Krzysztof Oliwa: Stopić bryłę lodu

- Mam pomysł, jak przeprowadzić zmiany w polskim hokeju. Ale w pojedynkę nic nie zwojuję - mówi Krzysztof Oliwa. Jedyny polski zdobywca Pucharu Stanleya, najcenniejszego hokejowego trofeum, opowiada także o...

O swoim powrocie do Polski...

Były oferty z innych lig, ale propozycja Wojasa/Podhale Nowy Targ była dla mnie jedyną okazją, aby zagrać w polskiej lidze. Pan Wiesław Wojas okazał się nie tylko dobrym biznesmenem, człowiekiem, który zna się na rzeczy, ale także świetnym organizatorem. Potrafi rozmawiać z ludźmi, przekonać do siebie. Decydując się na powrót, nie myślałem o pieniądzach. Chciałem grać, a przy tym promować hokej, pomagać młodszym zawodnikom.

O potrzebie zmian...

W Polsce w ostatnich 15 latach wiele się zmieniło. Jak wyjeżdżałem z kraju, stacje benzynowe przy drogach były co 50 km, a ludzie stali w kolejkach po chleb. Teraz zatankować możesz co 5 km, a zakupy zrobić w wielkim supermarkecie. Podobnie jest w sporcie. Kiedyś nie można było pięciu tysięcy ludzi zagonić pod Krokiew, a w sobotę widziałem dziesiątki tysięcy kibiców i wielki show z Adamem Małyszem. Tylko polski hokej jest wciąż w epoce lodowcowej. Trzeba rozpuścić ten lód, musimy przestać być hokejowym zaściankiem. Jestem tu dopiero parę dni, a zauważyłem, że warunki, w jakich grają polscy hokeiści, są fatalne. Jechaliśmy na mecz towarzyski na Węgry. 11 godzin w autokarze, pół godziny przerwy i od razu na lód - to jest tragedia! Tak nie da się uprawiać sportu. Chcę to zmienić. Mam dużo doświadczenia, z bliska widziałem, jak funkcjonuje to w najlepszej lidze świata. Chcę pomóc, ale ludzie muszą mi zaufać. Mam pomysł, jak przeprowadzić zmiany, ale w pojedynkę nic nie zwojuję. Nawet z pomocą Mariusza Czerkawskiego i pana Wiesława Wojasa.

O konflikcie z PZHL...

Do tego by nie doszło, gdyby nie straszyli mnie, że zostanę zawieszony. Nie miałem zamiaru z nikim się kłócić ani niczego komentować. Ale potraktowali mnie jak chłopaka, który gra w podrzędnym klubie. To nie jest w porządku. Jak coś było do wyjaśnienia, to wiedzieli, gdzie jestem. Mogliśmy się spotkać w połowie drogi i spokojnie porozmawiać. Niepotrzebne były konferencje i szum w prasie.

O grze w reprezentacji...

W USA i Kanadzie każdy młody hokeista marzy, żeby występować w reprezentacji. Zdają sobie sprawę, jak wielka jest konkurencja i tym bardziej doceniają ten zaszczyt. Tak samo jest w Polsce i tak samo jest ze mną. Drużyna narodowa jest najważniejsza i o grze w niej nie mogą decydować układy. Dlaczego w kadrze zabrakło Marcina Ćwikły, Zbyszka Podlipniego i Sebastiana Łabuza, to przecież dobrzy hokeiści?

O zawodowej lidze w Polsce...

Dlaczego Rosjanie, Czesi, Finowie wyjeżdżają do NHL? Bo są wyszukiwani przez wysłanników klubów. Ci ostatni Polskę omijają szerokim łukiem. Nasza liga nikogo nie interesuje, a przecież mamy nie mniej zdolnych graczy. Choćby Artur Ślusarczyk - z powodzeniem mógł grać w NHL, ale go nie zauważyli. Problem bierze się stąd, że w Polsce mamy ligę państwową, a nie zawodową. Brakuje ludzi znających się na marketingu, wiedzących, jak wypromować hokej. Za oceanem ligę zawodową założyło kilka drużyn i tak trzeba zrobić u nas. Trzeba pokazać, że na hokeju można zarobić. Jak sponsorzy to dostrzegą, to wejdą w tę dyscyplinę.

O turnieju w Rydze...

Najważniejszy będzie pierwszy mecz. Jak go przegramy, pozostałe nie będą miały znaczenia. Mimo, że zabrakło kilku chłopaków, reprezentacja jest najsilniejsza od lat. W każdej tercji, w każdej zmianie musimy grać, jakby od wyniku zależało nasze życie. Potrafimy grać z najlepszymi. W katowickim Spodku o mały włos nie wygraliśmy z największymi gwiazdami NHL. I nie ma znaczenia, że byli zmęczeni. Sama świadomość walki z takimi zawodnikami, jak Tie Domi czy Martin Brodeur, którzy zarabiają miliony dolarów, mogła naszych sparaliżować. Ale walczyli jak równy z równym. W mojej karierze najbardziej brakuje mi udziału w igrzyskach. Mam nadzieję, że za rok odwiedzę Turyn i zagram w olimpijskim turnieju.

Copyright © Agora SA