Kiedy nie ma sianka - felieton Jacka Bednarczyka

Próba skutecznego nawiązania do tłustych lat żeńskiej siatkówki w Radomiu przypomina osławioną determinację polegającą na waleniu głową w mur.

W Polsce nie brak jest ośrodków, w których z powodzeniem grają w najwyższych ligach zespoły żeńskie i męskie. Kiedyś należał do nich również Radom, ale z tej bajki pozostały jedynie wspomnienia. A do pełni szczęścia potrzeba przecież tak niewiele...

Gdyby tylko była kasa, już dziś można by skompletować całkiem niezły zespół kobiecy oparty w większości na radomiankach. Lista nazwisk nie jest może zbyt długa, ale warto wiedzieć, że Katarzyna i Małgorzata Skorupówny, Agnieszka Mortka, Ilona Farkowska - to silne punkty swoich zespołów. Gdyby udało się je namówić do powrotu, a potem dokonać jeszcze niewielkich wzmocnień, na dobry początek seria B byłaby nie do wyjęcia!

Rzeczywistość nakazuje tymczasem twardo stąpać po ziemi. Nie ma sianka, nie ma granka... Być może kiedyś znów zobaczymy w Radomiu najlepsze siatkarki kraju. Mam jedynie nadzieję, że nie tylko podczas treningów kadry narodowej, towarzyskich spotkań "o nic" w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji czy też wreszcie urlopowych spacerów naszych "rodzynków" w rodzinnym grodzie. Być może...

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.