AZS Gaz Ziemny Koszalin - Anwil Włocławek 78:91

KOSZYKÓWKA. Za łatwo i w fatalnym stylu przegrali gospodarze mecz z wiceliderem Era Basket Ligi. Koszalinianie zagrali bez werwy i determinacji, z jakiej znani byli na własnym boisku.

Teraz akademicy mogą raczej zapomnieć o rozgrywkach play off i pomału przyzwyczajać się do myśli o spotkaniach w grupie walczącej o utrzymanie się w ekstraklasie.

Gospodarze mogli liczyć na zwycięstwo. Anwil nie grał ostatnio najlepiej, jak zwykle drużyny prowadzone przez Andreja Urlepa w tej fazie rozgrywek, ze względu na specyficzny cykl treningowy. Włocławianie przegrali mecz w Pucharze FIBA, a przed tygodniem męczyli się na własnym boisku z Czarnymi Słupsk. Jednak w Koszalinie od pierwszych sekund przejęli inicjatywę. Marek Miszczuk z wiarą w swoją skuteczność z niedawnego meczu z Turowem Zgorzelec, także i w sobotę uparcie próbował rzucać z dystansu. Tym razem jednak nie miał tak pewnej ręki, a jego wzrost byłby bardziej przydatny w bezpośrednim pojedynku z Duszanem Jeliciem, który zdominował walkę pod tablicami (12 zbiórek). Środkowy Anwilu nawet jeśli nie zdobywał punktów z akcji, to faulowany świetnie trafiał rzuty wolne i był najskuteczniejszym zawodnikiem na boisku.

Największym problemem gospodarzy był indywidualizm w grze większości koszalinian, ale palma pierwszeństwa należy się temu, który akurat miał kreować grę - Jovanovi Zdravkoviviowi. Serb pytany, czy woli rzucać czy podawać, zawsze przekonuje, że jest przede wszystkim rozgrywającym. W pojedynku przeciwko Anwilowi gdy dostawał piłkę, natychmiast szukał pozycji rzutowej, a nie partnerów. Podobny zarzut można by postawić nowemu graczowi AZS-u Chudnayowi Grayowi, ale w mniejszym stopniu. Kiedy AZS zagrał bardziej zespołowo, porzucił taktykę rzucania z dystansu, a Gary dogrywał piłki pod kosz do Tomasza Briegmanna i Pawła Kowalczuka, koszalinianie odrobili straty i jeszcze przed przerwą objęli prowadzenie.

Po przerwie trener Jerzy Olejniczak, który krytykował po meczu właśnie zbyt indywidualną grę swoich zawodników, długo stawiał akurat na Zdravkovicia. W ciągu 90 sekund AZS stracił osiem punktów, nie rzucając żadnego i Anwil za sprawą Dante'a Swansona, Gintarsa Kadziulisa i oczywiście Jelicia kontrolował już mecz do końca.

W czwartej kwarcie gospodarzom nie wiedzieć czemu zupełnie opadły ręce, choć przewaga dziesięciu punktów nie była niemożliwa do odrobienia.

Klub ma teraz kilka dni na zastanowienie się, jak będzie wyglądać skład zespołu. Mecz obserwował z ławki nowy amerykański skrzydłowy Jamal Thomas. Zastąpi Williego Mitchela, który w sobotę zagrał mało i słabo.

Kwarty: 20:27, 24:17, 14:29, 20:20.

AZS: Kowalczuk 13, Sroka 12 (1), Balcerzak 7 (1), Miszczuk 4, Zdravković 3 (1) oraz Gray 17 (1), Dąbrowski 8 (2), Briegmann 10 (2), Mitchel 4, Wiechowski 0.

Anwil: Kadziulis 26 (5), Jelić 21, Witka 13 (2), Sirsnis 5 (1), Jahovics 2 oraz Swanson 16, Marczulionis 3, Nagys 3, Frasunkiewicz 2, Hajrie 0.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.