Drastycznie spada frekwencja na stadionie Górnika

Co się stało z frekwencją na meczach w Zabrzu? Stadion, który nie tak dawno regularnie pękał w szwach, teraz świeci pustymi rzędami. A na nowym obiekcie Górnika trzeba będzie zapełnić 32 tys. miejsc.

W poprzednim sezonie, gdy Górnik grał jeszcze o klasę niżej, mecz z przeciętnym KSZO Ostrowiec obejrzało 16 tys. widzów. Podczas śląskich derbów z GKS-em Katowice na trybuny weszło prawie 20 tys. osób! Tymczasem sobotni mecz z Jagiellonią, liderem ekstraklasy, obejrzało zaledwie 6 tys. fanów. Klub ma zgodę na widownię dwa razy większą!

Frekwencja w Zabrzu nie jest jeszcze tak niska, jak przed pięcioma laty (średnio 3 tys. w trzech pierwszych meczach sezonu), ale już nieco niższa od tej sprzed czterech lat (10 tys. w kilku pierwszych kolejkach).

Jeszcze gorzej było na niedawnym meczu Pucharu Polski z Lechią Gdańsk - zawstydzające 2 tys. widzów. Gdzie zatem przepadli kibice Górnika? - Jest kilka problemów, które się nałożyły. Zacznę od tego, że wiosną mieliśmy pojemność stadionu ograniczoną do 7 tys. Niemal wszystkie bilety rozchodziły się w przedsprzedaży. Skończyło się to tym, że wielu ludzi odchodziło od kas z pustymi rękami. Wtedy poszedł sygnał, że ciężko o bilety na Górnika. Część ludzi odzwyczaiła się wtedy od przyjeżdżania na stadion - wyjaśnia Łukasz Mazur, prezes Górnika.

Kolejny powód to nowy regulamin wejścia na stadion. - Obowiązujący teraz system - bramofurty, karty kibica - nie pozostaje bez wpływu na frekwencję. Wiele osób przychodziło pod stadion tradycyjnie pół godziny przed meczem i z powodu konieczności wyrobienia sobie karty kibica nie miało szans, aby dostać się do środka - przyznaje prezes Mazur.

Kibice Górnika o spadku frekwencji dyskutują w sieci. Padają kolejne powody: wielu kibiców nie stać na kupno biletu, starszych kibiców odstrasza perspektywa oglądania meczu na stojąco. Prezes Mazur nie podziela jednak tego zdania. - Nie sądzę, by o to chodziło. Gramy przecież w ekstraklasie i 20 zł to nie jest wielki wydatek. Co do stania na meczu, tu też nie doszukiwałbym się problemu - mówi szef Górnika.

Piłkarze są zaskoczeni. - Gramy nieźle, a frekwencja spada. Niewykluczone, że to problemy z wejściem na stadion odstraszają kibiców - zastanawia się pomocnik Mariusz Przybylski.

Spadkiem frekwencji zajmowano się m.in. na poniedziałkowym zarządzie klubu. - Nie ma jednej i łatwej recepty na uzdrowienie sytuacji. Kibic, głównie przez ograniczenia pojemności obiektu, został odzwyczajony od przychodzenia na stadion. Teraz musimy go przyzwyczaić z powrotem. Trzeba pracować nad promocją. Chcemy wprowadzić internetowy system sprzedaży biletów, rozmawiamy z MOSiR-em o usprawnieniu systemu wchodzenia na mecze. Już teraz w przedsprzedaży bilety można kupować taniej - wylicza Mazur.

Klub w najbliższym czasie planuje uruchomienie nowej strony internetowej. Niewykluczone, że za jej pośrednictwem kibice będą mogli kupować bilety na mecze.

U sąsiadów też jest gorzej

Mniej kibiców jest także w Chorzowie. O ile w poprzednim sezonie średnia widzów zbliżała się do dziewięciu tysięcy, to już ostatni mecz z Koroną obejrzało 5,5 tysiąca osób. Powody? Na pewno słabsza gra niebieskich, ale i nowy system identyfikacji fanów. Dla młodych fanów skanowanie dowodu, dostarczenie do klubu zdjęcia czy zamówienie biletu przez internet to nic wielkiego. Starsi kibice, którzy od pół wieku kupowali wejściówki w kasach, wolą zostać w domach niż narażać się na stres czy nawet śmieszność.

W poprzednim sezonie mecze Polonii Bytom oglądało zwykle ponad 5 tys. osób. - W tym sezonie zauważyliśmy spadek frekwencji o ok. 30 procent. Naszym zdaniem ma to związek z nowymi zasadami wejścia na obiekt. Potrzeba czasu, aby ludzie się do nich przyzwyczaili - mówi Marek Pieniążek, dyrektor ds. marketingu Polonii.

Copyright © Agora SA