Wiesław Wojas: Ja mam swoje garnitury

Chory PZHL, chory system rozgrywek, nie mam ochoty bawić się w coś takiego. Nie mam poparcia ani lokalnego, ani centralnego - mówi prezes i właściciel spółki Wojas/Podhale SSA Wiesław Wojas, który po porażce z Cracovią w ligowym play-offie chce sprzedać wszystkie udziały w hokejowym biznesie.

Michał Białoński: Wydaje się, że jesteście tak blisko, wystarczy dokonać kosmetycznych zmian, zatrudnić dobrego trenera, choćby z zagranicy, i już będzie sukces.

Wiesław Wojas: Tak wynika, że nasi trenerzy przegrywają, bo są słabi taktycznie. Andrzej Słowakiewicz potrafił stworzyć świetną atmosferę w drużynie, wydawało się, że kontroluje sytuację, ale w decydujących momentach gdzieś mu wszystko uciekało. Po porażce w zeszłorocznym finale mistrzostw Polski umówiliśmy się, że jeśli Słowakiewicz w tym sezonie nie zdobędzie mistrzostwa, to odchodzi. Dotrzymał słowa. Ale polityka transferowa była fatalna. Moi ludzie nie potrafili się dogadać z bramkarzem Radziszewskim, wypuścili go z rąk. Gdy jechał do nas na kolejną turę rozmów, zatrzymał się w Krakowie i tyleśmy go widzieli. Teraz Cracovia robi podchody pod nasz największy talent - Marcina Kolusza.

Co Pana razi w PZHL-u? Jego działacze uważają, że szkołami mistrzostwa sportowego ratują hokej.

- Jak szefem PZHL-u czy całego polskiego hokeja może być ktoś, kto otwarcie mówi, że kandydował na drugą kadencję tylko po to, żeby spokojnie dotrwać do emerytury!? Proponowałem układ taki: Zenon Hajduga piastuje funkcję prezesa i czuwa nad statutem, kierunkami rozwoju, a szefem biura jest osoba przedsiębiorcza, która organizuje wszystko: od systemu rozgrywek po reprezentację. Tymczasem związek ustalił, że automatycznie szefem biura staje się prezes PZHL-u. I w ten sposób na cztery lata jesteśmy ugotowani. Do kolejnych wyborów polskim hokejem nie będzie zarządzał profesjonalny menedżer tylko skorupiak z poprzedniej epoki. Co gorsza, nikt przed wyborami nie powiedział, że wybór prezesa jest równoznaczny z wyborem szefa biura!

Spory wpływ na politykę PZHL-u ma też dyrektor generalny. Może przez objęcie tej funkcji kluby mogłyby naprawiać hokej?

- Problem w tym, że na dyrektora generalnego związku został powołany Leszek Lejczyk. Nie wiem, kto go wybrał, bo nowy zarząd na pewno nie miał takiej okazji. Gdy o to pytam, to panowie z centrali siedzą cicho. Jak automatycznie może pozostawać człowiek ze starego układu, który ma jeszcze umowę o pracę od poprzedniego zarządu? W normalnych warunkach za niepowodzenia, a ich pasmem była poprzednia kadencja PZHL-u, parę osób podaje się do dymisji i na ich miejsce zarząd powołuje nowych.

Ale w polskim hokeju może być lepiej, bo mecze reprezentacji zaczęła pokazywać telewizja.

- Przed listopadowym turniejem przedolimpijskim sam jeździłem do Warszawy na rozmowy z dyrektorem TVP 3 Andrzejem Czaplińskim, żeby załatwić transmisje z Nowego Targu. Prezes Hajduga w tym czasie siedział sobie bezczynnie w biurze.

Ta impreza z udziałem takich gwiazd jak Czerkawski czy Oliwa była wspaniałą okazją dla związku do zarobienia dużych pieniędzy na reklamie. Tylko żeby Hajduga i spółka umieli to wykorzystać! Zamiast lukratywnych kontraktów reklamowych z okazji turnieju w Nowym Targu jedyne, co zdziałali, to umowa barterowa z producentem odzieży za... kilka garniturów. Prezes Hajduga mówi mi: "Niech pan przyjdzie do przymiarki, będzie pan chodził w takim garniturze". Ja mu odpowiadam: "Dziękuję, ja mam swoje garnitury".

W Rydze było lepiej. Od jednej z firm za reklamę na kaskach i koszulkach związek dostał gotówkę.

- 15 tys. zł przy dwóch meczach na żywo w telewizyjnej Jedynce! To skandal. Mogli przysłać do mojej firmy ofertę, to dałbym im 20-25 tys. Tymczasem ode mnie Hajduga wymaga efektów marketingowych za społeczną pracę, a sam bierze pieniądze za urzędowanie i co z tego wynika? Dopóki taki układ będzie panował w polskim hokeju, nic się nie poprawi.

Czy Wiesław Wojas zniechęcony do Podhala zaangażuje się finansowo w Cracovię? Czy żałuje, że zatrudnił Krzysztofa Oliwę - jutro druga część rozmowy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.