Przedstawiamy złotą drużynę GKS-u Tychy

GKS Tychy stolicą polskiego hokeja! Oto ludzie, którzy zdobyli mistrzostwo.

Niezależnie od tego, jak potoczą się losy zawodników, którzy wygrali rywalizację z Unią Oświęcim - jedno nigdy się nie zmieni. Hokeiści GKS-u, na piersiach których zawisły w piątek złote medale, zawsze będą szczycić się tym, że zdobyli pierwszy tytuł mistrzów Polski dla klubu i miasta. Przedstawiamy złotą drużynę.

Bramkarze

Arkadiusz Sobecki, ps. "Kacza", 25 lat, wychowanek tyskiego klubu. Bez niego złota by nie było. W finałach był w życiowej formie. Dwa razy zatrzymał zawodników Unii w rzutach karnych. Mistrz koncentracji. Niezwykle spokojny człowiek. Gdy po ostatnim meczu koledzy z drużyny śpiewali na całe gardło w szatni, on miał czas, by robić sobie zdjęcia z niepełnosprawnymi kibicami tyskiej drużyny.

Piotr Jakubowski, ps."Balu", 23 lata, wychowanek Stoczniowca Gdańsk. Pewnie liczył na więcej, ale przy tak dobrze dysponowanym Sobeckim i Dominik Haszek siedziałby na ławie. Działacze GKS-u na pewno jednak cenią jego umiejętności - gdy pod koniec sezonu zasadniczego miał propozycję z KH Sanok, zablokowali jego transfer, bo obawiali się, że jeżeli dojdzie do rywalizacji tyskiej i sanockiej drużyny, Jakubowski może napsuć sporo krwi swojemu staremu zespołowi.

Michał Elżbieciak, ps."Ela", 22 lata, wychowanek klubu. Czeka na swoją szansę.

Marek Goj, ps. "Roj", 22 lata, wychowanek klubu. Był z drużyną przez cały sezon. Pomagał głównie w czasie treningów.

Obrońcy

Łukasz Mejka, ps. "Mejson", 24 lata, wychowanek klubu. Na początku sezonu grał dużo i dobrze. Dostał powołanie do kadry. Gdy do zespołu dołączył Sebastian Gonera, trafił do czwartej piątki i tam już pozostał. Waleczny zawodnik, ale talent wciąż niespełniony.

Wojciech Sosiński, ps."Sosna", 35 lat, wychowanek Zagłębia Sosnowiec. Czekał na tytuł najdłużej ze wszystkich zawodników z obecnej kadry GKS-u (12 lat). Jeszcze kilka lat temu był najlepszym obrońcą tyskiej drużyny, a gdy zaczynał karierę, kibice żartowali, że jeździł w pobliżu bandy, żeby się nie przewrócić. Ma mocny, niesygnalizowany strzał. W finałach nie grał głównie z powodu kontuzji. To był prawdopodobnie ostatni sezon Sosińskiego w tyskim zespole, zawodnik zdradził, że myśli o powrocie do rodzinnego Sosnowca.

Krzysztof Śmiełowski, ps."Śmiały", 30 lat, wychowanek klubu. Kapitan tyskiej drużyny pierwszy odebrał okazały puchar za mistrzostwo Polski. 17 lat temu, gdy GKS jeden jedyny raz wcześniej awansował do finału i przegrał z Polonią Bytom, 13-letni Krzysiu, wówczas junior GKS-u, wyjechał na lód z tacą, na której leżały srebrne medale dla starszych kolegów. "Prawie napastnik". Dużo strzela, lubi grę w ataku.

Andrzej Gretka, ps."Any", "Gretzky", 33 lata, wychowanek klubu. Świetnie wytrzymał fizycznie finałową rywalizację. Mało kto pamięta, że przed sezonem zmagał się z nadwagą. Bardzo wszechstronny zawodnik.

Jarosław Kuc, ps."Koniu", 27 lat, wychowanek Zagłębia. Obrońca, który ma jeden z najmocniejszych i celnych strzałów w lidze. Jego gol przesądził o zwycięstwie z TKH Toruń i awansie do finału. Zmusić go do błędu to duża sztuka.

Artur Gwiżdż, ps."Gwizdek", 21 lat. Działacze GKS-u wypatrzyli go w Krynicy, gdzie miał problemy, by przebić się do podstawowego składu. W Tychach nabrał pewności siebie, rozwija się z każdym meczem. Pewny swojej siły fizycznej, na lodzie nie ma dla nikogo litości. W domu zmienia się nie do poznania, gotuje ponoć świetne spaghetti.

Krzysztof Majkowski, ps."Majak", 27 lat, wychowanek klubu. Kiedyś zarzucano mu brak charakteru, słabą odporność fizyczną. To już przeszłość! W finałach był pewnym punktem swojej drużyny. Nie bał się gry ciałem, dużo strzelał. Pewnie żałował, że złota nie doczekał jego brat Wojtek, który na dzień przed inauguracją ligi stracił miejsce w zespole i gra teraz w hokeja w hali, w drużynie Pioniera Tychy.

Sebastian Gonera, ps."Keaton", 34 lata, wychowanek Naprzodu Janów. Po ciężkich bojach między działaczami GKS-u i Unii wzmocnił tyski zespół już w trakcie trwania sezonu zasadniczego. Warto było czekać. W finałowych spotkaniach był niemal bezbłędny. Nieziemsko twardy facet. W ostatnim spotkaniu został poturbowany przez rywala na bandzie. Normalny człowiek po takim starciu dochodziłby do siebie przez tydzień. Gonera wstał, otrzepał się z lodu i pognał za krążkiem.

Napastnicy

Mirosław Bober, ps. "Boberek", 22 lata, wychowanek klubu. Grał głównie na początku sezonu, strzelał nawet sporo bramek.

Artur Ślusarczyk, ps. "Ślusar", 28 lat, wychowanek Zagłębia Sosnowiec. Wychował się na lodowisku w Sosnowcu (dosłownie, bo pokój dziecinny miał tam, gdzie znajduje się teraz sekretariat klubu). Rodzina Ślusarczyka pochodzi z Krynicy, ale jego ojciec Krzysztof największe sukcesy święcił z Zagłębiem. Ambitny do bólu. Gdy pędzi za krążkiem, lód mu się zwija pod łyżwami. Po meczu zawsze ma czas dla kibiców. Uśmiechnięty odpowie na każde pytanie.

Michał Woźnica, ps. "Wozik", 22 lata, wychowanek klubu. Osiągnął to, co nigdy nie udało się jego ojcu - Krystianowi Woźnicy - który był zawodnikiem srebrnej drużyny z 1988 roku. Jego talent rozwija się z każdym rokiem. Nie boi się gry jeden na jeden. Na lodzie jest szybki i zdecydowany. Koledzy żartują, że też najbardziej chorowity. Gdy ktoś pokasłuje w tyskiej szatni, to można być pewnym, że to Woźnica.

Michal Belica, ps. "Stefan", 27 lat. To był już trzeci sezon Słowaka w tyskim klubie. Do GKS-u ściągnął go czeski trener Pavel Hulva. Belica podchodzi do swoich obowiązków bardzo profesjonalnie, na treningi często przychodzi pół godziny przed czasem. Siada na ławce, patrzy na lód i zajada się polskimi śledziami. Lubi żartować. Chociaż niedawno stracił zęby, nadal uśmiecha się od ucha do ucha.

Adam Bagiński, ps. "Bagiś", 25 lat, wychowanek Stoczniowca. Przed ostatnim meczem powiedział, że jeżeli będzie trzeba, położy serce na lodzie. Trudno mu nie wierzyć. Gdy GKS rywalizował z TKH Toruń, wyjechał na lód, mimo że miał ponad 38 stopni gorączki (pokasłuje do dziś). Nie jeździł po lodzie, tylko pływał. Wytrwał 30 minut. Łowca bramek, krążek sam wpada mu na łopatkę kija.

Sławomir Krzak, ps. "Krzakles", "Krzaku", 28 lat, wychowanek KTH Krynica. "Sławek Krzak! Tak, tak, tak!" - pokrzykują tyscy kibice. Największy choleryk w drużynie. Zawodnicy drużyn przeciwnych dobrze o tym wiedzą i często go prowokują. Nie odpuści nikomu, gdyby GKS grał z Podhalem Nowy Targ, pewnie postawiłby się Krzysztofowi Oliwie. W finałach grał wyśmienicie, trener Andriej Sidorenko uważa jednak, że jest za słaby na kadrę. W takim razie co robi w reprezentacji Wojciech Stachura?

Marcin Frączek, ps. "Fronia", 23 lata, wychowanek klubu. Nie grał za wiele.

Bartłomiej Gawlina, 21 lat, wychowanek klubu. Poprzednie rozgrywki spędził w KTH Krynica. Gdy rozpoczynał się sezon, wielu przepowiadało mu, że szybko trafi do słabszej drużyny. Jakże się mylili! Gawlina grał doskonale. Na początku rozgrywek był nawet najskuteczniejszym zawodnikiem swojej drużyny.

Tomasz Maćkowiak, ps. "Maciek", 20 lat, wychowanek klubu. Pomógł drużynie na początku sezonu, gdy zespół nękały kontuzje i nie wszyscy zawodnicy byli potwierdzeni do gry.

Mariusz Justka, ps. "Juhas", 31 lat, wychowanek Stoczniowca Gdańsk. Jego ironiczne spojrzenie odbierało przeciwnikom siły. Spokojny i pewny siebie. Działa jak sprawny mechanizm, nie wykonuje żadnych niepotrzebnych ruchów. Chociaż gra w Tychach pierwszy sezon, trudno sobie wyobrazić ten zespół bez niego.

Robert Brocławik, ps. "Brocław", 23 lata, pierwszy Kanadyjczyk w barwach tyskiej drużyny. Jego rodzina pochodzi z Krakowa, ale on sam urodził się już w Kanadzie, gdzie jego rodzice wyemigrowali na początku lat 80. Przyszedł do GKS-u, by walczyć o mistrzostwo Polski, i tej sztuki dokonał. Szkoda, że grał tak mało, bo w Krynicy i Podhalu strzelał nawet sporo bramek.

Robin Bacul, 26 lat. Czech to najlepszy technik w polskiej lidze. O takich zawodnikach mówi się, że "świetnie robi kijem". Gdy prowadzi krążek, zdaje się, że ten jest przyklejony do łopatki jego kija. Szybko zadomowił się w polskiej lidze. Na lodzie nie dał sobą pomiatać, zawsze gotowy, by komuś przylać. Gdy dołączył do zespołu, powiedział, że po sezonie wraca do Czech, by szukać szczęście w ekstralidze. Szkoda by było. Może teraz jednak zmieni zdanie

Adrian Parzyszek, ps. "Parzol","Adik", 30 lat, wychowanek Naprzodu Janów. Kolejny zawodnik, o którego GKS walczył z Unią Oświęcim. Supertransfer. GKS nie tylko wzmocnił niezwykle mądry i doświadczony hokeista, ale jednocześnie jeden z największych atutów stracił zespół rywala. Żartował, że zależało mu, by jak najszybciej uporać się z Unią, bo już doskwierał mu zarost [zawodnicy GKS-u nie golili się od początku rywalizacji - przyp. red.].

Bez nich nie byłoby złota

Trenerzy

Wojciech Matczak

Dariusz Wieczorek

Prezes klubu

Andrzej Skowroński

Dyrektor klubu

Karol Pawlik

Kierownik drużyny

Józef Zagórski

Masażysta

Arkadiusz Zioło

Lekarz

Ireneusz Ryszkiel

Mówi Arkadiusz Sobecki

Nie pomyliłem się

Wojciech Todur: Zaskoczyło Pana przyjęcie fanów na lodowisku w Tychach?

Arkadiusz Sobecki, bramkarz GKS-u: Trochę tak. Trybuny były pełne, jak na meczach z Unią. Fajnie to wyglądało, olbrzymia spontaniczna radość. Każdy chciał zrobić sobie z nami zdjęcie, prosił o autograf. Na początku kibice grzecznie czekali na trybunach, ale potem chyba nie wytrzymali presji i wbiegli na lód. Zamieszanie było ogromne, ale w sumie było bezpiecznie.

Ostatni mecz, ostatni karny Mariusza Puzio

- Zapamiętam na długo. Przed karnymi myślałem, że do bramki Unii wejdzie Tomasz Jaworski. Przemek Witek jest dobrym bramkarzem, ale Jaworski to jednak większy specjalista od rzutów karnych. Nie pomyliłem się. Przed ostatnim karnym byłem już spokojny. Pomyślałem, że nawet jak Puzio strzeli, to zawsze jest jeszcze "Stefan" [Michal Belica - przyp.red.]. On na pewno trafi.

Co teraz? Na świętowanie nie będzie dużo czasu. W środę rozpoczyna się zgrupowanie kadry przed mistrzostwami świata w Debreczynie. Ponoć nie wszyscy hokeiści GKS-u palą się do wyjazdu na ten turniej.

- Mogę odpowiedzieć tylko za siebie. Ja pojadę. Nie chcę robić zamieszania.

Rozmawiał Wojciech Todur

HOKEJ. Jak się bawiono w Tychach

Zagubione złoto

Świętowanie mistrzostwa trwało w Tychach cały weekend i pewnie na tym się skończy.

W niedzielę po południu większość członków złotej ekipy odpowiadała głosem zza grobu: "Nie mogę zebrać myśli".

Wszystko zaczęło się już w piątek, po meczu. Gdy zespół wracał autokarem z Oświęcimia, do drużyny dotarła wiadomość, że pod lodowiskiem gęstnieje tłum kibiców.

Gdy okazało się, że fanów jest już ponad tysiąc, Andrzej Dziuba, prezydent Tychów, podjął decyzję, by otworzyć bramy lodowiska. Kibice szczelnie wypełnili trybuny. Blisko 4 tys. fanów krzyczało ile sił w gardłach: "Mistrz! Mistrz! GKS!".

Złota drużyna przyjechała pod tyskie lodowisko 10 min po 23. Euforia na trybunach sięgnęła zenitu! Najpierw autokar opuścił puchar za mistrzostwo, najcenniejsze trofeum w historii klubu i miasta. Złoty kielich trafił do klubowego sekretariatu, Zawodnicy wychodzili na lód przez bramę, którą na co dzień zwykła wjeżdżać rolba. Rozpoczęły się chóralne śpiewy i okrzyki fetujące zawodników i trenerów.

W końcu emocje wzięły górę, kibice GKS-u stoczyli się z wysokich na blisko pięć metrów trybun i zajęli całe lodowisko. Każdy chciał dotknąć, poklepać, uściskać zawodników najlepszej drużyny w Polsce. Kibice nosili zawodników na rękach, pili razem z nimi szampana.

Niestety, były też przykre incydenty. Pobity został Mariusz Justka, który rozgniewał podpitego chuligana tym, że nadepnął na klubową flagę. Zawodnik został przeproszony, ale niesmak pozostał.

Swój dramat przeżył też Bartłomiej Gawlina, który zgubił złoty medal. Zawodnik był zrozpaczony, miał łzy w oczach.

Hokeista miał jednak wielkie szczęście. Medal znalazł młody człowiek, który zaniósł go

do Michała Grodzkiego, spikera, który prowadził imprezę. - Spytałem go o imię, ale chciał pozostać anonimowy. "Co mi tam medal, pan odda chłopakom". Schowałem go do kieszeni. Pomyślałem, że jak się wszystko uspokoi, to zwrócę zgubę. Po chwili podbiegł do mnie znajomy Bartka, który powiedział mi o jego dramacie. Gdy Bartek dowiedział się, że mam jego medal, rzucił mi się na szyję - opowiada Grodzki, przed laty bramkarz tyskiej drużyny. Potem Gawlina znalazł na lodzie chłopaka, który znalazł zgubę! Umówili się na piwo.

Powitanie na lodowisku trwało do godziny pierwszej w nocy. Potem zawodnicy jeden po drugim zaczęli opuszczać obiekt, wreszcie zgasło światło i kibice rozeszli się do domów.

Rozpoczęła się druga, mniej oficjalna część zabawy - tym razem w tyskim klubie Szatnia.

Impreza była przednia i trwała do białego rana. Jej najważniejszym punktem były postrzyżyny! Na środku sali stanęły krzesło i miska z ciepłą wodą. Mistrzem ceremonii był Dariusz Wieczorek. Drugi trener GKS-u zaopatrzony w jednorazową maszynkę do golenia pozbawiał zawodników zarostu, który miał być talizmanem zwiastującym wygraną z Unią. Niektórzy stracili brody, ale niestety byli też tacy, którzy... stracili kurtki. Pokrzywdzeni zostali m.in. Arkadiusz Sobecki, Adrian Parzyszek, Andrzej Gretka, Marcin Frączek i trener Wojciech Matczak.

Krzysztof Król, właściciel Szatni: - Wezwałem policję, ale zawodnicy nie chcieli nawet zgłaszać zaginięcia. Kilka kurtek już wróciło do właścicieli. Mam nadzieję, że znajdą się wszystkie.

- Kto wie, może to był przypadek i ktoś się pomylił. Możliwe jednak, że ktoś myślał, że się wzbogaci o złote medale - zastanawia się Sobecki, który ostatecznie zgubę odzyskał.

Bramkarz GKS-u opuścił imprezę jako jeden z pierwszych, około godziny trzeciej nad ranem, by już o godzinie dziewiątej w sobotę patrolować ulice Tychów w stroju strażnika miejskiego. - Brak mi słów uznania dla tego chłopaka. Daleko zajdzie - podkreśla Andrzej Skowroński.

Prezes klubu spędził niedzielę na odpoczynku, odwiedził m.in. wystawę psów w katowickim Spodku. W poniedziałek rano pojechał do Warszawy, gdzie od kilkunastu dni jest wiceministrem do spraw ochrony środowiska w rządzie Marka Belki.

Kto wie, może wkrótce jego śladem podążą hokeiści? Skowroński zażartował bowiem, że w nagrodę za zdobycie złota zabierze drużynę do swojego gabinetu. Wcześniej, bo być może już we wtorek, zespół czeka parada ulicami miasta. Działacze planują, by drużyna przejechała ulicami Tychów na otwartej platformie. W poniedziałek drużyna wznawia treningi. Pierwsze zajęcia nowych mistrzów Polski o godz. 10.

Wojciech Todur

Copyright © Agora SA