Lech Poznań - RC Lens 0:1

?Kolejorz? odpadł z Pucharu Intertoto. Różnica między zespołem polskim a francuskim była zbyt duża.

Skromna wygrana 1:0 dawała Lechowi awans do kolejnej rundy Pucharu Intertoto i na pewno niezły prestiż, jakim jest wysłanie z powrotem do Francji tak znanej drużyny, jak RC Lens. W końcu przynajmniej od starć z IFK Goteborg w 1999 r. nie było w Poznaniu europejskiej drużyny o takiej marce.

Skromne 1:0 - łatwo powiedzieć... Francuzi przywieźli zespół o dużo większym potencjale. W porównaniu z meczem w Lens trener Francois Gillot dokonał siedmiu zmian. Wpuścił nowego bramkarza - czarnoskórego Charlesa Itandje, a także Jacka Bąka i Brazylijczyka Hiltona, którzy stworzyli parę stoperów, jakich tydzień temu nie było. Na ławce usiadł znakomity Aruna Dindane z Wybrzeża Kości Słoniowej - nowy nabytek Racingu, który w Poznaniu zadebiutował w swym nowym klubie.

Fani z Francji, których w Poznaniu pojawiło się 60, zaskarbili sobie sympatię 10 tys. kibiców poznańskich, wywieszając biało-czerwoną flagę z napisem "Lens". Dostali za to brawa. Zdumienie Polaków wzbudziło to, że zupełnie nie liczą się z kosztami. Równo z gwizdkiem sędziego z Danii odpalili bowiem kilka rac świetlnych. Za jedną taką racę w Lens "Kolejorz" został ukarany 1000 franków kary. Francuzi w Poznaniu mieli to gdzieś. Świetnie się bawili, śpiewali nie tylko piosenki klubowe, ale i ogólnie znane standardy, bili w bębny i dłonie, biegali po sektorze wężykiem. Przez megafon nadawali "Allez, forza Lens" na brazylijską melodię Lambady.

Fani Lecha pokazali swą wielką sektorówkę i - aby doczekać się kolejnego popisu Krzysztofa Gajtkowskiego - wywiesili też flagę z kopalnianym szybem.

Pierwszy celny

Wszystkich zjednoczyła minuta ciszy, którą uczczono na Bułgarskiej pamięć ofiar terrorystycznego ataku w Londynie.

Potem Lech próbował zaatakować - z szarżą ruszył np. Paweł Sasin, ale pierwszy strzał Lens zakończył się bramką dla Francuzów. Brazylijczyk Jussi zbiegł z lewego skrzydła do środka, oddał piłkę, którą wrzucił z drugiej strony Yoann Demont. Obrońcy Lecha zupełnie przysnęli (Mariusza Mowlika sprytnie zepchnął w kierunku linii końcowej potężny Dagui Bakari) i pozwolili, by Jussi - tym razem na środku pola karnego - znów doszedł do piłki i bezwzględnie tę omyłkę "Kolejorza" wykorzystał.

I sytuacja natychmiast się zmieniła. Teraz to "krwisto-złoci", bo takie barwy nosi Lens, byli w lepszej sytuacji i kontrolowali mecz. Rzadko zdarzały im się błędy. W 17. min strata piłki przed polem karnym przez Kameruńczyka Assou-Ekoto spowodowała, że Gajtkowski znalazł się w dogodnej sytuacji. Bramkarz Itandje miał spóźnioną reakcję, była szansa na pokonanie go. Tyle że "Gajtek" zachował się tak, jakby nigdy wcześniej nie przypuszczał, że na linii bramkowej rywala może zobaczyć Murzyna. Wystraszył się go, oddał mu piłkę w rękawice.

A Lens z minuty na minuty zaczynało coraz bardziej malowniczo grać w piłkę i rozprowadzać akcje. Lech ostrożnie się temu przyglądał i próbował przerywać grę Francuzów. Nie było to łatwe. Wielkolud Dagui Bakari podnosił nogę i już miał ją na wysokości głów lechitów. Ze swoimi 198 cm wzrostu spoglądał na boisku z góry na wszystkich, poza... sędzią. Pan Svendsen z Danii trzymał się równie wysoko.

Francuzi bardzo chętnie podnosili piłkę i grali nią w powietrzu. Tu radzili sobie dużo lepiej od Lecha (choć Błażej Telichowski potrafił wygrać pojedynek główkowy z Bakarim). Na ziemi od czasu do czasu poznaniacy potrafili coś przeciąć, przerwać, ale generalnie francuski zespół miał dużą swobodę i wybór w sposobie rozwiązania akcji. Poznaniacy momentami byli bezradni, przez pół godziny nie mieli na koncie nawet jednego faula.

Francuzi byli o niebo lepsi i kropka. Szansą Lecha były kontrataki, których kilka udało się przeprowadzić, ale pod polem karnym Lens lechici tracili już koncept. Wyrzucali piłki w aut, niedokładnie dogrywali, za łatwo tracili piłkę. A brylował w tym, niestety, Gajtkowski.

Szanse w końcówce

Na drugą połowę Lech wyszedł z większym animuszem i po ładnej akcji najlepszego w "Kolejorzu" Sasina bliski strzelenia gola był Piotr Reiss, który wpadł w pole karne i posłał piłkę nad bramką. A w ostatniej minucie po rzucie rożnym i strzale Telichowskiego piłka trafiła w słupek. To właśnie w końcówce meczu Lech był najbliższy zdobycia bramki.

Gdy do końca meczu zostało pół godziny, trener Czesław Michniewicz wpuścił na boisko debiutanta Jakuba Wilka. Zmienił on swego niedawnego kolegę z rezerw Artura Marciniaka, który przeciw Lens niczego wielkiego nie pokazał. Potem Michniewicz dołożył do meczu jeszcze jednego gracza czarnoskórego, których w Lens w pewnym momencie było siedmiu - bo boju w barwach "Kolejorz" wszedł Ibo Savaneh. I zrobił bardzo dobre wrażenie.

Francuzi grali swobodnie i mogli podwyższyć prowadzenie. Najbliższy tego był Olivier Thomert, który po zagraniu Jussi skierował piłkę w słupek. Obaj gracze chyba zlekceważyli obronę Lecha i wobec marnego oporu z jej strony dość akcja została wykończona dość nonszalancko.

Z kolei Aruna Dindane nie potrafił zamienić na gola prezentu od obrońców Lecha, po którym miał przed sobą tylko Krzysztofa Kotorowskiego. Poznański bramkarz obronił strzał byłej gwiazdy Anderlechtu, a potem - z dużo większym trudem - piekielne uderzenie obrońcy Patricka Barula. - Słaby dziś Lechu. We Francji był znacznie lepszy. Dziwne - mówili przybyli do Poznania francuscy dziennikarze.

Strzelec bramki:

Lens: Jussie (11. min, z podania Demonta)

Składy drużyn:

Lech: Kotorowski - Czarnecki, Kuś, Mowlik Ż, Telichowski - Sasin (81. Savaneh), Scherfchen, Marciniak (59. Wilk), Wachowicz (46. Topolski) - Gajtkowski, Reiss.

Lens: Itandje - Barul, Bąk Ż, Hilton, Lachor (65. Keita) - Demont, Leroy, Assou-Ekotto, Thomert - Bakari (66. Dindane), Jussie (77. Cousin).

Sędziował Michael Svendsen (Dania)

Widzów 11 tys. (60 kibiców Racingu)

Lech - Lens

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.