Kendrick Perkins to w pierwszej piątce Boston Celtics, w której grają takie tuzy jak Kevin Garnett, Ray Allen i Paul Pierce, przysłowiowy "czwarty do brydża", więc jego kontuzja, zwłaszcza, że niegroźna, nie spędza kibicom snu z powiek. Sen z powiek spędziło jednak Perkinsowi jego własne łóżko, które zwaliło się mu na nogę.
Jak do tego wszystkiego doszło? Przyznajemy, że niewiele zrozumieliśmy z dość niejasnego tłumaczenia Perkinsa, nasza wersja, jego wersji wydarzeń przedstawia się mniej więcej tak: Perkins spał sobie smacznie w swoim zapewne ogromnym łożu i gdy zaczął się kręcić niespokojnie (prawdopodobnie śnił mu się finał NBA z San Antonio), nóżki po jednej stronie łóżka nie wytrzymały i ta część mebla zwaliła się na ziemię. Koszykarz wstał, żeby łóżko podnieść i naprawić, kiedy nagle zagłówek zaczął także odpadać. Perkins próbował go złapać i w tym momencie łóżko spadło na nogę, która w międzyczasie znalazła się pod nim. Czy jakoś tak...
Niezależnie od jakości tłumaczenia, to najprawdopodobniej druga najgorsza wymówka jaką w życiu słyszeliśmy. Pierwszą jest niezmiennie historia Charlesa Barkley, który swoją absencję podczas jednego z meczów tłumaczył wizytą na koncercie Erica Claptona, na którym światła były tak ostre, że zmusiły go do ciągłego pocierania oczu, a jak się okazało używany przez Barkleya krem do rąk wszedł w reakcję chemiczną z jego oczami i wypalił mu pierwszą warstwę rogówki.
Palec Perkinsa nie jest złamany tylko mocno spuchnięty, ale i tak koszykarz trafił na listę kontuzjowanych. A przy okazji na listę głupio kontuzjowanych .