Duży dług siatkarzy Gwardii Wrocław

Siatkówka. Gwardia Wrocław ma blisko 700 tysięcy złotych długu! I choć ma perspektywy wyjścia z kryzysu, nie wiadomo, czy do końca sezonu uda się spłacić wszystkich wierzycieli. Czy w tej sytuacji siatkarki awansują do pierwszej czwórki, a siatkarze do serii A?

Dług powstał w sezonie 2002/2003, za trenerskiej kadencji trenera Macieja Jarosza i prezesury polityka SLD Janusza Krasonia. To wówczas Gwardia podpisywała wysokie kontrakty z siatkarzami (m.in. z Łukaszem Krukiem, Krzysztofen Janczakiem), a później nie była w stanie się z nich wywiązać... Do tego doszły też problemy ze sponsorem strategicznym, firmą NOM (Niezależny Operator Międzystrefowy - red.). Efekt był taki, że już w połowie sezonu klub przestał płacić swoim zawodnikom. Ostatnią pensję otrzymali w grudniu 2002 r. Co było dalej? W połowie 2003 roku Gwardia pozbyła się drogich siatkarzy, ale ci nie zrezygnowali z wyegzekwowania zaległych pieniędzy. W tym momencie zaczęły się problemy klubu, bo nowi siatkarze (m.in. Szczurowski, Kmet) również nie otrzymywali na czas pieniędzy kontraktowych. Klub musiał bowiem spłacać stare długi.

- Nasi siatkarze wiedzą, w jakiej klub jest sytuacji, o wszystkim mówimy im prosto w oczy - mówił wówczas wiceprezes Andrzej Zibrow. - Całym naszym złem jest dług z ubiegłego sezonu. To on na nas ciąży. Przecież nikt nie spodziewał się, że w trakcie sezonu NOM wycofa się ze współpracy i będziemy milion złotych w plecy... I nawet nie winiłbym tu NOM-u, który też miał swoje problemy - tłumaczył Zibrow.

Gwardia do tej pory nie pozbyła się jednak zadłużenia, choć od feralnego sezonu 2002/2003 minęły już prawie dwa lata. - W klubie nikt nie dopuszcza do siebie myśli, byśmy mogli nie wyjść na prostą. Wierzę, że spłacimy stare długi - przekonuje dyrektor Gwardii Stefan Fiedorow. - Mogę tylko powiedzieć, że ostatnio nasza sytuacja jest trochę lepsza, ale szczegółów nie chciałbym zdradzać. Jedno za to mogę obiecać - na pewno nie dopuścimy do sytuacji, by jedyny klub na Dolnym Śląsku mający sekcje siatkarskie w I lidze ogłosił upadłość. Taki scenariusz nie wchodzi w rachubę.

Nieoficjalnie wiemy, że wrocławianie są bliscy podpisania dwóch nowych umów sponsorskich. Tylko wtedy jest szansa na spłatę starych długów. Z wierzycielami klub cały czas pozostaje w kontakcie - w grudniu ubiegłego roku do kilku siatkarzy wysłał pisma z przeprosinami i z zapewnieniem, że od stycznia do końca sezonu w miarę regularnie będą otrzymywali zaległe pieniądze. Największy dług klub ma wobec Janczaka (gra w Rosji) i Kruka (gra w Chemiku Bydgoszcz), duże pieniądze zalega też byłemu trenerowi Maciejowi Jaroszowi. W tym sezonie sytuację finansową dodatkowo skomplikował start siatkarek w Pucharze Top Teams, bo na pucharowej przygodzie klub stracił około 200 tysięcy złotych, a nie zdołał awansować do czołowej czwórki.

Gwardii raczej nie grozi jednak blokada konta klubowego, bo wysoki dług stopniowo jest spłacany. Ale jest też inne zagrożenie. Kłopoty finansowe mogą przełożyć się na formę sportową siatkarek i siatkarzy. Takiego scenariusza nikt nie może wykluczyć...

Copyright © Agora SA