Marcin Bojarski: Wyczułem gola w Watykanie

W trakcie audiencji przeczuwałem, że Papież może mi dać to szczęście, że właśnie w tym meczu zdobędę bramkę! Dlatego przed meczem wydrukowałem sobie na koszulce: ?Dziękujemy Ci za wszystko, Ojcze Święty? - mówił z wiarą strzelec jedynego gola w niedzielnym meczu Cracovia - Legia.

Michał Białoński: To cud czy zasłużone zwycięstwo Cracovii?

Marcin Bojarski: Nie można tego nazwać cudem. Po prostu emocje, Papież był z nami na pewno. Modliliśmy się do niego cały czas. Widać, że był z nami do końca, jak najwierniejszy kibic. Bohaterem meczu został jednak Marcin Cabaj, który w tak trudnym momencie obronił karnego. Zachował się kapitalnie. Przecież gdyby Surma strzelił wtedy bramkę, byłoby po nas! I każdy zapomniałby o dobrej grze, a punkty pojechałyby do Warszawy.

Ale reszta zespołu też pokazała charakter, bo nie cieszyliście się z uratowanego wyniku 0:0, tylko walczyliście o zwycięstwo.

- Przy rzucie karnym większość zawodników z drużyny przeciwnej idzie na ewentualną dobitkę. Marcin Cabaj to zauważył i zaczął nasz atak. Legioniści z kolei myśleli, że zaraz po karnym sędzia zakończy mecz. W ten sposób zostali skarceni. Ich bramkarz Artur Boruc popełnił fatalny błąd.

Spodziewał się Pan, że Boruc może akurat w tym kierunku wykopać piłkę?

- Boruc wybijał piłkę tak, że leciała w moim kierunku. Obrońca warszawian Tomek Kiełbowicz był zdezorientowany, nie wiedział, co się dzieje, a do piłki nie miał szans dojść ani mnie dogonić. Ja z kolei zachowałem zimną krew. Dobrze piłkę przyjąłem, wyczekałem bramkarza, kiwnąłem go na prawo i mimo ostrego kąta trafiłem do bramki.

W 67. min w dogodnej sytuacji upadł Pan w polu karnym Legii. Co się stało?

- Nie komentuję decyzji sędziego, ale uważam, że powinien podyktować rzut karny. Wyszedłem przed obrońcę. Byłem w pełnym biegu, składałem się do strzału i wtedy poczułem jego popchnięcie. Ono wybiło mnie z rytmu, przez co się przewróciłem.

Po zdobyciu gola demonstrował Pan jakiś napis na koszulce. Co to było?

- Byliśmy na audiencji u Papieża w styczniu. Trzeba być blisko Niego, żeby zrozumieć pewne rzeczy. Myślę, że cały nasz naród zrozumiał dopiero teraz Jego nauki. Byłem u Papieża z całą rodziną. Powiem szczerze, że przeczuwałem, że Papież może mi dać to szczęście, że właśnie w tym meczu zdobędę bramkę! Modliłem się o to.

To zwycięstwo zapewne doda wam wiary w siebie przed następnymi meczami. Czeka was serial: cztery mecze co trzy dni.

- Cieszymy się z perspektywy tego maratonu meczowego. Już w środę gramy na wyjeździe z Odrą Wodzisław. Będzie to ciężka przeprawa, bo wodzisławianie dostali srogie lanie od Górnika Łęczna i są coraz bardziej zagrożeni spadkiem. Na dodatek bieganie po mokrej murawie w tym meczu kosztowało nas wiele sił. Nie czuję nóg.

Zaczynacie łapać już system 4-3-3 preferowany przez trenera Stawowego?

- Coraz lepiej. Wydawało się, że to nie funkcjonuje w meczu z Górnikiem Łęczna. Teraz jednak okazuje się, że po zimowych wzmocnieniach nie jest to taki słaby zespół. Poza tym jak na tamte warunki nie graliśmy źle, tylko brakowało nam tego szczęścia, które w starciu z Legią było z nami. Na pewno to zwycięstwo doda nam wiary w sens naszej pracy.

Przed tym meczem słychać było narzekania na pańską grę. Teraz powinny ustać?

- Wiem, że kibice są wymagający. Cieszę się z tego. Mnie to tylko mobilizuje. Dobrze się stało, że zagraliśmy te dwa sparingi. Zwłaszcza ten z Radomiakiem. Lekcja futbolu, której nam udzielili, nie poszła na marne. Wiem, że w sparingach wypadłem słabo, ale przecież na zgrupowaniach w Turcji czułem się bardzo dobrze. Teraz, gdy boiska stają się coraz lepsze, udowadniam, że nie leniuchowałem w okresie przygotowawczym.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.