Liga za 3 miliardy dolarów

Płacisz za bilet, wchodzisz na stadion. Proste? Nie wszędzie. W Ameryce samo stanie w kolejce po bilet kosztuje. Na szczęście New York Jets, którzy za oczekiwanie na sezonowy karnet każą sobie płacić 50 dolarów, to wyjątek. Większość klubów NFL "listy społeczne" prowadzi za darmo.

W najpopularniejszych klubach w najbogatszej lidze świata na całosezonowe karnety czeka się tylko trochę krócej niż na własne mieszkanie w PRL. Taki Jon Lieb, obecnie 38-letni dyrektor firmy reklamowej w Nowym Jorku, dopiero po 12 latach dostał się na stadion Jets na cały sezon. Dziś śmieje się, że jak zapisał się na listę, to był większym fanem futbolu niż teraz.

W NY Jets i tak liczba oczekujących na karnet to tylko 10 tys. kibiców (łatwo obliczyć, że klub zarabia na nich rocznie pół miliona dolarów). W takim Washington Redskins oczekiwanie na swoją kolej może potrwać całe życie. Na karnety czeka 155 tys. kibiców. Od 41 lat drużyna ze stolicy co sezon sprzedaje wszystkie bilety na sezon, choć i tak ma jeden z największych stadionów w kraju (91,7 tys. miejsc na trybunach).

Aż dziwne, że przy takiej popularności nikt nie wpadł na pomysł, aby "zarżnąć" futbolistów i kazać im - jak ich kolegom z piłki nożnej - grać przez 10 miesięcy dwa razy w tygodniu. W NFL sezon trwa ledwie 17 tygodni, a każda drużyna ma w kalendarzu tylko 16 spotkań. Za prawa do tych czterech miesięcy rozgrywek stacje telewizyjne płacą w sumie 3,1 mld rocznie. Żadna inna liga świata nie ma takiej wartości medialnej.

Fakt, to wartość głównie w Ameryce. Super Bowl (finał NFL) niemal co roku jest najbardziej oglądanym widowiskiem sportowym (poza finałem mistrzostw świata czy Europy w piłce nożnej), ale z ponad 95 milionów (średniej oglądalności) ledwie dwa miliony to widzowie spoza Stanów Zjednoczonych.

NFL chce zmieniać tę proporcję. Co prawda w tym sezonie liga zwinęła swoją europejską filię (pod nazwą NFL Europa), ale nie dlatego, że rezygnuje z ekspansji na Stary Kontynent. Po prostu wreszcie ktoś zauważył, że kibice po drugiej stronie Atlantyku doskonale wyczuwają różnicę między London Monarchs a Miami Dolphins. Gdy NFL ogłosiła, że po raz pierwszy mecz sezonu zasadniczego odbędzie się w Europie (zagrają właśnie Dolphins i New York Giants), 40 tysięcy biletów przeznaczonych do sprzedaży w pierwszym terminie rozeszło się w ciągu 90 minut. Zamówień przyszło pół miliona. Do ekspansji ośmieliły Amerykanów także doświadczenia z Meksyku. Jedyny do tej pory rozegrany poza USA mecz sezonu zasadniczego (Arizona Cardinals pokonali San Francisco 49ers 31:14) oglądało 103,4 tys. kibiców. To rekord wszech czasów NFL. Na razie nie do pobicia, bo największy stadion w lidze ma tylko... 91,7 tys. miejsc.

Pod względem liczby widzów na jednym spotkaniu NFL także bije inne ligi. W poprzednim sezonie średnia wyniosła 67,7 tys. - niemal dwa raz więcej niż na meczach piłkarskiej Premier League w Anglii (34,4 tys.)

Nic dziwnego, że wartość klubów NFL rośnie z roku na rok. W ubiegłym roku, gdy oszacował ją magazyn "Forbes", średnia dla drużyny wynosiła 898 mln dol. W ciągu ośmiu lat (pierwszą swoją listę "Forbes" ogłosił w 1998 r.) wartość NFL wzrosła o 211 proc., to 11 razy więcej niż giełdowy indeks S&P 500 grupujący 500 największych spółek notowanych na Wall Street.

W czwartek NFL rozpoczęła swój kolejny - prawdopodobnie - rekordowy sezon. Obrońcy Super Bowl - Indianapolis Colts pokonali New Orleans Saints 41:10. Payton Manning, najlepiej opłacany gracz ligi (średnia nieco ponad 14 mln dol. za sezon), popisał się trzema podaniami, po których jego koledzy z zespołu zdobyli trzy przyłożenia. Kibice z Indianapolis znów widzą swój zespół w glorii.

Piłka nożna kontra football (porównanie wartości klubów*)

Źródło: listy "Forbesa" z 2007 r. (piłka nożna) i 2006 (football). Wartość w milionach dolarów

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.