Vive Targi gra w Płocku. Dzień inny niż wszystkie

Piłka ręczna. Choć Wisła jest w poważnym kryzysie, traci już 11 punktów do rozpędzonego, gromiącego każdego w lidze Vive Targi, to jest taki dzień, w którym to wszystko jest mało istotne, dzień świętej wojny: Płock - Kielce. Początek kolejnej jej odsłony w środę o godz. 20 w hali Chemika.

- Przychodzi taki moment, że to wszystko idzie w zapomnienie. W końcu to pojedynek z naszym odwiecznym rywalem - potwierdza Tomasz Rosiński, rozgrywający Vive Targi.

Nawet po laniu nafciarzy 42:27 (20:15) w Kielcach, po zdominowaniu przez kielczan rundy zasadniczej ten mecz jest inny niż wszystkie. - Wywiera wiele emocji. Grają zespoły, które tworzą polską piłkę ręczną. Widać to po chłopakach, są bardzo zmobilizowani. Nie boimy się Wisły, czujemy respekt, szacunek. Nawet jak będą jakieś przeciwności losu, to nie możemy się poddać, tylko im się przeciwstawić - buduje atmosferę Bogdan Wenta, trener Vive Targi. Choć zna receptę na zwycięstwo w Płocku. - Musimy podjąć walkę w obronie i wyprowadzić kontrataki - mówi.

W taki właśnie sposób mistrzowie Polski złamali Wisłę w pierwszej rundzie. Teraz jednak nawet sami uważają, że równie łatwo i przyjemnie nie będzie. - Wynik z Kielc kompletnie nic nie znaczy. Mecze w Płocku zawsze rządzą się swoimi prawami, są bardzo ciężkie. I właśnie takiego pojedynku się spodziewamy. Wisła zmieniła trenera, przechodzi małą metamorfozę. Ale rewolucji w grze nie będzie. A my jedziemy wygrać 20 mecz w lidze - zapowiada Marek Kubiszewski, bramkarz kieleckiej siódemki.

Ten listopadowy pojedynek w Kielcach skończył pewną epokę. Pokazał, kto obecnie rządzi w polskim szczypiorniaku. Nikt wtedy nie mógł mieć co do tego żadnych wątpliwości. Za kryzys w Wiśle w dużej mierze odpowiada miasto - właściciel płockiego klubu. Powierzając misję budowy wielkiej Wisły byłemu zawodnikowi Łukaszowi Szczuckiemu, dało mu praktycznie wolną rękę. Efekt? Zatrudnienie Flemminga Olivera Jensena, a później transfery Vegarda Samdahla, Dimitrija Kuzeleva, Joakima Backstroma, Arkadiusza Miszki i Larsa Mollera Madsena. - Teraz Wisła będzie silna jak jeszcze nigdy w swojej historii - obwieścił w czerwcu ubiegłego roku Szczucki. I... Wisła zaczęła się staczać po równi pochyłej. W odstawkę poszli zawodnicy, którzy do tej pory stanowili o jej sile. Bo to gwardia zaciężna miała zawojować ligę i pobić Vive. Takie deklaracje nie mogły pozostać bez wpływu na drużynę. Atmosfera wokół niej zaczęła gęstnieć, a Jensen ze Szczuckim wszędzie szukali wrogów. Nie widzieli win u siebie. Wisła odpadła błyskawicznie z europejskich pucharów, zaczęła przegrywać w lidze, bo zawodnicy, na których wcześniej nikt nie zamierzał stawiać, nieprzygotowani do gry, musieli wziąć na swoje barki cały ciężar polityki trenera i dyrektora sportowego. Ciekawy ruch w chwili kryzysu wykonało miasto, polecając zatrudnić na stanowisku wiceprezesa byłego trenera Wisły - Bogdana Zajączkowskiego. Wybuch musiał nastąpić. Po niespełna miesiącu Jensen podał się do dymisji, a zaraz potem ratusz zdymisjonował Zajączkowskiego.

Jaka jest teraz Wisła? Ciągle bez kontuzjowanych Madsena i Rafała Kuptela. Ale za to z nowym trenerem - przed laty świetnym szwedzkim zawodnikiem - Thomasem Sivertssonem. Czy przez miesiąc swojej pracy odmienił wicemistrzów Polski? Pojedynek z Vive Targi będzie dla niego pierwszym poważnym sprawdzianem. - Nie czuję presji. Jestem z zespołem krótko i jest u nas tak jak w szkole. Ja przekazuję wiedzę, zawodnicy ją chłoną, ale zdarzają się nam i błędy. Tego się nie uniknie. To jednak będzie zupełnie nowy mecz, dlatego jestem dobrej myśli - mówi Sivertsson.

Transmisja w Polsacie Sport.

Mówi Mateusz Jachlewski

Paweł Matys: Kolejna święta wojna, ale już nie taka sama. Wisła walczy raczej o odzyskanie dawnego blasku niż potwierdzenie klasy.

Mateusz Jachlewski, skrzydłowy Vive Targi: Nie wiem, o co walczy... Na pewno - tak jak my - będzie chciała wygrać mecz. Powiem szczerze, że to, co się dzieje u nich, zarówno mnie, jak i pewnie resztę drużyny nie za bardzo interesuje. Oni mają swoje problemy, my swoje. Koncentrujemy się na pracy w Kielcach.

Nie wierzę, że nie śledzicie choćby w internecie, co się dzieje w Płocku.

- Oglądamy ich mecze, obserwujemy, co się zmieniło, jak grają i czy są w formie. Ale ważniejsze dla mnie jest to, w jakiej my jesteśmy, jak pracujemy i gramy.

Nie żałujesz trochę, że Wisła teraz nie jest tak dobrym zespołem jak Wy? Wówczas święta wojna nabrałaby jeszcze większego smaczku.

- To ich problem. Kupili wielu nowych zawodników, nie do końca udało im się to poukładać. Ale sezon jeszcze się nie skończył, więc można mieć nadzieję, że płocczanie będą się mieli lepiej.

Kieleccy kibice przed meczem zadają sobie pewne pytanie. Brzmi: jak zagrają skrzydłowi?

- Nie za bardzo rozumiem, o co chodzi... Gramy nierówno, ale co mam powiedzieć? Mam znaleźć powód?

Mógłbyś spróbować...

- Ja w Słowenii z Gorenje Velenje w ogóle nie wystąpiłem, ostatnio z Travelandem dostałem szansę, nie trafiłem tylko jednego rzutu, starałem się dać z siebie wszystko. Nie zawsze wszystko wychodzi... Choć bramki nie są najważniejsze. Liczy się też dobra obrona, umiejętność zrobienia pozycji koledze. Choć przyznaję, byłem bardzo zły na siebie po meczu w Hali Legionów z Rhein-Neckar Löwen. Mam nadzieję, że już nigdy taki mecz mi się nie przydarzy.

W Płocku będziesz walczył na skrzydle z kolegą z reprezentacji Arkadiuszem Miszką. Wiesz, jak go zatrzymać?

- Będę starał się bronić tak jak zawsze. To nie jest typ skrzydłowego jak Luca Abalo, który bardzo dobrze gra na zwodzie i trzeba inaczej się ustawiać w defensywie. Arek nie jest tak dobry, więc trzeba grać agresywnie, od początku "siedzieć" na nim. I wracać do obrony, bo to szybki zawodnik.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.