Piłka nożna. I liga: Wisła Kraków - Pogoń Szczecin, niedziela, godz. 17

Trener wiślaków Werner Liczka podjął specjalne środki przed meczem z Pogonią. Na piątkowy trening, gdzie ćwiczono ?różne sztuczki?, nie wpuścił ani kibiców, ani dziennikarzy. Szczecińska drużyna stała się bardzo poważnym rywalem po niedawnym zwycięstwie z Groclinem.

- Proszę mnie zrozumieć. W tym meczu może zdecydować każdy szczegół - tłumaczył rozczarowanym dziennikarzom trener Liczka. - Musimy szybko strzelić bramkę, dlatego trzeba się przygotować taktycznie i dopracować stałe fragmenty gry. Mamy przygotowane różne sztuczki.

Po raz ostatni "zamknięty trening" wiślaków organizował Orest Lenczyk przed meczem z FC Porto w 2000 roku w 1/32 Pucharu UEFA.

Czeski szkoleniowiec Pogoni Bohumil Panik (prywatnie przyjaciel Liczki) przygotowuje szczelny blok defensywny. W marcowej grze kontrolnej zabrakło mu dwóch minut, by wywieźć 0:0 z Krakowa. Ale i tak Panik był z tamtego meczu zadowolony. Wisła strzeliła mu gole dopiero wtedy, gdy wpuścił na boisko kilku rezerwowych, których chciał ograć. Teraz, gdy walka toczyć się będzie o punkty, Panik nie ułatwi rywalowi w ten sposób zadania.

- Jedziemy pod Wawel po punkty. Mamy w pamięci 0:5 w Szczecinie, ale zagraliśmy wtedy dobrą piłkę - uważa Ryszard Mizak, kierownik Pogoni Szczecin. A obrońca Paweł Magdoń dodaje: - Nie boimy się tego meczu. Trzeba się przyłożyć i postarać się o korzystny rezultat. Nie możemy myśleć tylko o defensywie, bo w takim wypadku najpewniej zostaniemy rozniesieni.

Trener Liczka ma na temat postawy rywala własne zdanie. - Niedzielny mecz może się sprowadzić do rozbijania defensywnego bloku Pogoni - przewiduje. - Pogoń gra systemem 4-2-3-1, w którym sześciu zawodników skupia się tylko na działaniach defensywnych.

Dobry atak pozycyjny, cierpliwość, dużo gry bez piłki i skuteczność - to cechy, którymi będą musieli wykazać się wiślacy.

Przewidywane składy

Wisła: Majdan - Baszczyński, Kłos, Głowacki, Mijailović - Błaszczykowski, Cantoro, Sobolewski, Zieńczuk - Żurawski, Frankowski.

Pogoń: Pesković - Michalski, Magdoń, Julcimar, Matlak - Parzy, Kaźmierczak, Kuchar, Grzelak - Milar, Divecky.

Radosław Majdan

Serce mocniej zabije

Wychowanek Pogoni Radosław Majdan jest mocnym punktem w wiślackiej bramce, ale nie kryje, że w starciach z "portowcami" serce bije mu mocniej. Z pierwszym klubem związał się na tyle mocno, że jego herb wytatuował sobie na piersi.

Był bożyszczem kibiców Pogoni. W meczu ze Śląskiem odzyskał flagę, którą wrocławianie zerwali z sektora szczecinian. Dostał za to od kibiców puchar dla "nieustraszonego obrońcy flagi". - To prawdziwe wydarzenie, choć nie za bardzo chcę o nim przypominać, bo wiem, że kibice Wisły i Śląska Wrocław są zaprzyjaźnieni - mówi Majdan i nie kryje, że gdy po raz pierwszy przyjechał do Szczecina z Wisłą, czuł się nieswojo.

- Coś mi nie grało. Niby stadion ten sam, tyle że ja po drugiej stronie barykady. Ale wygraliśmy tam obydwa mecze. Ostatnio 5:0 - wspomina i cieszy się z ostatniego zwycięstwa Pogoni nad Groclinem. - Raz, że zabrali punkty naszemu konkurentowi w walce o mistrzostwo, a dwa, że nie będą w trudnej sytuacji, jeśli z nami przegrają - uzasadnia, bo na niedzielę nie przewiduje innego scenariusza niż trzy punkty dla wiślaków. - Zmierzamy po mistrzostwo, takie mecze musimy więc wygrać - dodaje.

Na kogo musi uważać bramkarz "Białej Gwiazdy"? - Na Milara i nowego Czecha Diveckiego, choć dużo do gry Pogoni wnosi też Rysiek Matlak i Przemysław Kaźmierczak - wylicza, choć zasadniczo spodziewa się defensywnej gry rywala.

Majdan ma też gorsze wspomnienia związane z Polonią. Za ostatni okres gry w Szczecinie klub dłużny jest panu Radkowi 40 tys. zł. W pierwszej instancji PZPN przyznał rację bramkarzowi, ale klub się odwołał i Majdan przegrał. - To była farsa - do dzisiaj nie może pojąć wyroku. - Później okazało się, że jeden z działaczy, który miał prawo głosu w drugiej instancji, był dobrym znajomym ówczesnego prezesa Pogoni Sabirego Bekdasa.

Ale do dawnego klubu nie żywi urazy: - Pogoń to nazwa, historia, barwy, a nie ludzie, którzy przychodzą i odchodzą.

mibi

Maciej Żurawski dla "Gazety"

Mogę zapewnić, że nie ma u nas luzu ani lekceważenia rywala. Chcemy za wszelką cenę zdobyć trzy punkty, ale też pokazać fajną piłkę, widowiskowe akcje dla kibiców - mówi przed starciem z Pogonią kapitan Wisły

Dzięki pauzie w meczu pucharowym z Polonią Warszawa "Żuraw" odzyskał świeżość. W jednej z ostatnich gierek treningowych był postacią wiodącą zespołu niebieskich i jak dawniej dziurawił bramkę Radosława Majdana.

Michał Białoński: No i wypadł Pan z kadry. Na mecz z Meksykiem w Chicago nie dostał Pan powołania.

Maciej Żurawski: [śmiech] Takie jest życie. A tak poważnie, to przyjmuję to normalnie. Nie lubię komentować decyzji. Trener powołał taką właśnie reprezentację i to wszystko. Nie byłem jeszcze w Chicago, ale może kiedyś jeszcze tam polecę.

Nie musiał Pan grać w pucharowym meczu z Polonią.

- Dobrze się stało. Jestem teraz naprawdę wypoczęty. Dobrze się czuję, nic mnie nie boli.

Przed wami trudny serial. W osiem dni Pogoń, Górnik Łęczna i Amica.

- Trzy ciężkie i bardzo ważne mecze. Po tych trzech spotkaniach do końca pozostanie tylko siedem kolejek. Jeśli wygramy ten serial, jest szansa, że przewaga jeszcze wzrośnie. Chciałbym, żeby tak się stało. Wyjazd do Łęcznej, wyjazd do Amiki - to ciężkie przeprawy. Pogoń niby u nas, ale i ona punktów za darmo nie odda.

Jak Pan sobie mentalnie radzi z takim natłokiem meczów w lidze, która już Pana za bardzo nie emocjonuje?

- Nie jest ze mną aż tak źle. Na razie moim celem jest zdobycie z Wisłą mistrzostwa Polski. Wiadomo, że do tego prowadzi strzelanie bramek i zwycięstwa w każdym meczu. Zapewniam, że mimo wszystko mobilizacja do gry w meczach ligowych jest. A te sprawy, zawieruchy na temat zmiany barw klubowych, które koło mnie co jakiś czas się pojawiają, staram się odłożyć na bok i skoncentrować na grze. Na pewno sobie z tym radzę. Przecież niemało już zawieruch przeżyłem.

Czasem na boisku czujecie się tak pewnie jako zespół, że po strzeleniu bramki trochę odpuszczacie i nie biegacie tyle co przy stanie 0:0. Tak jak w Płocku. Dlaczego?

- W tym meczu z Wisłą zaczęliśmy grać słabiej po czerwonej kartce dla Arka Głowackiego. Gdybyśmy do końca grali w jedenastu, to byśmy sobie spokojnie poradzili, a tak nasza taktyka została naruszona i już do końca nie potrafiliśmy się przestawić na grę w dziesięciu. Poza tym Wisła Płock to nie są kelnerzy.

Pogoń też nie.

- Ale gra zdecydowanie lepiej na własnym terenie. Z drugiej strony ma nieobliczalny zespół. Jest w nim dużo obcokrajowców i trudno przewidzieć, co zagrają w danym meczu. Świetne występy przeplatają przeciętnymi. Mogę zapewnić, że nie ma u nas luzu ani lekceważenia rywala. Chcemy za wszelką cenę zdobyć trzy punkty, ale też pokazać fajną piłkę, widowiskowe akcje dla kibiców.

Copyright © Agora SA