Jeszcze w czwartek Michał Świstak był jednym z bohaterów wysokiego zwycięstwa nad Pogonią Szczecin (4:2). Nie dość że strzelił ważnego drugiego gola, to w drugiej połowie uchronił swój zespół od utraty bramki przy stanie 2:1. W niedzielę we Wronkach przeżył prawdziwy koszmar. Przy drugim golu nie zablokował podania do Jarosława Bieniuka, a za moment Skrzyński wpakował piłkę do własnej siatki. - To, co zrobiliśmy jako drużyna ["Pasy" straciły trzy gole w 16 minut przy prowadzeniu 2:0], rzadko się zdarza. Widocznie tak było zapisane, że Cracovia nie zasłużyła na puchary - analizuje "Skrzynia".
To była czarna niedziela cracoviackiej obrony. - Uciekło nam dużo splendoru i sukcesu. Wiem, że swoją niefortunną interwencją zaprzepaściłem wysiłek całego zespołu. Próbuję o tym zapomnieć, ale mi się nie udaje - bije się w piersi Skrzyński. Przyznaje, że przegranego meczu nie da się odkręcić, a w takim zawodzie porażki są wkalkulowane i każdy zdany jest na krytykę.
- Czuję się okropnie - smutek, żal i rozgoryczenie - wylicza Świstak i przyznaje, że powinien zablokować dośrodkowanie Karola Gregorka, po którym padła trzecia, decydująca bramka.
- Zostałem ograny, ale lepiej czuję się na środku niż na boku obrony - tłumaczy "Świstu".
Dodajmy, że dwa błędy popełnił także Kazimierz Węgrzyn: przy pierwszym golu zbyt krótko i na wprost wybił piłkę, a przy trzeciej bramce dał się wyprzedzić Dawidowi Banaczkowi.
Czego zabrakło Cracovii, by dowieźć wygraną? W opinii Skrzyńskiego trochę pewności po drugiej bramce, trochę koncentracji i determinacji, by utrzymać choćby remis 2:2 i punkt na wagę europejskich pucharów: "po raz pierwszy wynik wymknął się z powodu bojaźni".
Ale "Skrzynia" dostrzega także pozytywne aspekty zakończonego sezonu. - Wykonaliśmy kawał dobrej roboty, dostarczyliśmy kibicom dużo emocji, wrażeń i mimo porażki z Amiką możemy chodzić z podniesioną głową - ocenia. A porażka? - Tylko człowiek, który nic nie robi, nie popełnia błędów - puentuje środkowy obrońca.
Nietrudno się domyślić, w jakich nastrojach drużyna "Pasów" wracała z Wronek do Krakowa. - To była najdłuższa podróż w moim życiu - przyznaje Świstak.
- Atmosfera była jak w rodzinnym grobowcu - dodaje kierownik zespołu Maciej Madeja. Teraz drużyna rozpoczęła dwutygodniowy urlop. Nie wszyscy jednak mają spokojną głowę. Trenera Stawowego i Kazimierza Węgrzyna (skończył mu się kontrakt) czekają dziś rozmowy z prezesem Januszem Filipiakiem. (O spekulacjach na temat zmiany trenera "Pasów" piszemy na stronach ogólnopolskich i w komentarzu wyżej).