Rozmowa z Tomaszem Millerem, byłym siatkarzem AZS Olsztyn

Z siatkówką nie można się rozstać tak po prostu, dlatego regularnie raz w tygodniu odbijamy piłkę ze znajomymi i wspominamy dawne czasy - mówi Tomasz Miller, który grał w olsztyńskim AZS-ie nieprzerwanie przez 13 sezonów

Mariusz Mieczkowski: Tyle lat w jednym zespole?

Tomasz Miller: I to z niezłymi wynikami... Nie schodziliśmy poniżej piątego miejsca. Zdobywaliśmy Puchary Polski, wygrywaliśmy ligę. Zajęliśmy także drugie miejsce w Pucharze Zdobywców Pucharu. Później wyjechałem do Finlandii i grałem w zespole z Helsinek. Wprowadziłem drużynę do pierwszej ligi, a po niedługim czasie zespół zdobył mistrzostwo Finlandii. Największym sukcesem drużyny AZS-u, w której Pan grał, było wywalczenie pierwszego tytułu mistrzów Polski.

- No tak. Było to w 1973 roku. Znaczna w tym zasługa trenera Lwa Milmana. Szkoleniowiec ten nauczył nas bardzo wielu rzeczy, otworzył oczy na nowoczesną siatkówkę. Wyjaśnił wiele niuansów. Poza tym okrutnie ciężko pracowaliśmy na treningach. Ale dało to wymierne efekty.

Siatkówka przez tych kilkanaście lat bardzo się zmieniła.

- Przede wszystkim zmienione zostały przepisy. Jak choćby to, że wówczas punkty zdobywało się po przejściach. Wymagało to innych rozwiązań taktycznych, innego przygotowania zawodników. Obecnie nie można sobie pozwolić na załamania w trakcie seta, bo przewagę, jaką uzyskuje wtedy rywal, bardzo trudno jest odrobić.

We współczesnej siatkówce duże znaczenie mają warunki fizyczne zawodników...

- Zawodnicy są wyżsi niż niegdyś, lepsi motorycznie. Brakuje im za to wszechstronnego przygotowania i techniki. Szkolenie zostało ukierunkowane na poszczególne pozycje. Szczególnie trening młodzików czy juniorów powinien być ukierunkowany na wszechstronność. A już na pewno należy zakazać funkcji libero w młodzieżowych rozgrywkach, bo wówczas pozostali zawodnicy odpuszczają grę w obronie. W seniorskiej siatkówce libero spełnia swoje zadanie, gdy ma wysoką skuteczność w odbiorze zagrywki i dobrze radzi sobie w obronie.

Siatkówka zmieniała się także m.in. dzięki wprowadzonym nowym przepisom.

- Po serwisie, gdy piłka prześlizguje się po taśmie siatki, gra toczy się dalej. Zawodnicy bardzo dużo ryzykują zagrywką i przez to bardzo często piłka zatrzymuje się na siatce bądź ląduje w aucie. Tym samym oddaje się bez walki punkty przeciwnikom. Gdyby więc uderzenie piłką serwisową w siatkę uznano za błąd - tak jak kiedyś, zawodnicy musieliby uważać na zagrywce, lepiej ją wytrenować. Z kolei odbicie nogą - moim zdaniem, wypacza charakter siatkówki. Łatwiej bowiem kopnąć piłkę niż się do niej schylić.

Niektórzy fachowcy od siatkówki twierdzą, że poziom siatkarskiej ekstraklasy się podnosi...

- Moim zdaniem jest odwrotnie. Poziom ligi obniżył się chociażby w porównaniu do ubiegłego sezonu. Wykładnikiem tego niech będzie występ naszych zespołów w europejskich rozgrywkach. W lidze są trzy, cztery zespołu, które są dobre, a pozostałe odbiegają dość znacznie poziomem. Zdarzały się mecze, w których słabsze ekipy ogrywały potentatów, ale to świadczy właśnie, iż najlepsi wcale nie są tacy rewelacyjni. Doskonałym dowodem na niższy poziom ligi są mecze w rundzie play off. Ci słabsi nie stawiają żadnego oporu. Można by śmiało pominąć pierwszy etap i zacząć od razu od półfinału.

Jedną nogą w półfinale są już siatkarze PZU AZS Olsztyn. Zapowiada się bardzo ciekawa rywalizacja z akademikami z Częstochowy.

- Jak do tej pory olsztyniacy grali poniżej oczekiwań. Choć trener Ryś słusznie zauważył w całej rundzie zasadniczej w tym sezonie wygrali więcej meczów i zdobyli więcej punktów niż przed rokiem. To wskazywałoby na to, że teraz powinno być łatwiej. Ale chyba nie będzie... bynajmniej z taką grą jak w rundzie zasadniczej. Być może w odpowiednim momencie wyciągną dżokera i wszystkich ograją. I to jest bardzo możliwe. Na pewno zawodnicy ciężko pracowali i gdy trening przed tymi najważniejszymi meczami będzie stonowany, to zawodnicy nabiorą ochoty do gry, świeżości, dynamiki. Ważne, aby trafić z tym na najważniejsze mecze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.