Reprezentant Polski zagrał w dwóch ostatnich meczach ligowych MU z Evertonem (2:1) i Sunderlandem (4:0). W sobotę wystąpi przeciwko West Hamowi i, być może, w Nowy Rok z Birmingham. Jego zespół jest liderem Premier League.
Tomasz Kuszczak: Po to trenuję dzień w dzień, żeby - jak przyjdzie moment - wejść do bramki i grać. Nadarzyła się okazja, bo Edwin van der Sar naciągnął pachwinę i przez tydzień w ogóle z nami nie trenował. Miał pecha. A ja się cieszę, że w okresie świąteczno-noworocznym tych meczów trochę mi się uzbiera.
Nie wiem. W sobotę raczej nie zagra, nie wiem, jak będzie w Nowy Rok. Potem, szóstego stycznia, gramy Puchar Anglii z Aston Villą. Rok temu wystąpiłem bodaj w pięciu z siedmiu meczów tych rozgrywek. Może teraz będzie podobnie? Żadnych decyzji jeszcze nie ma. Teraz myślę tylko o meczu z West Hamem w Londynie. Chelsea i Arsenal stracili w środę punkty, jest szansa im uciec. Może trener da mi jeszcze zagrać w trzech-czterech meczach i zobaczymy, co dalej. Jestem ze swoich występów zadowolony. Gram coraz więcej. W Lidze Mistrzów wystąpiłem w pięciu meczach, grałem więcej niż Edwin.
Wygraliśmy i dla zespołu to najważniejsze. Dla mnie najbardziej liczy się to, by nie puszczać goli. Z Sunderlandem się udało. Już do przerwy wszystko było jasne, prowadziliśmy 3:0, ale miałem dwie okazje, w których mogłem się wykazać. Obroniłem dwa groźne strzały, zostałem pochwalony przez sir Aleksa. Za spokój, refleks i pewność.
To był bardzo ciężki mecz. Puściłem gola, ale nie mogłem obronić strzału głową Cahilla. Everton jest w formie, to świetnie ułożony taktycznie zespół z indywidualnościami. Teraz gra u siebie z Arsenalem i mamy nadzieję, że odbierze im punkty.
Chodziło mi o to, że zagranie było za lekkie. Piłka wolno się toczyła. Kolega przyznał, że mógł podać wcześniej i był koniec tematu. Boisko było grząskie, nierówne i, mówiąc szczerze, te wybicia nogą nie za bardzo mi się udawały. Dostawałem piłkę na lewą nogę, którą kopię słabiej niż prawą. Przeważnie byłem pod presją napastnika, a to nie są łatwe sytuacje. Zdarzyło się, że źle wybijałem, ale nikt nie miał pretensji. Czasem pewniejszą sytuacją jest wybicie piłki w aut niż kombinowanie. W obu spotkaniach zagrałem dobrze, ale jak ktoś chce się przyczepić - temat zawsze znajdzie.
Samotnie. To znaczy nikt z rodziny do mnie nie przyjechał, bo i tak... nie za bardzo byłem w domu. Dzień przed Wigilią graliśmy mecz, w Wigilię rano trenowaliśmy. Wieczorem poszedłem, dosłownie dwie przecznice dalej, do polskich przyjaciół na kolację. W pierwszy dzień świąt mieliśmy trening i po nim pojechaliśmy autokarem do Sunderlandu. Drugiego dnia świąt graliśmy mecz. Wróciłem późnym wieczorem. Nie było więc sensu, by najbliżsi przyjeżdżali do Manchesteru. W piątek mamy rano trening i lecimy do Londynu na mecz z West Hamem. Nie wiem, jak będzie w Nowy Rok. Liczę na wolnego sylwestra, bo z Birmingham gramy pierwszego stycznia wieczorem. Ale kto wie? Może sir Alex zdecyduje, że spotkamy się już 31.
Żeby być numerem jeden w takim klubie, trzeba sobie naprawdę zasłużyć. Tego nie dostaje się z dnia na dzień. Konkurencja jest ogromna. Edwin van der Sar to doświadczenie jednego z najlepszych bramkarzy świata, a wracający do zdrowia Ben Foster to nadzieja angielskiego futbolu.
Zbliżam się małymi kroczkami do bycia numerem jeden. W tamtym sezonie zagrałem w 13 meczach. W tym już w dziesięciu, a powinno być jeszcze kilkanaście... Trener ufa mi coraz bardziej. Koncentruję się na każdym kolejnym meczu. Ale uważam, że nie jestem tylko rezerwowym bramkarzem, który wchodzi, bo kolegę boli pachwina, tylko bramkarzem rezerwowym, który jest coraz bliżej podstawowego składu. Stąd kilka moich nieoczekiwanych występów. Dla niektórych niezrozumiałych.
Ci, co znają się na piłce, wiedzą, że powód takiego zachowania może być tylko jeden: sir Alex szykuje mnie na następcę Edwina. Widać dla niego jestem nadzieją na przyszłość.
Sir Alex Ferguson, najlepszy trener świata, tak zdecydował. A on wie, co i dlaczego robi. Mogę się tylko cieszyć, że nie boi się takich decyzji. Moja praca i cierpliwość zostają docenione.
O tym drugim nie słyszałem w ogóle. O jego nowej umowie też wiem niewiele. Patrzę na siebie. Sygnał Aleksa Fergusona jest jasny: daję ci szansę, graj. To gram. I to mnie interesuje, a nie to, co zrobił Edwin. Ciężko mi z nim rywalizować, występami w lidze czy kadrze przebija mnie po stokroć. Ale chcę pokazać, że świeża krew też może zapewnić drużynie grę na najwyższym poziomie.
Nie czytam gazet, więc nie wiem, co sir Alex mówi dziennikarzom. Wiem, co mówi do nas w szatni. Jak przychodzą mecze, moje nazwisko wymienia na pierwszym miejscu. Wierzę, że w dalszej perspektywie nie zostanę pozbawiony szansy walki o numer jeden.
To znaczy?
Tak, tak... Już wiem, o co chodzi. Na swojej skórze jeszcze tego nie odczułem. Ale parę razy słyszałem i widziałem. No cóż... Sir Alex potrafi długo, głośno i dosadnie się wyrazić. Nie oszczędza nikogo. Mam nadzieję, że "przyjemność suszarki" nie dotknie mnie osobiście.
Zabolało mnie, że mecz z Belgią musiałem oglądać z trybun Stadionu Śląskiego, a w Serbii byłem tylko rezerwowym, choć Artur Boruc wyjechał. Nie rozumiem tego, ale nigdy nie powiedziałem, że chcę zrezygnować z kadry. Chciałbym grać w drużynie narodowej, a nie jeździć na jej mecze jako turysta. To jest moja ambicja piłkarska! Chyba lepiej, że mówię tak, niż gdybym twierdził, że "cieszy mnie rola pierwszego czy drugiego rezerwowego". Każde powołanie mnie bardzo cieszy. Bardzo chciałbym pojechać na Euro.
Stawię się na wezwanie selekcjonera i zrobię wszystko, by grać. Moje umiejętności pozwalają mi myśleć o występach w kadrze, ale decyzję podejmie trener.
Jestem Polakiem i nigdy nie rzucę narodowego zespołu.
Sezon 2007/08
Pięć meczów w Lidze Mistrzów (dwa puszczone gole), cztery w Premier League (1), jeden w League Cup (2)
2006/07
Sześć meczów w Premier League (2), pięć w FA Cup (5), dwa w League Cup (2).