Angielska prasa: Nieważny styl

Nieważny styl. Liczy się sześć punktów i to że Anglia jest o krok od awansu do mistrzostw świata - pisze prasa na Wyspach po wygranej 2:0 z Azerbejdżanem.

O awansie zapewne przesądzą dwa ostatnie spotkania z Austrią i Polską, które szczęśliwie gramy u siebie - powiedział mimo zwycięstwa trener Anglików Sven Goran Erikson na łamach "Daily Telegraph".

"Guardian" zauważa, że Anglicy znów zagrali drugą połowę lepiej niż pierwszą. - Do przerwy w polu karnym Azerów zachowywali się jak pijani. Michael Owen (najniższa nota w drużynie - 5) wyglądał na człowieka, który pod bramką rywali pojawił się pierwszy raz w życiu - napisał dziennik.

Jeszcze najsurowiej obszedł się z Owenem trener pokonanych Carlos Alberto Torres. Kapitana mistrzów świata z 1970 r. wyprowadziły z równowagi obietnice angielskiego napastnika, że takiej drużynie jak Azerbejdżan, z którą Polska wygrała 8:0 on sam strzeli pięć goli. - Kto to jest Michael Owen? - pytał wzburzony Brazylijczyk na konferencji prasowej. - Niby gra w Realu Madryt, ale siedzi tam tylko na ławce. Nie strzelił dziś żadnej bramki. Trener Eriksson, który jest dżentelmenem, powinien nauczyć tego konusa szacunku dla rywala. Dobry piłkarz przede wszystkim powinien być mężczyzną. Owen nie jest. Może czyścić Beckhamowi buty.

- Gdyby pan Carlos Alberto sprawdził moje wypowiedzi, zobaczyłby, że nigdy nie powiedziałem niczego o jakichś pięciu bramkach. Zawsze wypowiadam się z szacunkiem dla rywali - zapewnił Owen w specjalnym oświadczeniu.

Austriackie szczęście

W drugim pojedynku Austrii z Walią w ciągu trzech dni (w sobotę w Cardiff goście wygrali 2:0) znów w roli głównej wystąpili bramkarze. Trzy razy Craig Bellamy był sam na sam z golkiperem Austrii Helge Payerem i nic. Raz Ryan Giggs i też przegrał. Tymczasem trzy minuty przed końcem po sygnalizowanym strzale Rene Aufhausera z dystansu i błędzie walijskiego bramkarza, Danny'ego Coyne'a, który przepuścił piłkę między nogami, Austriacy wygrali 1:0.

DLA GAZETY

Harald Bartl

dziennikarz "Nachrichten"

A w Austrii jak w Polsce - cieszymy się z sześciu punktów w dwóch meczach z trudnym przeciwnikiem i tego, że nadal mamy szanse na awans. Ale po stylu, w jakim zdobyliśmy te punkty nastroje są mieszane. Owszem, wygrana w Cardiff była jak najbardziej zasłużona. Ale już w środę tylko szczęściu i nieskuteczności Walijczyków zawdzięczamy zwycięstwo. Jest obawa, że z taką grą nie urwiemy punktu Anglii na Wyspach, a to konieczne, żeby wyprzedzić Polskę w eliminacjach. Bo w to, że Austria jest w stanie wygrać z Polską na wyjeździe, nikt nie wątpi, tylko że to za mało. Cieszymy się, że w obu meczach z Walią narodziła się nowa gwiazda - bramkarz Helge Peyer. Ten 25-latek miał status czwartego bramkarza i rozgrywał dopiero szóste spotkanie w kadrze. Pomogły mu kontuzje rywali i słaba forma Alexandra Manningera. Wreszcie mamy bramkarza z prawdziwego zdarzenia.

not. lop

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.