Upadek mistrzyni (a dokładnie 3 upadki)

Perypetie Kayako Fukushi na trasie rozegranego w weekend maratonu w Osace, to historia, która uczy nas pokory wobec sportu, a już w szczególności wobec maratonu. Fukushi, rekordzistka Japonii na 3000 i 5000 metrów oraz w półmaratonie, zaczynała go jako faworytka, a skończyła go chyba na wpół przytomna, potykając się o własne nogi. Samo oglądanie zapisu tego biegu jest skrajnie wyczerpujące.

Zaczęła mocno - już na pierwszym kilometrze uzyskała dużą przewagę nad resztą biegaczek. Przez kolejne 24 utrzymała tempo nieco ponad 3 minut na kilometr, zwiększając prowadzenie do ponad 500 metrów. Do 30 kilometra Fukushi była zrelaksowana i w świetnym humorze. Śmiała się z zabawnych wiadomości przekazywanych jej przez kolegów na butelkach z napojem, płukała sobie nim gardło, machała. Nagle jednak zaczęła tracić siły i jej tempo spadło dwukrotnie. Ostatecznie ukończyła maraton na 19 miejscu, ostatni etap pokonując truchtem, co chwila się zataczając. Na stadionie upadła 3 razy (po raz ostatni na kilka metrów przed metą) i z największym trudem ukończyła swój debiutancki maraton:

Dawno już nie widzieliśmy tak wyczerpanej osoby (nie licząc siebie, po 15 minutach jakiegokolwiek wysiłku fizycznego), te ostatnie 800 metrów to była prawdziwa droga krzyżowa dla japońskiej biegaczki. Jesteśmy jednak pewni, że Fukushi, która linię mety minęła krwawiąc ale z uśmiechem na ustach, da sobie radę. Hartu ducha jej nie brakuje, następnym razem wystarczy lepiej rozłożyć siły. Bo biorąc pod uwagę przebieg tego maratonu, można odnieść wrażenie, że nikt Fukushi nie powiedział, że przed nią dwukrotnie dłuższa niż zwykle trasa.

Copyright © Agora SA