Indyjska katastrofa hokejowa

Czy piłkarski mundial może odbyć się bez Brazylii? Ciężko to sobie wyobrazić - tak samo jak turniej olimpijski w hokeju na trawie bez reprezentacji Indii. Tego drugiego nie trzeba już jednak sobie wyobrażać - Indie przegrały z Wielką Brytanią w eliminacjach 0:2 i nie zagrają w stolicy Chin.

Trzeba jednak jasno powiedzieć, że Indie w hokeju to nie Brazylia w futbolu. Brazylijczycy nie wygrali przecież mundialu sześć razy z rzędu jak Indusi w igrzyskach; nie wygrali też trzydziestu meczów z rzędu podczas najważniejszego turnieju na świecie (Indie tego dokonały - stosunek bramek w tych trzydziestu spotkaniach to 197:8). Przez czterdzieści lat nikt podczas igrzysk nie strzelił Indusom (specjalnie nie używam słowa Hindusi) więcej niż jednego gola w meczu. Dwa zdobyli dopiero zawodnicy Nowej Zelandii, gdy w Meksyku w 1968 roku pokonali rywali 2:1 (ich wyczyn powtórzyli potem Australijczycy w półfinale). Medalowa seria skończyła się w 1976 r., a ostatni olimpijski medal (złoty) Indie zdobyły w Moskwie (1980) w kuriozalnym turnieju, gdy zabrakło najlepszych drużyna na świecie.

W czasach dominacji Indusów powstały o nich legendy. W 1928 r. holenderska prasa podczas igrzysk w Amsterdamie pisała o nich, że "swoją grą zaprzeczają prawom grawitacji". Jeden z holenderskich sędziów złamał kij Dhyanego Chanda (w 12 występach na igrzyskach zdobył 38 goli), bo podejrzewał, że zawodnik ma w kiju magnes, który zapewnia ma mistrzowskie panowanie nad piłką. Po finale w Berlinie (1936 r., 40 tysięcy kibiców na trybunach) Adolf Hitler zaproponował Chandowi, że mianuje go feldmarszałkiem (to taka gra słów: po niemiecku hokej na trawie to Feldhockey, a feldmarszałek - Feldmarschall). Chand, żołnierz z zawodu, grzecznie odmówił. Wcześniej w finale w zderzeniu z bramkarzem rywali Indus złamał ząb.

Hokej w Indiach był też sprawą polityczną. Co prawda Mahatma Ghandi zapytany kiedyś, co sądzi o występie swoich rodaków w igrzyskach olimpijskich, odpowiedział: "A co to jest hokej?", ale to właśnie w tej dyscyplinie Indusi po raz pierwszy wystąpili pod swoją trójkolorową narodową flagą (w 1936 r., gdy byli jeszcze brytyjską kolonią) i pokonali po raz pierwszy jako niepodległy kraj swoich ciemiężycieli z Wysp Brytyjskich (4:0 w 1948 r. w finale w Londynie).

Złota era skończyła się w latach 70. Właśnie dlatego, że Indie to nie Brazylia w piłce nożnej. Hokej to nie jest sport numer jeden w kraju. - To tak, jakby umarł mi ktoś z rodziny - powiedział Ashoka Kumar, gdy Indusi przegrali z Wielką Brytanią olimpijski awans, ale w takim tragizowaniu był z pewnością odosobniony. Reszta Indusów więcej uwagi poświęciła wtedy swojej reprezentacji krykieta, która nieco wcześniej pokonała w finale turnieju trzech narodów Australię, aktualnych mistrzów świata, po dwóch dramatycznych meczach. Mali Indusi nie marzą już o karierze Dhyanego Chanda.

Copyright © Agora SA