Koniec wielkiej piłki nad czeską granicą. Co dalej?

Przez półtorej dekady 50-tysięczny Wodzisław Śląski uparcie dawał odpór twierdzeniom, że zawodowy futbol może się rozwijać tylko w wielkich miastach. Ale w końcu nie dał rady.

Od sportowej klęski Odry minęło już kilka dni, ale Jan Gosek, który od lat opiekuje się sprzętem zawodników, zawozi do pralni ich przepocone po treningach i meczach stroje, wciąż jest wściekły. Na piłkarzy oczywiście. - Jak można było tak to spieprzyć? Taka szansa, taka szansa... - zawiesza głos.

Wyrwa w budżecie

W tegorocznych rozgrywkach Odra zajęła przedostatnie miejsce i spadła z ekstraklasy. Nie pomogli nowi zawodnicy: Czesi, Brazylijczyk, Argentyńczyk, Gruzin i kilka polskich gwiazd. W najważniejszych meczach sezonu zespół tracił punkty: z Ruchem Chorzów, Zagłębiem Lubin, Śląskiem Wrocław.

Marcin Czyż, kibic Odry i pracownik miejscowego banku, w ciągu ostatnich 14 lat opuścił zaledwie trzy mecze swojej ukochanej drużyny.

- Przecież tu, oprócz Odry, nie było i nic nie będzie! Dlaczego Rybnik mógł się rozwijać, a Wodzisław w tym czasie tylko się zwijał? Trudno, żebym nie był dumny z klubu, dzięki któremu ludzie w ogóle wiedzieli, że istnieje na mapie takie miasto jak Wodzisław - mówi Czyż.

Prezes Odry Ireneusz Serwotka już oficjalnie podał dziennikarzom powody porażki klubu. W największym skrócie: niewykorzystany potencjał zespołu, katastrofalna praca sędziów podczas kilku meczów Odry, nieporozumienia między polskimi i czeskimi udziałowcami klubu i zbyt późna zmiana trenera drużyny. O przyszłości Odry rozstrzygną najbliższe tygodnie. Dobrze nie jest. - Wyrwa w budżecie sięga połowy wpływów. Jeżeli tego nie załatamy, grozi nam degrengolada - ostrzega prezes. Sezon się skończył, ale do wypłacenia piłkarzom zostały trzy zaległe pensje.

W Wodzisławiu nie mają złudzeń, że po spadku Odry do I ligi nic już nie będzie takie samo. - Ciężko się będzie przestawić. Dla mnie to zawsze był klub ekstraklasy! - podkreśla pracownica klubu Aleksandra Bodziony. Cztery godziny przed każdym meczem pani Ola pojawiała się na stadionie, by przygotować pokój dla delegata PZPN-u, salę dla VIP-ów, doglądnąć, czy niczego nie brakuje w biurze prasowym. - Troszkę będzie brakowało tych kamer, rozgłosu - przyznaje ze smutnym uśmiechem.

Najbardziej martwi się jednak cięciem kosztów, bo - jak zapowiedział prezes Serwotka - redukcje dotkną również klubową administrację.

Po powrocie z ostatniego meczu sezonu w Krakowie piłkarze wpuścili do swojej szatni kibiców i rozdali im stroje meczowe. - 19 nowych kompletów! - wylicza Gosek. - Istna banda! No tak, ale Odra to tak bogaty klub, że może sobie pozwolić na prezenty - aż trzęsie się ze złości. Na ścianie, tuż przy wejściu do jego kanciapy, wisi gablota ze zdjęciami piłkarzy Odry. - Niech to lepiej pościągają, już nie mogę na nich patrzeć - macha ręka Gosek.

Odra mistrzem? Zdecydowanie tak!

Odra grała w ekstraklasie nieprzerwanie od 1996 roku. Wcześniej swoje pięć minut w wielkim futbolu miały inne okoliczne kluby: ROW Rybnik, Rymer Niedobczyce, Górnik Radlin, Naprzód Rydułtowy, Górnik Pszów, GKS Jastrzębie. Teraz kopie się w nich piłkę na poziomie amatorskim. A klub z Wodzisławia, choć dawno odcięty od górniczych pieniędzy, trwał i trwał. Pomagali lokalni sponsorzy, miasto, były pieniądze z Canal+ i transferów. Ostatnio inwestował także czeski biznes.

Rok po awansie Odra odniosła swój największy sukces. Trzecie miejsce w lidze dało jej prawo startu w europejskich pucharach. Do Wodzisławia nie przyjechały jednak żadne sławne drużyny, ale Pobeda Prilep z Macedonii i Rotor Wołgograd z Rosji. Z pierwszą sobie poradzili, z drugą już nie. Przed każdym następnym sezonem Odrze towarzyszyła niepewność, co też ją czeka na mecie rozgrywek. Na ogół drużyna dopiero pod koniec ratowała się przed spadkiem. Bywały też okresy chwały.

W 2003 roku, kiedy Odra akurat grała bardzo dobrze, do redakcji "Gazety" na czat z Czytelnikami przyszedł Serwotka. Prezes klubu, a wcześniej jego sponsor, emocje zawsze trzymał na wodzy. Wtedy jednak na pytanie jednego z internautów, czy Odrę stać finansowo na mistrzostwo Polski, kazał moderatorowi wstukać w klawiaturę: "Zdecydowanie tak!".

Coś dla piłkarzy po przejściach

W Odrze początkowo przeważali miejscowi piłkarze albo pościągani z sąsiednich klubów. Potem zaczęło się kupowanie coraz droższych zawodników. Zimą poważnie zagrożona degradacją Odra pierwszy raz w historii zaryzykowała i skusiła się na wielkie transfery.

- Transfery okazały się nieudane. I to za jakie pieniądze! Nie może być tak, że menedżer bierze ciężką kasę za piłkarzy nieprzygotowanych do gry w ekstraklasie - gorączkuje się trener Marcin Bochynek, który przed laty awansował z Odrą do ekstraklasy. Od tamtego czasu prowadził wiele innych klubów, trochę chorował, w 2006 roku cudem przeżył katastrofę budowlaną podczas Międzynarodowych Targów Katowickich. W ostatni weekend, kiedy spadek Odry stał się faktem, Bochynka aż zakłuło w sercu. - Panie, jaka tam była kiedyś atmosfera! Kiedy wygrywaliśmy w II lidze, na mecze przychodziło prawie 10 tys. widzów - mówi Bochynek.

Przez długi czas niewielki Wodzisław był postrzegany jako najlepsze miejsce pod słońcem dla piłkarzy po przejściach, którzy potrafili się w nim odbudować i jeszcze czegoś w karierze dokonać.

- Coś w tym jest. Ani kasa wielka, ani jakieś nadzwyczajne warunki do treningu, a jednak taka opinia o klubie panowała w naszym środowisku - przyznaje Wojciech Grzyb, piłkarz Ruchu Chorzów, który grał w Wodzisławiu w latach 2003-2006. Dzięki dobrej grze w Odrze przyspieszenia nabrała kariera reprezentantów Polski: Łukasza Sosina, Grzegorza Rasiaka czy Marka Saganowskiego.

Kluczbork daje więcej

Rozstanie z ekstraklasą martwi również Mieczysława Kiecę, prezydenta miasta. - Odra to duma naszego miasta. Dzięki klubowi zagrała tu nawet reprezentacja Polski. Przez te 14 lat różnie Odrę oceniano, kibice innych drużyn śpiewali: "Co to za miasto? Co to za wieś?", ale my poprzez wspólne działanie udowadnialiśmy, że jednak można zrobić coś pozytywnego - mówi Kieca.

Z wyliczeń prezesa Serwotki, który w latach 1998-2002 sam był prezydentem Wodzisławia, wynika jednak, że wsparcie gminy było znikome. W 2009 roku - 24 tys. zł, w tym - zaledwie 6 tys. zł. Serwotka wylicza: - Ruch Chorzów za występ w finale Pucharu Polski dostał 600 tys. zł z kasy miasta, Odra za występ w finale Pucharu Ekstraklasy - zero. Gliwice zasilają Piasta kwotą ponad 6 mln zł, Białystok daje swojemu klubowi 3 mln zł, Kielce prawie 10 mln zł. Nawet Kluczbork, który ma drużynę w I lidze, daje na piłkę około miliona złotych.

Prezydent Kieca broni się, że przecież miasto utrzymuje stadion. Ten argument tylko podnosi temperaturę rozmów, bo odkąd Odra gra w ekstraklasie, stadion prawie się nie zmienił. - A bez nowoczesnego stadionu, pełnego kibiców, nie ma w ekstraklasie czego szukać - uważa Dariusz Kozielski, działacz klubu i lokalny biznesmen z branży piekarniczej.

- W ostatnich latach prace na stadionie można nazwać liftingiem. Jak przyciągnąć kibiców, kiedy deszcz leje im na głowę? - wytyka Serwotka.

Coś się jednak zmieniło. Kilka lat temu na wniosek kibiców przed meczami przestała na stadionie przygrywać orkiestra górnicza. Jak na ich gust za bardzo trąciło to wiochą.

Prezydent Kieca jest w stanie wyobrazić sobie ekstraklasę bez Odry Wodzisław. Kibice - nie za bardzo. Czyż od kilku dni nie może sobie znaleźć miejsca. Już wie, czego najbardziej będzie mu brakować. - A tego, że w sobotę po południu nie pójdę na mecz Odry w ekstraklasie. Boję się, żebyśmy nie wylądowali jeszcze niżej - wzdycha.

Bochynek przestrzega: - Za ostro poszli z tymi transferami i mogą za to zapłacić. Martwię się, czy działacze Odry sobie teraz poradzą.

Copyright © Agora SA