Dobry pomysł, zły pomysł: Jest lepiej. Ale czy dobrze?

Dobrze, że kadra zagrała z Danią, bo mocny rywal pokazał nad czym trzeba jeszcze pracować. Źle, że pracy przed Polakami jeszcze naprawdę dużo, a czasu bardzo mało. Niemniej, ze sparingu na sparing kadra wygląda lepiej. Czy zdąży na Niemców? No cóż, dowiemy się za tydzień.

Dobry pomysł: Wierzyć. Pierwsze czterdzieści pięć minut meczu z Danią wyglądało źle, ale drugie już zupełnie przyzwoicie. Na tle bardzo mocnego rywala Polacy nie byli w drugiej połowie gorsi i potrafili narzucić swój styl gry. Tak właśnie trzeba zagrać za tydzień z Niemcami, oczywiście przemnożywszy to przez dużo większe zaangażowanie i dokładność.

Zły pomysł: Mieć pewność. Drugie czterdzieści pięć minut meczu z Danią wyglądało dobrze, ale pierwsze absolutnie nie do przyjęcia. Jeśli Polacy będą popełniać takie błędy, z Niemcami nie mają szans. Koncentracja na tysiąc procent - to nie jest nawet klucz do sukcesu, tylko minimum, które pozwala marzyć o korzystnym wyniku. Jeśli bowiem w meczu z Niemcami popełnimy tylko jeden błąd, to z dużym prawdopodobieństwem będzie to błąd decydujący o porażce.

Dobry pomysł: Spokojnie czekać. Kolejne elementy układanki, zwłaszcza w ataku, wskakują na swoje miejsca. Progres w stosunku do sparingów jest widoczny gołym okiem, choć Polacy z Duńczykami nie zachwycili. Ale w zasadzie nie można się było tego spodziewać. Raz, że z powodu TVP musieli grać o 16.00 (o 18.00 i 20.00 telewizja transmitowała mecze siatkarzy i piłkarzy ręcznych), czyli w największym upale i nic dziwnego, że nie chciało mi się biegać w meczu o nic. Widać też jednak było, że się po prostu oszczędzają, a nie człapią z przemęczenia. Spora różnica w porównaniu ze sparingami kadry Janasa przed mundialem. Po drugie - statystyka fauli mówi sama za siebie. Jeszcze przed końcem meczu Duńczycy popełnili 19 fauli, Polacy tylko 8. Nikt nie chciał ryzykować gry na sto procent i urazu. Przed meczem z Niemcami największe rezerwy są więc w tym, co będzie dla nas absolutnie kluczowe - przygotowaniu fizycznym i zaangażowaniu. Pod tym względem na Euro na pewno będzie dużo lepiej.

Zły pomysł: Spokojnie czekać. Brak szybkości i zaangażowania można zrozumieć. Jednak Polacy popełnili w niedzielę kilka błędów, które w meczu z Niemcami muszą skończyć się katastrofą. Niefrasobliwość i niechlujność w rozgrywaniu piłki na pewno zostanie przez Niemców boleśnie skarcona. Każde niedokładne podanie w środku pola to potencjalna strata i kontratak, w którym Niemcy są piekielnie groźni. A niedokładności było w niedzielę dużo za dużo. Przy okazji nasi obrońcy popełnili kilka katastrofalnych błędów, których wielki turniej na pewno nie wybaczy. Żeby je wyeliminować zostało bardzo mało czasu.

Dobry pomysł: Polski atak. Musimy przyznać, że przy bramce Krzynówka lekko opadły nam szczęki. To naprawdę Polacy tak zagrali? Bo właśnie tak powinno to wyglądać. Jeszcze w kilku sytuacjach, patrzyliśmy na płynną grę naszych reprezentantów z dużą przyjemnością. Żurawski ewidentnie w Larissie odżył i chwilami gra jak za najlepszych wiślackich czasów. Krzynówkowi rok na ławce w Wolfsburgu nie zaszkodził - nadal nie boi się pojedynków jeden na jeden i wychodzi z nich zwycięsko, potrafi też znaleźć się pod bramką dokładnie tam, gdzie trzeba. Ebi Smolarek to w ogóle klasa - drybluje, podaje, robi wiatr. Bez cienia kompleksów, za to na ogół z dobrym skutkiem. Jeśli dodamy do tego przebojowego Błaszczykowskiego i przytomnie rozgrywającego Lewandowskiego - naprawdę możemy być o nasz atak spokojni. Osobna kwestia to Roger, który potrafi zagrać tak, jak żadnemu z Polaków nigdy nie przyszłoby do głowy. Jeśli jego podania przestaną zaskakiwać kolegów, to na pewno nadal będą zaskakiwać rywali. Bardzo nieprzyjemnie zaskakiwać.

Przy okazji - podkreślaliśmy to już kilka razy, ale podkreślimy raz jeszcze - nasza kadra ma styl. Ruchliwość i wymienność pozycji między napastnikami i skrzydłowymi to w tej chwili znaki rozpoznawcze naszej reprezentacji. Piłkarze mają kilka wypracowanych schematów, dzięki którym często mogą grać z zamkniętymi oczami, ale wcale nie tak łatwych do powstrzymania. W porównaniu z Polakami zagubionymi i zaskoczonymi zupełnie nieznanym sobie ustawieniem, jakie tuż przed mundialem zaordynował Paweł Janas - progres jest ogromny.

Zły pomysł: Polska obrona. Tu jest dużo gorzej. Jasne, nakaz Beenhakkera, żeby chronić nogi i unikać walki zrobił swoje, ale fatalnych błędów w kryciu i ustawieniu z pewnością Beenhakker nie nakazywał. Jedyna bramka dla Duńczyków padła właśnie po serii indywidualnych błędów, z których każdy był do uniknięcia i żaden na Euro nie ma prawa się powtórzyć. W niedzielę jak uczniak mylił się nawet Jacek Bąk, który jako lider defensywy powinien raczej naprawiać błędy kolegów. Nie popisali się też defensywni pomocnicy, którzy po pierwsze zostawili rywalom dużo za dużo miejsca, przez co rozpędzeni Duńczycy wchodzili w naszą obronę jak rozgrzany nóż w masło, a po drugie, kilka razy głupio tracili piłkę narażając drużynę na kontry.

Widać też, że mamy problem z lewą obroną. Ani Golański ani Wawrzyniak do końca nie przekonali i opcja z Michałem Żewłakowem pozostaje otwarta. Szkoda, bo duet Żewłakow-Bąk na środku przekonuje nas nieporównywalnie bardziej niż duet Bąk-Jop. Tak czy inaczej, tydzień przed meczem z Niemcami kadra ma przede wszystkim przeznaczyć na pracę nad taktyką. Jeśli chodzi o grę obronną - jest nad czym pracować.

Dobry pomysł: Ebi Smolarek. Bohater eliminacji ma wszelkie dane, żeby być też bohaterem finałów. W Racingu Santander Smolarek nie zawsze przekonywał, ale w reprezentacji to klasa sama dla siebie. W niedzielę jako jedyny polski piłkarz mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że w niczym nie ustępuje rywalom. Nie boi się dryblingów i potrafi je wygrywać. Kilka razy świetnie zakręcił obrońcami, którzy musieli uciekać się da fauli - tak jak choćby przy karnym. Dużo widzi i dobrze podaje, co pokazał choćby przy bramce Krzynówka. Widać też, że jest dobrze przygotowany pod względem fizycznym i raczej nie musimy się obawiać powtórki z apatycznie snującego się Ebiego, jakiego oglądaliśmy podczas mundialu. Smolarek to jeden z tych zawodników, którzy na wielkim turnieju mogą zrobić różnicę.

Zły pomysł: Tomasz Zahorski. Beenhakker chciał sprawdzić, czy przy ewentualnej absencji Łobodzińskiego i Błaszczykowskiego ma trzecią opcję na prawym skrzydle. Nie ma.

Przy ustawieniu, w jakim gra reprezentacja Zahorski teoretycznie świetnie się nadaje na skrzydłowego. Potrafi minąć rywala, podać, ale także po wymianie pozycji zastąpić środkowego napastnika. Teoretycznie. Bo o ile w polskiej lidze Zahorski pokazuje swoje atuty, o tyle na tle Duńczyków zniknął kompletnie. Pokazał się tylko w jednej akcji, co jak na newralgiczną w naszym ustawieniu pozycję jest nie do przyjęcia. Zahorski pod okiem Beenhakkera rozwija się naprawdę dobrze, ale Euro to póki co dla niego za wysokie progi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.