Z cyklu "Starożytni olimpijczycy": Liczy się tylko zwycięzca (wyłoniony na podstawie obiektywnych kryteriów)(2)

Kogo nigdy nie wkurzyły oceny w skokach narciarskich niech pierwszy rzuci w nas kamieniem. My ten rzut ocenimy w skali od 1 do 20 a następnie dodamy wynik do punktów za odległość rzutu. Dopiero wtedy okaże się, czy rzut był celny.

Na Igrzyskach wiele jest dyscyplin, w których sędzia musi ocenić, czy zawodnik ładnie się zaprezentował. Im bardziej skomplikowany system oceniania tym dyscyplina mniej zrozumiała. Ktoś rozumie gimnastykę artystyczną? A łyżwiarstwo figurowe? Nie mówimy już o takich kuriozach jak ujeżdżenie, w których nawet konie wyglądają na lekko zagubione.

W każdym razie okazuje się, że subiektywne oceny nie mogą być częścią idei olimpijskiej. Z definicji.

Po pierwsze, w programie nie było gier zespołowych. Sportowcy współzawodniczyli ze sobą na zasadzie - każdy z każdym. Co więcej, nie istniały nagrody dla zdobywców dalszych miejsc. Jeden człowiek, wygrywał, reszta doznawała porażki. Nic nam nie wiadomo o nagrodach pocieszenia dla zawodników bliskich zwycięstwa. Ideał arete (doskonałości) nie uwzględniał sytuacji, w której jest się o krok o wielkiego triumfu. I wreszcie nie było subiektywnych ocen w zawodach atletycznych i hippicznych (...). W wymienionych tu konkurencjach żadne jury nie przyznawało punktów za styl, które mogły przesądzić o zwycięstwie. Tryumfatora wskazywano na podstawie jasnych, obiektywnych kryteriów. Był nim ten, kto pierwszy przekroczył metę, najdalej rzucił oszczepem, w zapasach powalił przeciwnika na ziemię. Troska o usunięcie wszelkich przejawów subiektywizmu rozciągała się ponadto na rozstrzyganie o faulach i dobieranie zawodników w pary, ponieważ jedno i drugie nie pozostawało bez wpływu na wskazanie ostatecznego zwycięzcy. Jak się okaże, surowe zasady spowodowały ograniczenie liczby dyscyplin rozgrywanych podczas igrzysk. Zredukowały ponadto w znacznym stopniu oskarżenia i spory o sprzyjanie wybranym zawodnikom. Wierność obiektywnym kryteriom w procesie wyłaniania zwycięzcy to główna przyczyna rozkwitu starożytnych igrzysk olimpijskich. To samo dążenie przyczyniło się do wskrzeszenia (rzeczywistego albo rzekomego) idei olimpisjkich.

Dzisiejszy odcinek dedykujemy Leszkowi Blanikowi z życzeniami, żeby nas nie słuchał i żeby nie dał się pekińskiemu smogowi.

****************

Igrzyska w Pekinie zbliżają się wielkimi krokami. To właśnie sytuacja, w której warto wspomnieć o tzw. II zasadzie Z czuba.pl, czyli "uczyć bawiąc, bawić ucząc". W związku z zasadą i igrzyskami rozpoczynamy cykl wykładów pt. "Starożytni olimpijczycy", w którym to będziemy wam cytować najciekawsze i najbardziej zczubowe fragmenty fantastycznej książki pt. (tu niespodzianka) "Starożytni olimpijczycy" Stephena G. Millera (PIW, Warszawa 2006, tłum. Iwona Żółtowska) - każdy fragment z dedykacją dla wybranego sportowca i komentarzem. Już nie musicie czytać tej książki. My to zrobimy za Was.

Przeczytaj także: Kary cielesne za falstart .

Kolejne odcinki już wkrótce

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.