Ryszard Forbrich - "Fryzjer" goli w polskiej lidze

Zwany "Fryzjerem" (od zawodu, który niegdyś uprawiał), a także "Szczotą". Ma 58 lat. Uczeń pułkownika milicji Edmunda Sikory, działacza poznańskiej Olimpii, który nauczył go zasad rządzących polską piłką. Każdy, kto choć trochę interesuje się futbolem, musi przyznać, że Forbrich opanował je po mistrzowsku.

Na jego temat krążą legendy, podobno potrafi załatwić wszystko, "przewidzieć" każdy wynik i każdą teoretycznie tajną do chwili meczu obsadę sędziowską. Ponoć miał udział w awansie i spadku wielu ekip. Dowody? Jak zwykle brak.

Forbrich przez lata był związany z Amicą Wronki. To prawdopodobnie on był pomysłodawcą powstania tej drużyny z połączenia Czarnych Wróblewo i Błękitnych Wronki. Potem dzielił w niej i rządził. Oficjalnie był menedżerem, ale roztaczał "opiekę" nad wszystkim i wszystkimi. W tym okresie każdy dziennikarz sportowy w Polsce wiedział, że Wronki słyną z "gościnności". Wielu dziennikarzy przyjeżdżało tam na kilka dni przed meczem, sędziowie wpadali tam "prywatnie". Do historii przechodziły też tzw. "wesołe samoloty" Amiki, którymi ta latała na mecze w europejskich pucharach. Meczów i historii o posmaku skandalu z udziałem Amiki w tym czasie nie brakowało. Najsłynniejsze dwie historie to:

- w 1998 r. w Poznaniu w finale Pucharu Polski między Amicą a niedocenianym II-ligowym Aluminium Konin wronczanie dzięki wydatnej pomocy zdyskwalifikowanego potem za ten mecz sędziego Marka Kowalczyka wygrali po dogrywce 5:3; po meczu wybuchł skandal,

- w 1999 r. po wygranej Amiki nad Polonią Warszawa 1:0 ówczesny bramkarz "Czarnych Koszul" Maciej Szczęsny nie zostawił suchej nitki na sędzim Andrzeju Dymku. - Jeżeli pan Dymek będzie mnie straszył sądem, to mam go serdecznie w d... Zasłużył dzisiejszym meczem na miano pomocnika fryzjera. Na przyszły mecz sprezentuję mu fartuch właśnie z takim napisem - powiedział bez pardonu przed kamerami w Canal+. Nikt nie miał wątpliwości, kto jest owym fryzjerem, którego pomocnikiem ma być sędzia Dymek.

Paradoksalnie dziś Szczęsny związany jest z Amicą, a Forbrich - już nie. Jego czas we Wronkach minął wraz z wkroczeniem do klubu Pawła Janasa i Stefana Majewskiego. W ramach "oczyszczania wizerunku klubu" Amica rozstała się z Forbrichem. - Wyhodowałem żmije na własnej piersi - mówił wtedy Forbrich o wronieckich działaczach.

W swoim czasie tygodnik "Nie" zamieścił słynne zdjęcie z jednej z imprez organizowanych przez Forbricha, na którym niektórzy sędziowie i dziennikarze sportowi całują go w rękę na klęczkach. Wybuchł skandal, ale Forbrich był rozbawiony. - To był taki nasz żarcik, z tego wszystkiego co się o mnie mówi - mówił. - Bo ja lubię dowcipy. Jestem bardzo wesołym działaczem.

Takim dowcipem miała być też historia z jesieni 2001 r. Podczas meczu Górnik Polkowice - RKS Radomsko Forbrich rzucił do sędziego Krzysztofa Czajkowskiego "cześć, kurwiarzu". - Nie "kurwiarzu", tylko "kurwiorzu" - prostował wtedy Forbrich - Taki wygłup. My tak do siebie mówimy. Sędzia Czajkowski, gdy dzwoni do mnie, przedstawia się jako "kurwiorz z Legnicy".

W efekcie na wniosek Zbigniewa Bońka Michał Listkiewicz uznał Forbricha za "persona non grata" w PZPN jako pierwszą osobę w dziejach. Oznaczało to zakaz piastowania stanowiska działacza na szczeblu I i II ligi. - Za naruszenie zasad etyczno-moralnych - uzasadniał Marcin Stefański, który dodał, że informacje o takich licznych naruszeniach docierały do niego z "różnych źródeł". - Niczego nie mogą mi zabronić - śmiał się Forbrich. Najwyższa Komisja Odwoławcza ... uchyliła tę decyzję, uznając ją za bezprawną!

Tajemnica poliszynela stało się, że Forbrich stał się w polskiej piłce osobą nietykalną. Nikt mu nic nie zrobi, bo on za dużo o każdym wie. No i tajemnicą poliszynela jest to, że zawsze znajdzie się ktoś, kto go do siebie zaprosi.

W ostatnich latach Forbrich pojawiał się na wielu stadionach w Polsce. Wiązano go z III-ligową Kotwicą Kołobrzeg (ma dom w Kołobrzegu), o której meczach na własnym terenie mówi się jako o "meczach nie do wygrania". Pojawiał się też na meczach Lecha Poznań, na trybunie prasowej, otoczony wianuszkiem zaprzyjaźnionych dziennikarzy, sędziów i innych "ludzi piłki". Nikt z poznańskich działaczy nie potrafił sensownie wytłumaczyć, co tam robi. - Jest moim przyjacielem i ma prawo tu być - tłumaczył ówczesny trener II-ligowego Lecha Poznań Bogusław Baniak, dziś trener ... Kujawiaka Włocławek!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.