Paszulewicz: Nie mam żalu do Górnika

- Co za pech. Solidnie przepracowałem okres przygotowawczy, wydawało się, że jestem w niezłej formie i będę mógł pomóc Górnikowi w walce o utrzymanie. Ale nikt mnie nie wyrzucił, sam postanowiłem wrócić do Krakowa - mówi ?Gazecie? Jacek Paszulewicz, który we wtorek na treningu w Zabrzu złamał nogę.

Michał Białoński: Wtorek, 1 marca. Tą datę zapamięta Pan na dłużej. W jakich okolicznościach doznał Pan kontuzji?

Jacek Paszulewicz: Nie pamiętam już, czy stało się to po 10 czy po 15 minutach, ale to był ułamek sekundy i nagle poczułem ból w prawej stopie. Nawet nie wiem, czy krzywo stanąłem, czy normalnie biegłem. Od razu przerwałem trening, wsiadłem do samochodu i przyjechałem do krakowskiego Szpitala im. Żeromskiego, gdzie pracuje Mariusz Urban, lekarz Wisły. Po dokonaniu prześwietlenia okazało się, że mam złamanie kości śródstopia. Byłem w stałym kontakcie z Markiem Koźmińskim, właścicielem Górnika. Oznajmiłem mu, że w tej sytuacji zostaję w Krakowie. Powiedzieliśmy sobie "do widzenia", ale niewykluczone, że kiedyś nasze drogi znowu się zejdą. Nie mam żalu do Górnika. To był zwykły pech.

A nie sądzi Pan, że to zabrzanie powinni zajęć się leczeniem, wszak Wisła wypożyczyła Pana do Górnika na pół roku.

- Byłoby to bez sensu, bo moje złamanie nogi jest skomplikowane. Jestem nietypowej postury i chyba przez to kość się złamała w innym miejscu niż zazwyczaj, bliżej palców. Tego typu złamania goją się o wiele dłużej i jest mało prawdopodobne, żebym w rundzie wiosennej mógł się jeszcze przydać Górnikowi. Zanim odzyskam pełną sprawność, mogą minąć nawet trzy miesiące. Natomiast piłkarzem Wisły będę jeszcze przez dwa lata i trzy miesiące. Dlatego wróciłem do Krakowa.

Zdążył Pan podpisać kontrakt z Górnikiem?

- Warunki umowy były ustalone, ale podpisy nie zostały jeszcze złożone. W myśl ustaleń między klubami to Wisła miała mi płacić gażę. Z Górnika miałem dostawać tylko premie za wygrane mecze. Do Zabrza ciągnęła mnie chęć występów w ekstraklasie. W Górniku miałem na to o wiele większe szanse niż w Wiśle. Po rocznej nieobecności w Polsce chciałem się pokazać, przypomnieć polskim kibicom. Będę musiał na to poczekać przynajmniej do czerwca. Ale spokojnie, jeszcze przyjdzie mój czas. Mam wprawdzie 28 lat, ale czuje się jakbym miał 21.

To pierwsza Pana poważna kontuzja?

- Tak. Nawet skręcenie stawu skokowego, jakiego doznałem w meczu Anderlecht - Wisła, wyleczyłem dosyć szybko, już po trzech tygodniach. Wcześniej, jeszcze w juniorach, grając w Polonii Gdańsk, miałem pękniętą kość strzałkową. A poza tym, żadnych naderwań więzadeł, mięśni nie miałem.

Wcześniej po obozach treningowych zbierał Pan pochlebne recenzje od Wernera Liczki i wydawało się, że zmieści się w kadrze Wisły.

- Brałem pod uwagę możliwość, że nawet nie wezmą mnie na obozy przygotowawcze. Jestem wdzięczny trenerowi Liczce, że pozwolił mi zaprezentować swoje umiejętności. Przepracowałem trzy obozy. Jestem zadowolony, bo spodziewałem się, że od razu zostanę wystawiony na listę transferową. Tymczasem po powrocie z ostatniego zgrupowania na Cyprze Werner Liczka powiedział mi, że jest ze mnie zadowolony i tylko od mojej decyzji uzależnia czy zamierzam zostać w Wiśle czy odejść do Górnika. Gdybym zdecydował się na pozostanie, byłbym pełnowartościowym członkiem kadry, choć występów nikt mi nie mógł zagwarantować.

Gdy był Pan w Chinach, w drugoligowym Cheng Du Wuniu, krakowskiemu klubowi w pucharach wiodło się nie najlepiej.

- Śledziłem wszystko w internecie. Będąc w Chinach, czytałem, jak jedna z gazet klasyfikowała mnie jako "niewypał transferowy" Henryka Kasperczaka. Ten, kto to wymyślił, musi nie znać się na piłce albo nie widział moich statystyk, nie oglądał meczów. Przychodząc do Wisły, nie byłem osobą o znanym nazwisku, a rozegrałem 75 proc. meczów, klub miał ze mnie korzyść. Po kontuzjach Mariusza Jopa i Arka Głowackiego należałem do wyróżniających się zawodników w Pucharze UEFA. Nie jest zasadne wrzucanie mnie do jednego koszyka z "niewypałami transferowymi".

Na jakiej pozycji miał Pan grać w Zabrzu?

- Na lewej obronie. W systemie 4-4-2 grałem na tej pozycji w barwach Wisły, chociażby w starciu z Anderlechtem, czy właśnie przeciwko Górnikowi. Radziłem sobie całkiem nieźle. W sparingach wszystkie mecze grałem na środku obrony.

Copyright © Agora SA