Trener Górnika Zabrze wciąż nie może się doczekać wzmocnień. Musi więc... kombinować

Na kilka dni przed inauguracją pierwszoligowego sezonu Marcin Brosz, trener Górnika Zabrze, nie może mówić o komforcie w układaniu wyjściowej jedenastki.

Czy Górnik Zabrze szybko wróci do Ekstraklasy? Podyskutuj na Facebooku >>

- Wzmocnienia? Chciałbym bardzo... - mówił kilkanaście dni temu Marcin Brosz, trener Górnika Zabrze. Po sobotnim sparingu z czeskim 1.SC Znojmo (3:0) tamte słowa zaś powtórzył. - Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że te wzmocnienia są nam potrzebne - podkreślał.

Ale że wciąż ich nie ma, to Brosz musi... kombinować. Przede wszystkim na bokach defensywy, bo to właśnie tam są największe braki - na te pozycje Górnik nie ma dziś ani jednego zdrowego piłkarza, który mógłby się pochwalić chociażby niewielkim doświadczeniem w Ekstraklasie czy pierwszej lidze!

Jeśli w ciągu kilku najbliższych dni klub nie postara się o transfery, piątkowy mecz z Miedzią Legnica na bokach obrony rozpoczną nominalni pomocnicy: Szymon Matuszek z prawej i Rafał Kurzawa z lewej strony. Owszem, Matuszek pełnił już tę rolę w końcówce zeszłego sezonu, ale było to rozwiązanie z kategorii "łatamy dziury". Jeszcze w trakcie poprzedniej jesieni uchodził - w barwach Dolcanu Ząbki - za jednego z najlepszych defensywnych pomocników pierwszej ligi.

Wiele wskazuje na to, że braki w "tyłach" najbardziej odbiją się na Arminie Cerimagiciu. Wszystko przez przepis mówiący o tym, że w pierwszej lidze w składzie zespołu może znajdować się tylko jeden piłkarz spoza Unii Europejskiej. W tej chwili Górnikowi bardziej potrzebny niż bośniacki skrzydłowy jest ukraiński stoper, Oleksandr Szeweluchin. A przynajmniej tak sugeruje wspomniany sparing z 1.SC Znojmo. Szeweluchin rozegrał w nim bowiem 90 minut, a Cerimagić pojawił się dopiero w końcówce.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.