Pierwsza piątka tygodnia NBA wg Z Czuba

Jesteśmy rozczarowani. To miały być najbardziej nieprzewidywalne playoffy od lat (przynajmniej na Zachodzie), a póki co nie dość, że w pierwszej rundzie wygrały drużyny wyżej rozstawione, to w drugiej zwycięstwa odnoszą tylko gospodarze (jedyny wyjątek to wygrana Pistons w Orlando). Mimo wszystko zapraszamy na kolejne podsumowanie bardzo przewidywalnego tygodnia w lidze, w której teorie spiskowe, zdarzają się.

OBROŃCY

STEPHON MARBURY (New York Knicks). Mike D'Antoni został nowym trenerem Knicks. Jeśli nauczyliśmy się czegoś w ostatnich latach, to że nowojorska drużyna jest kompletnie nieprzewidywalna, dlatego nie próbujemy zgadywać czym zakończy się ten, pozornie niezbyt idealny związek. Nie wiemy co zmieni się w przyszłym sezonie w Knicks, póki co cieszymy się, że na pewno nie będzie to Stephon Marbury. Marbs udzielił ostatnio wywiadu , w którym jak zwykle łamanym angielskim, na zmianę z łamanym marsjańskim, opowiadał o tym, co dla niego znaczy sprowadzenie D'Antoniego (który pozbył się Stephona z Phoenix zaledwie trzy miesiące po objęciu tamtej posady) i co robi by być w formie. Dowiadujemy się m.in., że Marbury przygotowuje się do przyszłego sezonu, biegając po górach:

SKRZYDŁOWI

ROBERT HORRY (San Antonio Spurs). Piąty mecz między Spurs i Hornets był 238 występem Horry'ego w playoff i nowym rekordem NBA pod tym względem. "Big Shot Bob" wyprzedził tym samym na liście wszech czasów Kareema Abdul Jabbara. Jak dla nas Horry póki co jedynie zrównał się legendarnym centrem i rekord pobije dopiero dziś w nocy. To dlatego, że wciąż uważamy, jako niegdysiejsi fani Sacramento Kings, iż mecz numer 4 finałów Konferencji Zachodniej w 2002 roku nie miał miejsca.

BEN WALLACE (Cleveland Cavaliers). Cztery minuty po rozpoczęciu meczu numer 2, "Big Ben" opuścił parkiet Boston Garden i tego dnia już się na nim nie pojawił. Powód? Ból głowy i zawroty. Oficjalnie za tę sytuację obwiniono alergię, Wallace jednak uważa, że to z powodu pozostałego po przedmeczowych pokazach pirotechnicznych dymu: "Zamroczyło mnie. W pierwszej kwarcie było pełno dymu. Nie da się grać w koszykówkę gdy kręci ci się w głowie." Czyżby kluczem do sukcesów Celtics na własnym parkiecie było podtruwanie przeciwników? Tę teorię zdaje się potwierdzać wypowiedź Patricka Lyonsa - właściciela bostońskiego baru Alibi Lounge, w którym przed siódmym meczem Hawks - Celtics (wygranym wysoooko przez Boston), spędzali czas koszykarze z Atlanty. Lyons twierdzi, że rozkazał barmanom dolewać podwójną dawkę alkoholu do wszystkich zamawianych przez graczy "Jastrzębi" drinków. Póki co nikt jeszcze nie ukuł chociażby równie wątpliwej teorii na temat tego, dlaczego na wyjazdach "Celtowie" grają jak potłuczeni.

CHARLES OAKLEY. "Potłuczeni" czuli się też zawsze koszykarze, którzy musieli grać przeciw Charlesowi Oakleyowi. Jeśli jesteście ciekawi co słychać u jednego z największych twardzieli w historii ligi, śpieszymy donieść: "Oak" postanowił zająć się gotowaniem na ekranie. Nagrał już trzy odcinki "Cafe Oakley" i planuje przekonać do ich emisji którąś ze stacji telewizyjnych. W jednym z odcinków jego gościem był John Starks, który pomógł w przygotowaniu pieczonego kurczaka. W innym Oakley podobno podawał przepis na żeberka, w którym pojawiło się kilka niestandardowych składników, a mianowicie 18 piw i 2-3 kubańskie cygara. Sposób przygotowania rozpoczynał się słów: "Wypij 10 piw".

CENTER

MARCIN GORTAT (Orlando Magic). 1,3 punkta, jedna zbiórka i pół bloku w ciągu sześciu minut - tak przedstawiają się średnie z pierwszego podejścia Marcina Gortata do playoffów NBA. Pozostaje nam tylko podpisać się pod laurką wystawioną Polakowi przez "Supergigant" i także podziękować za wykonaną w tym sezonie pracę, która jak się okazało, przekuła się w końcu na regularne występy na parkiecie. Orlando przegrało 1-4 serię ze starymi wyjadaczami z Detroit (którzy awansowali do finałów konferencji po raz szósty z rzędu), ale mamy wrażenie, że jeszcze sobie tę porażkę odbiją. Wierzymy, że z Gortatem jako jednym z podstawowych zmienników.

BILIARDERZY

Czy mówiliśmy już, że te playoffy są rozczarowujące? Mamy kolejny, obok przewidywalności, argument - po raz pierwszy odkąd rozpoczęliśmy pisanie "Pierwszej piątki tygodnia", żaden koszykarz nie zaliczył przez cały tydzień biliarda! Byli oczywiście tacy, którzy odchodzili po meczu ze statystycznym "niczym", ale żaden z nich nie rozegrał pełnej minuty - warunku niezbędnego, aby do grona biliarderów dołączyć. W tej sytuacji zamiast "biliardera tygodnia" przyznamy tytuł "błędu statystycznego tygodnia", a powędruje on do DJ'a Mbengi z Lakers, który we wczorajszym meczu z Jazz (wygranym przez "Jeziorowców", NIESPODZIANKA, na własnym parkiecie) zagrał przez calutką, jedną sekundę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.