Dlaczego Wielkie Derby Śląska są wielkie?

O Wielkich Derbach Śląska słyszymy od kilku tygodni, zawsze wypowiadane z lekkim przydechem i zawsze pisane wielkimi literami. Spojrzeliśmy w tabelę Orange Ekstraklasy i wyszło nam, że 40 tys. osób chce obejrzeć mecz ósmej drużyny polskiej ligi z jedenastą. Żeby zrozumieć o co chodzi postanowiliśmy porozmawiać z Pawłem Czado z katowickiej "Gazety Wyborczej", chodzącą encyklopedią śląskiej piłki. Jeśli on nie będzie wiedział, to znaczy, że nikt nie wie.

Z czuba.pl: Kiedy umawialiśmy się na rozmowę powiedziałeś, że dla Ciebie to poważna sprawa, ale my zaczniemy, jakby to był dowcip. Przychodzi Gorol do Hanysa i pyta - o co chodzi z tymi derbami?

Paweł Czado: Dla Hanysa to najważniejszy mecz w roku. To mecz dwóch najbardziej utytułowanych klubów w Polsce, które mają mnóstwo kibiców. Dla mnie osobiście jedną z najciekawszych rzeczy jest podział między kibicami. Na Śląsku nie ma prostego podziału terytorialnego - jedna dzielnica Rudy Śląskiej czy Świętochłowic może kibicować Ruchowi, inna Górnikowi.

Mapa podziałów kibicowskich wygląda jak mapa Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego - jest bardzo rozdrobniona. Podziały potrafią przebiegać nawet w obrębie jednej rodziny. Dziadek, który pamięta wielki Ruch z lat 50. - kibicuje Ruchowi. Ojciec z kolei zachwycił się wielkim Górnikiem z lat 60. czy 70., wspaniałym Lubańskim i kibicuje Górnikowi.

Policzyliśmy, że na 30 kolejek ligowych w 16 są jakieś derby Śląska. Co wyróżnia mecz Górnika z Ruchem na tyle, że mówi się o Wielkich Derbach?

Zainteresowanie i emocje, które wzbudza. Poza tym, historia. To jedne z najważniejszych polskich klubów, które zdobyły najwięcej tytułów mistrza Polski. Mecze między Górnikiem i Ruchem mają długą i barwną historię - wiele razy było tak, że te mecze decydowały o czymś ważnym. Tak było na przykład w 1971 r. Górnik był aktualnym mistrzem Polski. Ruch prowadził w tabeli i podejmował Górnika u siebie. I przegrał 1:4, a wszystkie cztery bramki dla zabrzan strzelił Lubański.

Albo mecz z 1970 r., uważany przez wielu kibiców za najlepszy mecz tych drużyn. Już w pierwszej minucie Edward Herman strzelił bramkę dla Ruchu, a chwilę później było 2:0. W drugiej połowie Górnik wyrównał na 2:2, ale w końcówce Ruch strzelił jeszcze jedną bramkę i wygrał 3:2. Takie mecze oglądało po 40 tysięcy ludzi.

Ale te mecze wzbudzały emocje nawet kiedy drużyny nie były mocne, także wśród zawodników. W 2000 r. sędzia podyktował bardzo dyskusyjny rzut karny dla Górnika, po którym piłkarze Ruchu, między innymi Marcin Baszczyński i Mariusz Śrutwa rzucili się na niego i próbowali go pobić.

Same kluby też nakręcają atmosferę. Niby żyją w przyjaźni, wielokrotnie działacze mówili o wzajemnym szacunku, ale zdarzały się zabawne złośliwości. Na przykład orkiestra na stadionie jednego klubu grała rywalom marsza żałobnego.

Mówisz dużo o historii, zresztą nic dziwnego - 28 tytułów mistrza Polski ma swoją wymowę. Ale fakt, że od ostatniego minęło 19 lat też.

To prawda i to boli. Ale rywalizacja tych klubów jest czymś niezwykłym. Wiem, że to banały, ale tak po prostu jest. Przez Ślązaków ten mecz jest traktowany śmiertelnie poważnie. To nie jest powód do żartów. To, co się wydarzyło w derbach czasami jest roztrząsane tygodniami, tygodniami też kibice zwycięzców potrafią drwić z kibiców pokonanych. Zresztą, 40 tysięcy osób na meczu mówi samo za siebie.

Ale w niedzielę z tej historii wiele nie zostanie. Wszyscy mówią o Wielkch Derbach Śląska, ale można też powiedzieć, że to mecz ósmej drużyny Orange Ekstraklasy z jedenastą.

Tak to wygląda dla całej reszty Polski. Dla kibiców na Śląsku miejsce w tabeli nie ma znaczenia. Ich klub może cały sezon dołować, ale w derbach musi zwyciężyć. I jeżeli uda się pokonać lokalnego rywala - jest poczucie, że sezon nie był stracony.

Przed derbami sprawdziliśmy sobie składy Górnika i Ruchu z ostatniej kolejki. Gerard Cieślik już nie gra, Włodzimierz Lubański też nie. Nawet Krzysztofa Warzychy już nie ma. Są za to Nowacki, Ćwielong, Janoszka, Pesković, Hajto, Gołoś, Zahorski, Brzęczek. Ruszają Cię te nazwiska?

Rzeczywiście, teraz ani w Ruchu ani w Górniku nie ma piłkarza, który porwałby tłumy. Nie ma piłkarza, na którego się chodzi. Są obiecujący utalentowani zawodnicy, którzy mogą kiedyś stać się gwiazdami, jak na Zahorski w Górniku, ale to co najwyżej pieśń przyszłości. Ale cieszy to, że po okresie bylejakości w obu klubach pojawili się ambitni działacze, którzy chcą, żeby kluby się rozwijały. I jeśli to się uda, to może za rok-dwa pojawią się gwiazdy.

Niektórzy ubolewają, że to już nie są prawdziwe śląskie drużyny. O sile Ruchu decydują dziś Słowacy - Balaz i Fabus oraz trener Radolsky, co nawiasem mówiąc dobrze wróży klubowi, bo ze słowackim trenerem Michalem Vicanem Ruch odnosił kiedyś wielkie sukcesy. Z kolei w Górniku jedna z największych gwiazd, Tomasz Zahorski jest z Mazur.

Dziś nie jest tak, jak bywało kiedyś, że w pierwszej jedenastce grało dziesięciu-jedenastu Ślązaków. Dziś ze Śląska jest jeden-dwóch zawodników w klubie. To już nie jest rywalizacja "chopów z Batorego na synków z Bierunia czy Knurowa". Ale moim zdaniem już nie ma szans, żeby to wróciło.

No dobrze, powiedzmy, że te derby będą rzeczywiście wielkie, już choćby ze względu na frekwencję. Ale co dalej? Nie będzie tak, że 40 tysięcy osób przyjdzie, obejrzy lepszy lub gorszy mecz, po czym rozejdzie się do domów i tyle?

Wiele zależy od tego, jak mecz się potoczy. Czy będzie ciekawie na boisku, czy będzie dobra zabawa na trybunach. To może być koło zamachowe dla całej śląskiej piłki, dzięki któremu ludzie znów zaczną przychodzić na stadiony. Większość dzisiejszych kibiców nie pamięta meczów z lat 70., kiedy na ligowe mecze przychodziło po 40 tysięcy ludzi. Dlatego ta liczba przemawia do wyobraźni i działa też na inne śląskie kluby. W Sosnowcu kibice zaczęli mocno reklamować mecze Zagłębia i zachęcać do przyjścia na mecz z Ruchem, czyli "świętą wojnę Hanysów z Gorolami".

Udało się zrobić z tego meczu wydarzenie, w czym duża zasługa kibiców. Kibice Ruchu reklamowali mecz z Górnikiem na derbach Madrytu i na spotkaniu Atletico Madryt z Boltonem. Kibice Górnika wywiesili dużą flagę na meczu reprezentacji na Cyprze. Kibice Ruchu wydali przed meczem poświęconą mu płytę hip hopową. Jestem wręcz zaskoczony tak wielkim zainteresowaniem. Mecz drużyn, które właściwie o nic nie walczą przyciąga nawet ludzi, którzy na co dzień nie interesują się piłką. Jak mój ojciec, który ogląda w telewizji mecze reprezentacji, ale nie chodzi na ligę. Jeśli tacy ludzie zobaczą jakim przeżyciem może być mecz ligowy - może wrócą jeszcze na stadion.

Od tego meczu wiele zależy - od tego, co będzie się działo na boisku, ale też na trybunach. Jeśli te derby by się udały, mogą zmienić się w wydarzenie cykliczne, za którym być może pójdą kolejne. Górnik już zapowiedział, że kolejny mecz z Ruchem też będzie chciał zorganizować na Stadionie Śląskim. Można by ba nim organizować inne śląskie derby, może mecze śląskich drużyn z Lechem albo Legią. Moim marzeniem byłoby, żeby Śląski ożywał częściej, niż tak jak teraz, czyli dwa, trzy razy w roku. Jeśli te derby wypalą - jest taka szansa.

Na zakończenie powtórzymy pytanie, od którego zaczęliśmy. O co chodzi?

O mecz niezbyt mocnych ligowych drużyn, który wywołuje zainteresowanie w całej Polsce, a nawet za granicą. Akredytowało się na niego ponad dwustu dziennikarzy, w tym z Niemiec, Anglii i Irlandii - krajów, gdzie mieszka bardzo wielu kibiców obu klubów. Mecz, który może pokazać jak Śląsk potrafi bawić się przy piłce i ponownie przyciągnąć ludzi na śląskie stadiony.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.