Korona spadła z głowy Ruchu

Niezwykle udaną rundę jesienną niebiescy zakończyli meczem gorzej niż przeciętnym. W pierwszej połowie Ruch był chwilami bezradny, po przerwie chorzowianie zagrali lepiej, ale ich nadzieje na trzy punkty rozbiły się o... ochraniacz na piszczele.

Chorzowianie nie królują już niepodzielnie na stadionie przy ulicy Cichej. Imponującą serię sześciu kolejnych zwycięstw przerwała Korona. - Taki słabszy mecz musiał nam się końcu przytrafić. Nie ma jednak co zwieszać głów. Walczymy dalej - zapewnił po końcowym gwizdku Gabor Straka, pomocnik niebieskich.

W tygodniu poprzedzającym spotkanie w Kielcach wiele się działo. Działacze podziękowali za pracę trenerowi Markowi Motyce, a jego następcą uczynili Marcina Sasala (ostatnio Dolcan Ząbki). Sasal nie ustalał jednak taktyki na mecz w Chorzowie (był na stażu w słowackiej Żilinie), to już wziął na swoje barki Marcin Gawron, dotychczas asystent Motyki. - Mimo tych wszystkich zawirowań przyjechaliśmy do Chorzowa pełni optymizmu. Najważniejsze, że nie straciliśmy gola. Nasza gra w obronie w ostatnich meczach to była katastrofa - krzywił się na samo wspomnienie Gawron.

Ruch już dawno nie był tak bezradny jak w pierwszej połowie. Kielczanie byli szybsi, lepiej zorganizowani i przede wszystkim mieli pomysł na grę. Tymczasem niebiescy byli jak siatkarz, który ciągle musiał atakować na potrójnym bloku - nie byli w stanie przebić się przez linię pomocy, nie mówiąc o obronie.

- Zaskoczyli nas. To był zdecydowanie inny, lepszy zespół, niż ten, którego grę analizowaliśmy przed meczem na wideo - przyznał Marcin Zając, pomocnik Ruchu. Maciej Sadlok, który obserwował poczynania kolegów z pozycji stopera stwierdził, że już dawno nie widział przed sobą takiego muru jak ten, który zbudowali piłkarze z Kielc. - Nasza wielka broń czyli prostopadłe piłki w ogóle nie przechodziły do napastników - smucił się młody piłkarz.

Smutek zamieniłby się w rozpacz, gdyby nie poprzeczka (strzał Ediego), znakomity Krzysztof Pilarz (znowu Edi) i sędzia Dawid Piasecki, który uznał, że Gabor Straka faulował przed, a nie w polu karnym.

- No, trochę tych okazji było. Szczególnie, że mieliśmy za rywala tak silny zespół jak Ruch. Najważniejsze jednak, że nie straciliśmy bramki - powtarzał - jak wszyscy zawodnicy Korony - Edi.

Po przerwie Ruch w końcu otrząsnął się z przewagi rywala. Największa w tym zasługa Tomasza Brzyskiego i Krzysztofa Nykiela, którzy harowali na kilku pozycjach. - Nie dało się przebić środkiem to zaczęliśmy więcej grać skrzydłami - wyjaśnił Straka, który miał najlepszą okazję do zdobycia zwycięskiej bramki. Trener Waldemar Fornalik określił ją "piłką meczową". Słowak wykorzystał niepewną interwencję Zbigniewa Małkowskiego, który pogubił się przy strzale Nykiela, ale z kilku metrów trafił w bramkarza. - Piłka podskoczyła mi za wysoko i zamiast butem trafiłem ją tylko ochraniaczem - tłumaczył Straka.

Małkowski, który zagrał w polskiej ekstraklasie po dziewięciu latach przerwy (w sezonie 1999/00 był zawodnikiem Stomilu Olsztyn) triumfował. - Po tak długiej przerwie ten mecz był dla mnie jak drugi debiut. Spodziewałam się, że będzie ciężko, że będę miał mnóstwo pracy. Tymczasem aż tak źle nie było. Cieszymy się, że jesteśmy pierwszą drużyną, która urwała Ruchowi punkty na Cichej, a co ważne nie straciliśmy przy tym gola - uśmiechał się Małkowski.

- Już dawno nikt nas tak nie przycisnął na boisku w Chorzowie i teraz każdy z nas jest zdenerwowany. Pierwsza połowa słaba, ale w drugiej to my byliśmy lepsi. Szkoda tylko, że szczęście nie stało po naszej stronie - ocenił Sadlok.

Trener Fornalik podział punktów przyjął ze spokojem. - Spodziewaliśmy, że w Kielcach mocno popracują nad grą w obronie. Byli bardzo dobrze zorganizowanym zespołem. Ruch nie ma jednak powodów do narzekań. Rundę jesienną kończymy na bardzo dobrej trzeciej pozycji. Tylko pogratulować - podsumował szkoleniowiec, którego zmartwił uraz Rafał Grodzickiego - obrońca Ruch ledwo dokuśtykał do szatni.

Dodajmy, że mecz oglądał z trybun Franciszek Smuda. Selekcjoner reprezentacji miał też wziąć udział w pomeczowej konferencji prasowej - na stole stała nawet tabliczka z jego nazwiskiem. Smuda nie dotrwał jednak do końca spotkania. Pracownicy Ruchu mówili potem, że opuścił stadion na kwadrans przed końcem meczu.

Ruch Chorzów - Korona Kielce 0:0

Ruch: Pilarz Ż - Jakubowski (46. Zając), Sadlok, Grodzicki (90. Stefański), Nykiel - Grzyb, Baran, Straka Ż , Brzyski - Janoszka (60. Pulkowski), Niedzielan

Korona: Małkowski - Łatka Ż , Malarczyk, Hernani, Mijailović (72. Kal) - Kiełb, Wilk, Vuković, Sobolewski - Konon (71. Gajtkowski), Edi (86. Zganiacz)

Sędziował: Dawid Piasecki (Słupsk). Widzów: 8000.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.