Co się stało z grą Wisły?

- Nie widzę żadnej koncepcji, żadnej fantazji ani talentu. Nie wiem, co się z tą drużyną stało - dziwi się kibic Wisły aktor Jan Nowicki. - Takie wahanie formy zdarza nam się w każdym półroczu. Myślę, że w środowym spotkaniu z Górnikiem Łęczna będziemy funkcjonować zdecydowanie lepiej - obiecuje kadrowicz Marcin Baszczyński.

Mistrzowie Polski w ostatnich dwóch kolejkach stracili cztery punkty. Teraz przed nimi dwa trudne mecze wyjazdowe: środowy z Górnikiem Łęczna i niedzielny z Amicą. Kibice "Białej Gwiazdy" obawiają się, że na razie bezpieczna przewaga nad grupą pościgową - Groclin, Legia - może stopnieć. Na razie wiślacy mają - odpowiednio - dziewięć i jedenaście punktów przewagi oraz jeden mecz mniej.

Od topniejącej przewagi gorsze jest to, że Wisła gra bezbarwnie, wtapia się w ligową szarzyznę. - Nie wiem, co się dzieje. Na pewno nie gramy za dobrze - rozkłada ręce napastnik Paweł Brożek. Zwraca uwagę na zbyt małą liczbę ataków skrzydłami. - Zbyt dużo graliśmy środkiem, a za mało skrzydłami, a przecież to po akcji lewą stroną Marka Zieńczuka padła piękna bramka Tomka Frankowskiego - przypomina. Dlaczego młody napastnik nie przynosi Wiśle takiego pożytku jak GKS-owi Katowice, gdzie w starciu z tymi samymi zespołami ligowymi dryblował, strzelał gole, asystował? - Może dlatego, że w Katowicach grałem od początku każdego meczu, miałem czas, żeby się pokazać. Poza tym Pogoń zamurowała bramkę. Ciężko było się przebić - wyjaśnia.

Radosław Sobolewski, który był mocnym punktem wiślackiej pomocy, nie wpada w panikę. - Po prostu wyszedł nam słabszy mecz - uważa. - Przygotowania do niego były pieczołowite, z zamkniętym treningiem włącznie, ale te ćwiczenia trzeba jeszcze powielać, żeby z większą swobodą wykonywać je w meczu. Raz próbowaliśmy nowatorskiego wykonania stałego fragmentu gry, ale nie wyszło. Nie zniechęcamy się.

Sobolewski nie mógł się pogodzić z tym, że wiślacy łatwo nadziali się na kontrę "portowców". - Wiedzieliśmy przecież, że Pogoń utworzy mur z ośmiu zawodników i będzie liczyć na kontry. Już za drugim razem przyniosło im to bramkę. Nie powinny nam się przytrafić takie gafy - podkreśla.

Obrońca Marcin Baszczyński jest już w Wiśle prawie pięć lat, ale nie pamiętał, kiedy ostatnio przytrafiły się jego zespołowi dwa kolejne mecze ligowe bez zwycięstwa. - Z drugiej strony jednak zawsze, gdy zmierzamy po mistrzostwo, zdarza nam się taki okres, nie powiem słabszy, ale dziwny. W każdym półroczu. Mam nadzieję, że to był ostatni nasz słaby mecz - nie kryje "Baszczu".

Baszczyński nie krył zdenerwowania, gdy Werner Liczka ściągał go z boiska (trzeba przyznać, że nie szło mu w ofensywie). - W pierwszej połowie miałem próby strzału. Niewiele brakowało, a "Franek" dołożyłby nogę i byłaby bramka - przypomina "Baszczu". - Wyprowadzałem często piłkę, oddawałem ją Kubie Błaszczykowskiemu, on robił z tego pożytek, choć nie zawsze mu się udawało. Chcieliśmy coś wskórać. Wiadomo, że drużyna była w trudnej sytuacji, i chciałem jej pomóc, bo miałem jeszcze siły. Faktem jest też, że miałem żółtą kartkę, przez po każdym moim twardym wejściu robiło się nerwowo. Trener zdecydował mnie zdjąć, zszedłem więc.

Paweł Brożek dostrzega też plusy w postawie "Białej Gwiazdy" w niedzielnym meczu. - Pokazaliśmy charakter, walczyliśmy do końca i wreszcie zdobyliśmy wyrównującą bramkę. - Jedziemy do Łęcznej po zwycięstwo - obiecuje. Mecz z Górnikiem będzie dla nas testem prawdy. Zobaczymy, czy była to dla nas chwilowa zadyszka, czy długotrwały kryzys - stawia wyzwanie sobie i kolegom.

Uchylić karę

Prezes Wisły Janusz Basałaj podjął już starania, by PZPN uchylił karę nałożoną na Cantoro. - Wysłaliśmy pismo do PZPN-u, w którym zwróciliśmy uwagę, że powtórki telewizyjne potwierdzają, że Cantoro został ukarany niesłusznie. We wtorek sprawa będzie rozpatrywana przez prezydium PZPN i Wydział Dyscypliny. Jest szansa, że Argentyńczyk zagra w Łęcznej - powiedział Basałaj.

mb

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.