Powrót PGE Skry do starej hali. Po dwóch latach

Dziewięć tysięcy kibiców będzie wspierać PGE Skrę Bełchatów w walce o pozostanie w Lidze Mistrzów. Samo zwycięstwo jej jednak nie wystarczy...

- Jeśli ktoś twierdzi, że Roeselare to zespół poniżej europejskiej średniej, to znaczy, że nie interesuje się siatkówką, albo trzeba przyjąć, że w Lidze Mistrzów grają średnie drużyny - twierdzi Jacek Nawrocki, trener PGE Skry. I przypomina, że Belgowie od kilku lat nieprzerwanie grają w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. W trzech ostatnich sezonach u siebie przegrali tylko trzy razy - z Friedrichshafen, Skrą i Trentino Volley.

- To drużyna budowana po to, by odnosiła sukcesy w europejskich pucharach. Od kilku lat niemal za każdym razem kwalifikuje się do fazy pucharowej. Rezerwowym przyjmującym jest siatkarz mający za sobą występy w lidze włoskiej [Kristof Hoho - przyp. red.] - dodaje.

Nawrocki opowiada, że kilka razy obejrzał spotkanie sprzed tygodnia i jest przekonany, że PGE Skra rozegrała niezły mecz. - Nie chcę, żeby to było odebrane jako tłumaczenie, bo liczyliśmy na zwycięstwo - twierdzi. To bardzo skomplikowało sytuację, bo żeby awansować do czołowej szóstki, Skra musi nie tylko pokonać Roeselare, ale wygrać dodatkowy set (do 15). - Ten system jest chory. To tak jakby w piłce nożnej przegrać 0:1, zwyciężyć w rewanżu 10:0 i jeszcze strzelać rzuty karne - komentuje Daniel Pliński.

W sobotę rywal Skry rozegrał ostatni mecz w rundzie zasadniczej belgijskiej ekstraklasy. Pokonał na wyjeździe przedostatnie w tabeli Waremme 3:1. Trener Dominique Baeyens wystawił jednak rezerwowy skład, bez rozgrywającego Franka Depestele, przyjmującego Sama Deroo i atakującego Hendrika Tuerlinckxa, który tydzień temu napsuł tyle krwi bełchatowianom. - Nie dziwi mnie to, bo gdybyśmy wygrali w Belgii, to też bym tak zrobił - komentuje Nawrocki. - A tak musiałem dać ludziom możliwość odbudowania się po przegranej w Roeselare.

Na pewno jego siatkarze nie stracili w sobotę wielu sił, bo mecz z Resovią był krótki. Mimo wielu błędów, siatkarze PGE Skry znacznie lepiej zagrywali (zdobyli w ten sposób dziesięć punktów). Widać to było zwłaszcza u graczy, którzy zdobywają serwami najwięcej punktów, czyli Mariusza Wlazłego i Bartosza Kurka. Ten ostatni gra z opatrunkiem na ręce, który jednak nie przeszkadza mu w grze.

Wczoraj bełchatowianie trenowali dwukrotnie - rano w swojej siłowni, a po południu już w Łodzi. Tradycyjnie drużyna zamieszkała w hotelu Borowiecki. Po blisko dwuletniej przerwie PGE Skra zagra w hali przy ul. księdza Skorupki. Ostatni raz wystąpiła w niej 3 marca 2009 roku, kiedy pokonała 3:2 Iskrę Odincowo. W sumie przegrała w niej tylko jedno spotkanie - w półfinale Final Four w 2008 roku z Dynamem Kazań. Cztery pozostałe wygrała: z Sisleyem Treviso 3:2, Iskrą 3:0 i 3:2 i Panathinaikosem Ateny 3:1. Później przeniosła się na półtora sezonu do Atlas Areny, gdzie też doznała jednej porażki (1:3 z Dynamem Moskwa w ubiegłorocznym Final Four).

Wszystko wskazuje, że trybuny wypełnią się do ostatniego miejsca, czyli mecz obejrzy 9 tys. kibiców. W poniedziałek zostało ok. tysiąca biletów. Można je kupić (od 20 do 80 zł) na stronie internetowej www.skra.pl oraz pod główną trybuną stadionu przy al. Unii, w sklepie Strefa Biletów (ul. Piotrkowska 59) oraz w starej hali. W tej ostatniej we wtorek kasa będzie czynna od godz. 16 do 18, zaś w środę - od 14.30 do rozpoczęcia spotkania.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.