Z cyklu "Nieznani, a szkoda": Cian O`Connor

Kontynuując minicykl o mistrzach sportów nieznanych, tym razem bardzo kontrowersyjna gwiazda dyscypliny, w której polska drużyna narodowa przez wiele lat była niepokonana, a mianowicie jeździectwa.

Już wielokrotnie podkreślaliśmy naszą miłość do Irlandii i wszystkiego co irlandzkie . Dlatego, gdy tylko poznaliśmy historię Ciana O`Connora, nie mogliśmy się oprzeć, by nie przedstawić jej szerszemu gronu.

Można powiedzieć, że urodzony 12 listopada 1979 roku w Dublinie Cian sport i sukces miał we krwi. Jego dziadkiem był legendarny Karl Mullen, były kapitan irlandzkiej drużyny narodowej w rugby, która w 1948 roku niepokonana wygrała Puchar Pięciu Narodów i kapitan drużyny British and Irish Lions z roku 1950. Jego ojciec chrzestny to z kolei sir Tony O`Reilly, kolejna była legenda irlandzkiej jajowatej piłki, aktualnie wykonująca zawód miliardera. Duży Tony majątku dorobił się, szefując koncernowi Heinza i kupując medialnego globalnego potentata International News & Media. Nie dziwnym jest, że, oprócz jeździectwa oczywiście, ulubionym sportem Ciana jest rugby. Chłopak całe dzieciństwo był jednak marnej postury , więc nie pozostało mu nic innego jak zwrócić swe młode oczęta ku innej dyscyplinie. Jako, że cianowy ojciec, Tadhg (powinno to zostać zapisane w Wielkiej Księdze Najśmieszniejszych Imion Świata) posiadał hotel położony zaraz obok stadniny konnej, naturalnym wyborem było więc jeździectwo. Nie miał zresztą O`Connor za bardzo innego wyjścia - narodowy sport Irlandczyków, czyli to , było dla niego niedostępne, jako że Cian od niepamiętnych czasów nie pije i nie pali. Swoją drogą, abstynencki Ajrisz to trochę tak abstrakcyjny byt jak hokeista z pełnym uzębieniem.

Po raz pierwszy noga młodego O`Connora w stajni postała, kiedy miał 14 lat. Kiedy więc my w tym samym wieku interesowaliśmy się głównie równie nieletnimi przedstawicielkami płci przeciwnej, Cian poświęcił się, jakby to nie brzmiało, koniom. Chłopak miał głowę na karku i już w dwa lata później uderzył do swojego chrzestnego po fundusze. O`Reilly jednak również nie w ciemię bity, nie chciał narażać się swojemu przyjacielowi i dziadkowi zarazem chłopaka, sponsorując cianową pasję, która mogłaby go oderwać od książek. Nie dziwimy się - nie warto irytować człowieka, który może oderwać ci głowę i przebiec z nią ładne kilkadziesiąt jardów. Powoli jednak Duży Tony zaczął wspierać chrześniaka, a ten z kolei odwdzięczać się swojemu protektorowi sukcesami, najpierw na arenie krajowej, dopiero później międzynarodowej.

Na początku XXI wieku O`Connor stał się jedną z irlandzkich "młodych strzelb", które będąc, podobnie jak oni dość przypadkową zbieraniną, o dziwo zaczęły przywracać Irlandii należne jej miejsce w jeździeckim świecie. Sam Cian, błyszcząc pośród nich, został uznany najlepszym zawodnikiem serii Samsung Nations Cup w 2002 roku. W tym samym czasie, kiedy rozpędzał się jak Speedy Gonzalez, zaczęła się jego pechowa passa. Musiała się ona zresztą kiedyś zacząć, bo, co oczywiste, nie mogło tak być, że chłopak jest młody, utalentowany, z koligacjami rodzinnymi i do tego jeszcze w związku z Hazel O`Callaghan, córką irlandzkiego potentata nieruchomości Owena O`Callaghana. 19 czerwca 2002 roku Hazel przewróciła się podczas załadunku konia do przyczepy uszkadzając sobie czaszkę. Mimo prób odratowania jej, po dwóch tygodniach młoda O`Callaghan zmarła w dublińskim szpitalu Beaumont w wieku lat 22. Jej potężny ojciec wsparł Ciana i tak, przy pomocy już nie jednego, a dwóch potężnych protektorów i jednego ex-rugbysty o konkretnych wpływach, Cian podniósł się po tej tragedii i dalej parł do przodu. Po tym jak Irlandczycy awansowali do światowej jeździeckiej ekstraklasy, czyli Super League, Cian został w 2003 roku najlepszym zawodnikiem dwóch zawodów pod rząd w La Baul i Belfaście. Wyznaczył sobie przy tym plan rozwojowy, który miał zakończyć się olimpijskim tryumfem na igrzyskach w Pekinie. Pierwszą rozgrzewką miały zaś być igrzyska w Atenach w 2004 roku. Przed nimi O`Connor był już dość uznanym jeźdźcem, jednak i tak jego szansę na ostateczną wiktorię olimpijską oceniano na 1 do... no przynajmniej do dużo dużo plus jeden.

O dziwo nasz mały bohater zaliczył perfekcyjny występ i wywalczył dla Irlandii pierwszy i, jak się okazało, jedyny medal na greckiej ziemi. A że krążek w dodatku był koloru złotego, O'Connor i jego wierny koń Waterford Crystal zostali największymi bohaterami Zielonej Wyspy od czasów Cuchulainna . Na dwa miesiące Cian stał się wyspiarskim Małyszem. W październiku, czyli dwa miesiące po ateńskiej wiktorii, wciąż nie schodził z okładek kolorowych pism, teraz jednak powód był zgoła odmienny - Irlandzka Federacja Jeździecka podała informację, że mistrz wygrał nieuczciwie. Konkretnie zaś chodziło o doping. Oczywiście na dopalaczach jechał nie O' Connor, lecz jego dzielny, choć nie jeżdżący fair play rumak. Prawie wszyscy Irlandczycy byli w szoku , ci, którym udało się z niego otrząsnąć, przypomnieli sobie, że także w 2004 drugi z cianowych wierzchowców, ABC Landliebe, również dał się prowadzić pod wpływem. Sam zainteresowany z uporem, hmmm osła, odmawiał wszelkiego komentarz, za to O' Connor zapewniał o swojej niewinności. - To znaczyłoby, że jestem oszustem, a ja nie oszukuję! Mam nadzieję, że test próbki B zostanie zrobiony tak szybko, jak to możliwe - zapewniał. Niedługo potem zaczęły dziać się rzeczy znane głównie z filmów o tym panu .

Najpierw podczas włamania do biura EFI zniknęła dokumentacja dotycząca konia, na którym O' Connor jechał w Rzymnie, potem okazało się, że także posiadana przez Międzynarodową Federację Jeździecką (FEI) próbka "B" krwi Waterford Crystal dostała nóżek i znikła. Cian stwierdził, że z kradzieżami nie miał nic wspólnego i wszystko jest dziełem chcących zrobić go w konia "nieznanych wrogów".

Wkrótce potem wyszło, że nie cała próbka znikła i jej pozostałą część można przebadać. Same testy owiane były tajemnicą. Podano do wiadomości, że przeprowadzone będą w Hong-Kongu, gdzie O' Connor wysłał swojego obserwatora. Tymczasem spryciarze z FEI przesłali materiał do badania do Nowego Jorku. Przeprowadzone tam testy potwierdziły, że koń Irlandczyka był na dopingu. Ostateczne decyzje w sprawie zapadły dopiero w kwietniu 2005. Cianowi odebrano medal i tytuł mistrza olimpijskiego przyznano Brazylijczykowi Rodrigo Pessoi. Samego O'Connora uznano jednak za niewinnego umieszczenia ludzkich narkotyków w końskim organizmie. Kto był dealerem wierzchowca i sprawcą znikania próbek i dokumentów - do dziś nie wiadomo.

Po trzymiesięcznej przymusowej przerwie O'Connor o koniogate zapomniał i znów z sukcesami bierze udział w zawodach. Jako jeden z dwóch najlepszych w tym roku, obok Shane`a Carey`ego, jeźdźców irlandzkiej drużyny narodowej w Nations Cup, wprowadził zielonowyspiarzy ponownie do najbardziej prestiżowych rozgrywek Samsung Super League. Pomogło im w tym między innymi zwycięstwo w Poznaniu w czerwcu tego roku, choć podobno nikt nie widział Ciana, by pił wódkę ze swoim koniem, w którymkolwiek z wielkopolskich pubów. Wprawdzie jego marzeniem, Ciana, nie konia, jest otwarcie centrum treningowego dla młodych jeźdźców (nie wiemy czy przewiduje zajęcia z upgrade`owania konia). My jednak nigdy nie wybaczymy mu, że brutalnie wyprowadził nas z tego błogiego stanu nieświadomości. Zawsze wydawało nam się, że jeździectwo to sport kulturalnych, bogatych ludzi, dla których jedynym dopuszczalnym oszustwem, są te podatkowe. Teraz pełni podejrzeń czekamy tylko na karabiny podwieszane do szybowców na zawodach lotniczych i sokoły myśliwskie na amfetaminie podczas Spotkań Łowieckich Darz Bór.

Copyright © Agora SA