabłów". Kiedy ich hegemonii zagroziła nowa potęga - Arsenal, za wroga obrał sobie jej twórcę - Arsene'a Wengera, choć długo nie chciał uznać Francuza za godnego rywala i odpowiedzi na dziennikarskie pytania rozpoczynał od frazy "Arsene kto?". Można tylko zgadywać, co przechodzą pod jego tyranią piłkarze, skoro Paul Ince wyznał kiedyś, iż Ferguson to dżentelmen od poniedziałku do piątku (!), z którego w sobotę wyłazi bestia... Nie jest zresztą tajemnicą, że Szkot to typ skrajnie autorytarny, cholerycznie reagujący nie tylko na wszelki sprzeciw, ale i brak entuzjazmu dla wykonywania jego rozkazów (poleceń ponoć nie wydaje). Jedyny piłkarz, który ośmielił się go skrytykować - Jaap Stam w autobiografii - nie przetrwał na Old Trafford następnych kilku tygodni.

Fergusonowi adrenalina często uderza do głowy, co do tego nie ma wątpliwości. Szkot nie jest jednak głupcem, dlatego trudno uwolnić się od podejrzenia, że jego wybryki to często świadome rozpętywanie wojny psychologicznej (terminologia polska) lub mind games (Anglicy nazywają to chyba trafniej). Po wynurzeniach o przekrętach w UEFA ta ostatnia groziła sankcjami, ale czy naprawdę ktoś poczuł się dotknięty? A właściwie czym? Większości kibiców zarzuty wydadzą się zbyt absurdalne, by skwitować je inaczej niż wzruszeniem ramion. Wietrząca spiski mniejszość, wedle której nawet konflikt iracki to wirtualny spektakl wykreowany przez tracące oglądalność telewizje informacyjne, uzna jego protest za donkiszoterię i też wzruszy ramionami. Rzekomy antagonizm dzielący trenerów MU i Arsenalu także sprawia czasem wrażenie nienaturalnego, w brytyjskiej prasie można się nawet natknąć na sugestie, że jest teatrem na użytek mediów, zgodnie z maksymą Machiavellego: jeśli nie masz wroga, musisz go sobie wymyślić. Angielscy dziennikarze nieustannie zresztą skarżą się na chroniczne kłamstwa sir Aleksa o stanie zdrowia graczy, składu, jaki zamierza wystawić etc. Wniosek? Trener MU głęboko wierzy, że mecze wygrywa się nie tylko na boisku.

I historia przyznaje mu rację. W internecie krąży taki dowcip: "Jaka jest różnica między Fergusonem a Bogiem? Bóg nie myśli, że jest Fergusonem." Jego autor pewnie chciał wykpić pychę Szkota, ale przy okazji pokazał, jaką pozycję osiągnął on w brytyjskim futbolu. Jeśli odbierze Arsenalowi mistrzostwo, a w środę wymyśli sposób na Real, znów okaże się wszechmocny. A nas, Polaków, jego styl skłania do refleksji, że nieatrakcyjność rodzimej ligi może wynikać nie tylko z mizernych umiejętności piłkarzy (szkoleniowców?), ale i braku wyrazistych, silnych osobowości. Niechby irytujących, byle budziły emocje. Słysząc zaczepki wygłaszającego peany na cześć swoich piłkarzy Fergusona, prowadzący Arsenal Arsene Wenger odparował: "Każdy chce wierzyć, że jego żona jest najpiękniejsza". Eeech, żeby wreszcie pojawił się polski trener zdolny do tak błyskotliwej i wdzięcznej riposty...

Cytat tygodnia

"Pokłóciłem się z tyloma ludźmi, że czasami przed meczem nie ma nikogo, komu mogę podać rękę. (...) Jestem ograniczonym graczem: potrafię tylko odebrać piłkę, dlatego natychmiast potem oddaję ją tym, którzy wiedzą, co z nią zrobić. (...) Przyjaźnię się z Laurentem Blankiem, a nie pokoleniem Rolex - Porsche, czyli Beckhamem i Ferdinandem" - tak w wywiadzie dla "L'Equipe" scharakteryzował siebie Roy Keane, chyba jeszcze bardziej znienawidzony przez rywali niż Ferguson.

Dekada Manchesteru...

Aż siedmiu byłych lub obecnych piłkarzy MU trafiło do jedenastki gwiazd, którą na dziesięciolecie Premier League wytypowało 750 tys. kibiców z całego świata: Peter Schmeichel - Gary Neville, Tony Adams, Marcel Desailly, Denis Irwin - David Beckham, Paul Scholes, Patrick Vieira, Ryan Giggs - Eric Cantona, Alan Shearer.

oraz Fergusona, Shearera i Cantony

pierwszy został najlepszym trenerem (tylko on prowadził zespół we wszystkich [392] meczach), drugi najlepszym piłkarzem wśród Wyspiarzy, trzeci najlepszym obcokrajowcem. - Jestem zdruzgotany faktem, że superjedenastce nie znalazł się Keane. Ale on rzeczywiście ma dziwny charakter - skomentował wyniki Francuz, który znokautował kiedyś kibica kopnięciem karate. Teraz kręci filmy w ojczyźnie i nie wyklucza, że zostanie kiedyś trenerem MU. Czy tak dobrym jak sir Alex? Na pewno równie kontrowersyjnym.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.