Kołodziej jest Górnikowi bardzo potrzebny

Jeszcze w końcówce listopada zdawało się, że Dariusz Kołodziej nie sprawdził się i opuści Górnika. Teraz stał się jego podstawowym piłkarzem, wygląda na to, że może być liderem drużyny. - Cieszę się, że nadal gram w Zabrzu i że mogę występować na mojej ulubionej pozycji - mówi piłkarz.

Po tym, jak pod koniec listopada trener Henryk Kasperczak wyrzucił z pierwszego zespołu czterech obcokrajowców, mówiło się, że Kołodziej będzie następny. Sprowadzony z Podbeskidzia 27-letni pomocnik w Zabrzu nie umiał się odnaleźć. W ekstraklasie albo wchodził w samych końcówkach, albo nie wybiegał na boisko w ogóle. Wymieniano już kluby, do których miałby zostać wypożyczony - Podbeskidzie, Jastrzębie czy ŁKS - bo że nie zagra już w Górniku, wydawało się pewne. Sam piłkarz mocno wtedy wątpił w swój dalszy pobyt na Roosevelta.

- Nie grałem w sześciu kolejnych meczach. Jeśli zimą trener powie, że mnie nie widzi w składzie, to pewnie przyjdzie mi szukać klubu. Być może w takiej sytuacji w grę wchodziłby powrót do Podbeskidzia - mówił przygnębiony "Gazecie" niespełna trzy miesiące temu.

Tymczasem nieoczekiwanie zła passa całkowicie się odwróciła. Najpierw Kasperczak wystawił Kołodzieja do pierwszej jedenastki w meczu w Warszawie z Polonią, potem piłkarz zagrał cały mecz w Bełchatowie, a w ostatnim meczu na koniec sezonu świetnie wykorzystał swój atut, czyli precyzyjny strzał z wolnego, i w superważnym meczu z Jagiellonią zapewnił Górnikowi komplet punktów, który na koniec sezonu może okazać się kluczowy w walce o utrzymanie. - Ten gol na pewno poprawił moje notowania u trenera. Ale wierzę, że nie ten jeden mecz zdecydował o moim pozostaniu w Górniku - mówi zawodnik.

Pod koniec sezonu trener Kasperczak poprosił piłkarza na rozmowę. - Powiedział mi wtedy, że jestem mu potrzebny, że widzi dla mnie miejsce w Górniku. Strasznie się ucieszyłem, słowa trenera bardzo mnie podbudowały. Ja bardzo chciałem grać w ekstraklasie, bardzo chciałem grać dla Górnika i okazało się, że mogę zostać. To było dla mnie bardzo ważne - opowiada nam Kołodziej.

Zimowe zagraniczne obozy jeszcze bardziej umocniły pozycję piłkarza w zespole. W Tunezji w obu sparingach "Kołek" grał w wyjściowej jedenastce. Na Cyprze na sześć meczów w aż pięciu wychodził w pierwszym składzie.

Czy Kasperczak jest z niego zadowolony? Szkoleniowiec oczywiście w swoim stylu irytuje się na takie pytanie, bo nie lubi, gdy zagaduje się go o poszczególnych piłkarzy. - Nieważne, czy ja jestem zadowolony. Ważne, żeby piłkarze byli zadowoleni. Ich trzeba pytać - odpowiada.

Czy zatem Kołodziej czuje się pewniakiem w składzie? - Grałem sporo, ale nie mogę powiedzieć, że mam pewne miejsce w jedenastce. Wiadomo, że wszystko zależy od trenera. Ja cieszę się bardzo, że mogę grać na pozycji, która mi odpowiada. Jako ofensywny pomocnik grałem niemal cały czas w Podbeskidziu, i to jest miejsce na boisku, na którym najlepiej się czuję - przyznaje.

Podczas cypryjskiego zgrupowania najbardziej kontrowersyjnym wydarzeniem był mecz z Crveną Zvezdą Belgrad, niedokończony z powodu bijatyki piłkarzy. - Jeszcze w czymś takim nie uczestniczyłem. W tamtym meczu omal nie doznałem złamania nosa! W ostatniej chwili uchyliłem się przed ciosem jednego z przeciwników. Potem znalazłem się centrum awantury, nagle obróciłem się i zobaczyłem biegnących ze wszystkich stron zawodników obu drużyn. Przypominało to bójki hokeistów z NHL. Niewiarygodne... - kręci głową.

Nadchodzące derby z Ruchem u wszystkich wywołują dreszcze emocji. Kołodziej do WDŚ podchodzi spokojnie. - Na razie nie myślę za wiele o tym meczu. Jeszcze trzy dni temu byłem na cypryjskiej plaży, teraz brnę w półmetrowych zaspach śnieżnych w Bielsku-Białej. Ale od przyszłego tygodnia będę pewnie myśleć już tylko o tym meczu - zapewnia.

Polecamy: Zabrze: Cztery godziny i po biletach na WDŚ

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.