Łukasz Skrzyński: - Wydaje mi się, że tak, bo chyba w grze defensywnej nie popełniłem błędu. A w ofensywie realizowałem założenia, jakie nakreślił trener Stawowy, czyli jak najlepiej wykonywać stałe fragmenty gry. I to mi się udało.
- Na początku tej rundy nie było okazji, by je wykorzystywać. Dotąd Krzysiek Przytuła ładnie uderzał, Marek Citko. Natomiast dzisiaj od początku meczu dobrze się czułem, mój pierwszy strzał w pierwszej połowie też był ciekawy - niewiele brakowało, żeby piłka ugrzęzła w siatce. Cieszę się, że w drugiej połowie wziąłem odpowiedzialność na siebie. Ta pierwsza bramka może spowoduje, że będę groźniejszy dla bramkarzy drużyny przeciwnej.
- Raczej przypadkowa. To była walka w powietrzu, wyprzedziłem Reissa, do którego zmierzała piłka. Ponieważ dość wysoko stała obrona drużyny przeciwnej, rywal dostał piłkę "za kołnierz".
- Dosyć dziwnie się zaczęło, bo przesunąłem piłkę prawie dwa metry w bok. Lepiej mi się uderza, gdy piłka leży z boku po prawej stronie. A widziałem, że bramkarz gości jest przygotowany, że będę uderzał nad murem i że zostawił mi róg troszeczkę nie zasłonięty przez mur. Starałem się skupić na dobrym uderzeniu.