Lech Poznań - Górnik Łęczna 3:0 (2:0)

Po wysokiej wygranej z Górnikiem Łęczna piłkarze poznańskiego Lecha przeskoczyli cztery pozycje w górę i są już w środku tabeli! - Wreszcie ta tabela wygląda normalnie - powiedział trener ?Kolejorza? Czesław Michniewicz.

Korzystne dla Lecha wyniki ostatniej kolejki spowodowały, że "Kolejorz" wyprzedził Polonię Warszawa, Pogoń Szczecin, a nawet Górnika Zabrze i Zagłębie Lubin. Do pełni szczęścia zabrakło tylko remisu Odry Wodzisław.

Dość arogancko zachowujący się na pomeczowej konferencji prasowej trener Górnika Łęczna Bogusław Kaczmarek wraz ze swym zespołem ma nad Lechem już tylko punkt przewagi. A przypomnijmy, że przecież to właśnie Łęczną okrzyknięto rewelacją wiosny. Zespół ten bowiem nie przegrał ani jednego meczu tej rundy. Do soboty

Wygrana Lecha 3:0 to jego najwyższe zwycięstwo ligowe od pierwszej kolejki tego sezonu (3:0 z GKS Katowice) i przypomnienie tamtych czasów, gdy nikt jeszcze nie przypuszczał, że "Kolejorz" będzie się szwędał w ogonie tabeli. Pytanie, jak długo Lech utrzyma swoją obecną pozycję? W każdym razie, tej wiosny jest niepokonany na swoim boisku. Jeżeli nie przegra też z Wisłą Kraków, wiosna 2005 r. przejdzie do historii "Kolejorza". Do tej pory sytuacja, by Lech wiosną nie przegrał u siebie meczu ekstraklasy, zdarzyła się tylko czterokrotnie - w 1983, 1990 i 1992 r. (sezony mistrzowskie) i 1978 r. (sezonie, gdy Lech awansował do europejskich pucharów).

Potknięcie na zraszaczu

W sobotę jedynym elementem, w którym Łęczna dominowała nad Lechem, były rzuty rożne. Początkowo jednak nawet ich brakowało, bo oba zespoły rozpoczęły mecz w iście usypiającym tempie. Sęk w tym, że Lech zmienił swoje nastawienie po pierwszym golu, podczas gdy Łęczna - nie.

A gol był dziwaczny, bowiem doświadczony Jarosław Popiela popełnił błąd w obronie, stracił piłkę, a Piotr Reiss okazję wykorzystał (choć piłkę skierował najpierw w słupek, a dopiero potem trafiła ona dopiero do bramki). Reakcja trenera Kaczmarka - zdjął Popielę z boiska, a obaj panowie nawet nie podziękowali sobie za grę. - Razem gramy, razem wygrywamy i przegrywamy. Nikt z nas nie obwinia Jarka. On się zwyczajnie potknął w miejscu, gdzie jest zraszacz murawy - mówił po meczu obrońca Łęcznej Bartosz Jurkowski.

Kilka minut potem, po strzale Marcina Wachowicza, piłka trafiła w boczną siatkę Górnika. Część widzów zerwała się nawet z okrzykiem "jeeest!". Okrzyk ten zabrzmiał jednak po raz drugi jeszcze przed przerwą, gdy piłkę odzyskaną przez walecznego Piotra Świerczewskiego zagrał w pole karne Rafał Lasocki. Trafiła ona do Reissa i ten strzelił swego drugiego gola w meczu, co w tym sezonie zdarzało mu się tylko w Pucharze Polski. Nic dziwnego, że gdy Reiss w drugiej połowie schodził z boiska, usłyszał gromkie brawa.

Jak się odpłacił Bugała?

Braw za udany występ doczekał się też Marcin Wachowicz - nie tylko za regularny ostrzał bramki Górnika potężnymi bombami z rzutów wolnych (raz trafił nawet w poprzeczkę), ale i za sporą aktywność w ofensywie. Wreszcie owacji i skandowania nazwiska doczekał się chyba najmniej rozpieszczany dotąd przez trybuny gracz Lecha - Paweł Bugała. Jednym z argumentów, dla których trener Michniewicz wystawił go w meczu, był fakt, że Łęczna to jego dawny klub, z którym rozstał się w gniewie. Bugała wymierzył więc Kaczmarkowi karę za brak zaufania - strzelił trzecią bramkę dla Lecha. W tym wypadku co prawda dostawił tylko nogę do piłki po akcji Zbigniewa Zakrzewskiego, ale i tak jego radość była wielka. To w końcu pierwszy gol "Buły" w barwach "Kolejorza".

Z drugiej strony ekslechita Łukasz Madej nie miał okazji udowodnić niczego Lechowi i trenerowi Michniewiczowi. "Bobo" Kaczmarek nie wystawił go w ogóle do gry. Trybuny przy Bułgarskiej były bezlitośnie złośliwe. - Znowu na ławie, hej Madej, znowu na ławie! - zawołali poznaniacy, gdy trener Kaczmarek dokonał trzeciej i ostatniej zmiany, a na murawie wciąż nie było Łukasza Madeja.

Ambitny debiutant

Był za to na boisku debiutant - niespełna 18-letni Artur Marciniak. Uznawany za wielki talent młody lechita doczekał się pierwszego występu w barwach pierwszego zespołu Lecha. Występu krótkiego, ale bardzo udanego. Kipiący ambicją Marciniak wdał się w bezpardonowe pojedynki z rywalami, zwłaszcza Ronaldem Sikliciem. Zważywszy na dość wątłą posturę chłopca z Poznania, był to akt sporej odwagi. Marciniak wprowadził na boisko tyle zamieszania, że cała gra w ostatnich minutach nagle skoncentrowała się na lewym skrzydle Górnika, a Siklić musiał dostać posiłki, by powstrzymać ambitnego nastolatka.

Samobója nie było

Do tej pory gracze Lecha po przegranych - zwłaszcza pechowo - meczach często mówili o drzemiącej w nich złości, którą mieli zamiar przekuć na postawę na boisku. I niewiele z tego wychodziło. W sobotę złość po krzywdzącym wyniku meczu Pucharu Polski z Legią Warszawa wreszcie znalazła upust w postaci dobrego występu w kolejnym spotkaniu.

Żeby być jednak sprawiedliwym, trzeba zaznaczyć, że Górnik Łęczna zrobił naprawdę niewiele, by przeciwstawić się Lechowi. Gracze z Lubelszczyzny nie kwapili się do wzięcia inicjatywy w swoje ręce nawet wtedy, gdy przegrywali. Jak zwykle nastawiali się na kontrataki, ale Lech atakował z rozwagą, pozycyjnie i dość wolno. Wymieniał wiele podań, utrzymywał się przy piłce, a od stanu 1:0 wyraźnie zwalniał grę. Po przerwie Górnik grał nieco składniej, ale pierwszy celny strzał oddał dopiero w 50. min.

W efekcie najgroźniejszą akcją Łęcznej była pechowa interwencja Zakrzewskiego, która omal nie zakończyła się samobójczym golem - piłka jakimś cudem minęła poprzeczkę. Kibice odetchnęli, bo tych samobójczych goli mają już nadmiar. Najgłośniejszy taki gol - niefortunna interwencja Mariusza Mowlika w ostatniej minucie meczu z Legią - został w sobotę skwitowany okrzykami "Mariusz Mowlik" i "Nic się nie stało, hej Mowlaj, nic się nie stało" już przed rozpoczęciem meczu z Łęczną. To wyraźnie podbudowało poznańskiego obrońcę. Ani on, ani pozostali defensorzy w meczu z Górnikiem nie popełnili błędu.

Strzelcy bramek:

Lech: Reiss (14. i 40., obie bez asyst), Bugała (58., po podaniu Zakrzewskiego)

Składy

Lech: Piątek - Jakubowski, Kuś, Mowlik, Lasocki - Scherfchen Ż, Świerczewski - Zakrzewski (84. Marciniak), Bugała, Wachowicz (68. Sasin) - Reiss Ż (77. Gajtkowski)

Górnik: Bledzewski - Pawelec, Popiela (24. Bożyk), Jurkowski, Siklic - G. Bronowicki, Wędzyński, Petrovic Ż (62. Nikitovic), Nazaruk - Szałachowski (72. Jezierski), Kubica

Sędzia: Krzysztof Zdunek (Łódź)

Widzów ok. 5,5 tys.

dla "Gazety"

Bogusław Kaczmarek

trener Górnika Łęczna

Jaki dziś dzień mamy? 21 maja? A ja myślałem, że 6 grudnia! Mówiąc poważniej, moja drużyna była dziś porażona jakąś apatią i niemocą, dlatego sprezentowaliśmy Lechowi 2,5 gola. Trenerowi Michniewiczowi gratuluję punktów i utrzymania się.

Na pytanie: dlaczego zdjął Jarosława Popielę?

A pan nie był na meczu? Nie widział pan? Zdjąłem go, bo był słaby. Nie zmienia się tak wcześnie piłkarza z innego powodu, chyba że jest kontuzjowany.

Czesław Michniewicz

trener Lecha Poznań

Nareszcie tabela wygląda normalnie. Miło mi, że rozgrywamy 13. mecz w cyklu trzydniowym, potrafimy tak imponująco wygrać. Nasze życie ostatnio to tylko zgrupowanie-autobus-mecz i tak w kółko. A jednak zdobyliśmy trzy gole, co rzadko się zdarza. Zespół zagrał tak jak oczekiwałem i jestem już pewien, że cała nasza niemoc to kwestia nerwów. Dopóki byliśmy niepewni utrzymania, nie było gry. Teraz widać już swobodę i jeśli będziemy mieli czas, drużyna zacznie funkcjonować.

W ostatniej chwili wystawiłem Mowlika za Wójcika, bo ten ma kłopoty z gardłem i oddychaniem. Chcieliśmy też, by zagrał Kuś, bo on nadawał się do powstrzymania Kubicy.

Młodemu Marciniakowi trafił się idealny mecz do debiutu. Chłopak pokazał, że się nie boi. Będziemy go jednak stopniowo wprowadzać do gry - na razie w tego typu meczach lub w sytuacji, gdy będziemy pewni utrzymania.

Artur Marciniak

debiutant w Lechu

To jeden z najmilszych dni w moim życiu, równie miło wspominam jeszcze bramkę strzeloną w eliminacjach Mistrzostw Europy drużyn młodzieżowych. Mój debiut będę świętować dość skromnie, wraz z rodziną dziś wieczorem, bo jutro gram w rezerwach.

Sytuacja na boisku tak się ułożyła, że akurat końcówce gra toczyła się w moim pobliżu. Jeżeli trener Michniewicz uważa, że jestem odważny i nie boję się gry, to mogę się tylko cieszyć. Postaram się udowodnić, że to prawda. Wiem, że trener wpuści mnie jeszcze na boisko, gdy sytuacja na to pozwoli. On najlepiej będzie wiedział, kiedy.

Jarosław Popiela

obrońca Górnika Łęczna

(po dłuższym zastanowieniu) Chyba rzeczywiście nie podałem ręki trenerowi, po tym jak zdjął mnie z boiska. Ale nie zrobiłem tego specjalnie. Byłem zły, zresztą każdy by był. Przegrywaliśmy, po golu, w którym miałem współudział, chciałem uczestniczyć w odrabianiu strat. Zresztą, nie ma co tego komentować. Wszyscy zagraliśmy bardzo słaby mecz. (Piłkarz na chwilę zawiesił głos i nasłuchiwał wypowiedzi trenera Kaczmarka, który na konferencji tłumaczył, dlaczego zdjął Popielę). Kontuzja? Miałem problemy z barkiem, ale nie zgłaszałem trenerowi, że coś złego się dzieje.

Bartosz Jurkowski

Obrońca Górnika Łęczna

Przed meczem mój przyjaciel Ariel Jakubowski [piłkarz Lecha - red.] powiedział, że dziś przegramy, bo każda passa kiedyś się kończy. Odpowiedziałem: "Tak? To powiedz to Wiśle Kraków". Niestety, jednak przegraliśmy pierwszy raz w tej rundzie i ciężko się wytłumaczyć z takiej porażki. Ale była ona zasłużona, bo Lech był od nas wyraźnie lepszy. Może nawarstwiło się zmęczenie, ta ciągła walka o wyniki? Matkę, ojca, nawet trenera można oszukać, ale organizmu się nie da. Prezes przyszedł do nas po meczu do szatni i powiedział, że to nie było udane spotkanie.

Paweł Bugała

Pomocnik Lecha Poznań (wcześniej przez wiele lat grał w Łęcznej)

W końcu zeszła ze mnie ta presja, zdobyłem gola. Długo szukałem formy w Lechu, nadal nie jest ona optymalna, ale mam nadzieję, że po tej bramce będę grał spokojniej. Nie doszukiwałbym się żadnych podtekstów, nie chciałem niczego udowadniać trenerowi Kaczmarkowi. Kontrakt w Lechu mam do końca sezonu i nie wiem, czy zostanę dłużej w Poznaniu.

Z Górnikiem wygraliśmy jak najbardziej zasłużenie, dobrze taktycznie. Rywale byli wyjątkowo słabi, to chyba ich najgorszy występ w rundzie. Byli zbyt głęboko cofnięci.

not. rana, pele

Zegar, który przepowiada przyszłość

Gdy przed meczem kibice zasiadali na stadionie, nie ustawiony jeszcze zegar na tablicy boiskowej pokazywał 15. minutę meczu i stan 1:0 dla Lecha. - Przegapiliśmy gola - śmiali się obserwatorzy.

Zegar okazał się niezwykłym jasnowidzem

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.