Hiszpańsko-azerska wojna biologiczna

Były już równie mało prawdopodobne tłumaczenia - a to według jednego piłkarza winna była krowa karmiona nie taką paszą, jak trzeba; a to pies, któremu pan kolarz podjadał karmę; a to barszczyk podany na kolacji hokeiście; a to chińska firma, która pomyliła skład odżywek akurat w tej jednej partii. Wszyscy sportowcy przyłapani na dopingu szukają wymówek, nawet jeśli narażają one ich na śmieszność.

Tym razem winny jest azerski sabotaż. Afera wybuchła niedawno. Okazało się, że u dwóch reprezentantek Hiszpanii w hokeju na trawie wykryto doping. Badania przeprowadzono podczas turnieju eliminacji olimpijskich w Baku. W stolicy Azerbejdżanu awans do Pekinu wywalczyła właśnie Hiszpania, pokonując w finale reprezentację gospodarzy 3:2. Teraz sprawa wydaje się prosta - Azerki pojadą do stolicy Chin, bo według przepisów Międzynarodowej Federacji Hokeja (FIH) dwa przypadki niedozwolonego wspomagania w jednej drużynie w jednym turnieju oznaczają dyskwalifikację ekipy. Jest jednak jedno ale...

- Mamy nadzieję, że FIH uzna, ze nasze dziewczyny padły ofiarą sabotażu - powiedział dziennikowi "AS" prezes królewskiego związku hokeja na trawie w Hiszpanii Marti Colomer. - Przeżyliśmy straszne chwile podczas turnieju i teraz, gdy oskarżono nas o doping. Jesteśmy absolutnie pewni, że te dwie dziewczyny świadomie nie wzięły niczego niedozwolonego. Ręczę za to głową. Tu nie ma miejsca na tego typu historię, bo to sport amatorski. Branie dopingu byłoby głupotą, zwłaszcza w roku olimpijskim.

Hiszpanie mają ponoć dowody na ten sabotaż. Co więcej, podanie dopingu miałoby być konsekwencją długiego łańcucha szykan, których Hiszpanki doświadczyły w Baku. Cztery zawodniczki zasłabły przed meczem z Kenią. Ich zdaniem powodem był gaz, który został wtłoczony do ich pokoi przez klimatyzację. Innym razem hokeistki nie mogły zmrużyć oka przez całą noc, bo co chwilę były bombardowane głuchymi telefonami. Potem kilka Hiszpanek poczuło się źle podczas meczu po spożyciu wody, którą przygotowali organizatorzy. Jeśli to wszystko byłoby prawdą, to rzeczywiście okazałoby się, że Azerowie prowadzili z Hiszpankami wojnę biologiczną, chemiczną i psychologiczną.

- Wszystko, co wydarzyło się w Baku, było jak senny koszmar - wtóruje prezesowi trener drużyny Pablo Usoz. - Gospodarze wszelkimi środkami chcieli nas zgnębić. Podejrzewam, że incydent z dopingiem to ostateczna próba zagwarantowania sobie udziału w igrzyskach naszym kosztem.

Hiszpanie zapowiedzieli, że będą walczyć do końca o udowodnienie swojej niewinności. Hokej na trawie był dotąd dyscypliną raczej wolną od dopingu. Jeśli zdarzały się dyskwalifikacje, to takie jak w 2001 roku, gdy Litwinki zostały wykluczone z turnieju za opuszczenie boiska w proteście przeciwko decyzji sędziego w meczu z Irlandią.

FIH obiecuje, że przeprowadzi szczegółowe dochodzenie w sprawie hiszpańskiego dopingu. Federacja jest chyba z góry skazana na porażkę. Nie ma przecież swojej policji, śledczych czy służb specjalnych, aby zebrać dowody i przeprowadzić weryfikację zeznań. Komu więc uwierzy na słowo?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.