Koszykówka. Platinum Wisła Kraków - Deichmann Śląsk Wrocław 83:75

Komplet widzów i znakomita atmosfera pomogły w odniesieniu niezwykle cennego zwycięstwa ?Wawelskim Smokom?. Krakowianie mieli chwile naprawdę znakomitej gry, ale i rywal nie przyjechał pod Wawel tanio sprzedać skóry.

Początkowe minuty należały do wrocławian - dobrze grał Radosław Hyży, bez respektu pod kosz wchodził Aivaras Kiausas (grał ze złamanym kciukiem), świetnie rozgrywał i rzucał za trzy punkty prowadzący grę Śląska Michael Watson.

W Wiśle ciężar zdobywania punktów wziął na siebie Mujo Tuljković, który szczególnie w pierwszej połowie grał kapitalnie. A w całym meczu świetnie zbierał - 12 piłek na 29 zbiórek całej drużyny. Trzeba przyznać, że krakowianie dali z siebie maksimum ambicji. Znamienna była sytuacja w drugiej kwarcie, gdy przez kilkanaście sekund trwała walka w parterze o piłkę, którą obie drużyny bezpardonowo próbowały sobie wydrzeć. W Wiśle brakowało kontuzjowanego Pawła Szcześniaka, ale na rozegraniu zupełnie przyzwoicie (poza kilkoma początkowymi minutami) dawali sobie radę Jacek Sulowski i Willie Anderson.

Prowadzenie w meczu zmieniało się niemal bez przerwy. Po dwóch trójkach Watsona (trafił przez wyciągnięte ręce obrońców) Śląsk wygrywał 40:35. Trener Wisły Bogusław Zając wziął wtedy czas, wprowadził Macieja Bielaka i krakowianie odrobili straty. Ale rzut z półdystansu Macieja Zielińskiego pozwolił wrocławianom na jednopunktowe prowadzenie do przerwy (42:41).

W trzeciej kwarcie wiślacy grali chwilami jak w transie. Rozpoczął Sulowski, trafiając zza łuku, wkrótce w jego ślady poszedł Mike Ansley i prowadziliśmy 53:45. Ale i rywale nie odpuszczali. Po akcji 2+1 Hyżego i dwóch bezbłędnych "trójkach" Roberta Skibniewskiego nasza przewaga stopniała do czterech (55:51). Od tego momentu Wisła zagrała skuteczniej i lepiej w obronie. Współpraca Sulowskiego z Ansleyem przyniosła najwyższą (14 pkt) przewagę krakowian 65:51.

Przed rozpoczęciem ostatnich dziesięciu minut "Wawelskie Smoki" prowadziły 65:54. Okazało się, że i to nie jest w tym meczu za dużo. Znakomicie pod koszem dawał sobie radę wysoki (206 cm) Ryan Randle, który nie tylko trafiał, jak chciał, ale zbierał piłki na obu tablicach. To on rzutami osobistymi doprowadził do remisu po 65. W tym najgorszym dla wiślaków momencie aż przez pięć minut i czterdzieści sekund nie udawało im się trafić do kosza. Niemoc przełamał Jacek Olejniczak (bardzo dobra zmiana za zmęczonego Ansleya), który zebrał piłkę w ataku i skutecznie rzucił hakiem. W odpowiedzi Skibniewski znów trafił zza łuku, ale i "Sulo" popisał się rewelacyjnym wejściem pod kosz zakończonym punktami.

Dla losów meczu znamienna okazał się sytuacja przy stanie 75:70 dla krakowian, gdy Skibniewski zgubił piłkę w ataku. Za moment Hyży otrzymał piąty faul i Wisła tego meczu już nie mogła przegrać.

Kwarty: 23:26, 18:16, 24:12, 18:21.

Wisła: Ansley 25 (2x3), Tuljković 22 (2), Sulowski 18 (2), Anderson 11, Żurawski 5 oraz Olejniczak 2, Bielak i Suski po 0.

Śląsk: Watson 20 (4), Randle 15, Hyży 12, Kiausas 9 (1), Zieliński 6 oraz Skibniewski 9 (3), Chanas i Szlachtowicz po 2, Grafs i Hajnsz po 0.

Sędziowali Andrzej Zalewski, Leszek Pujdak, Piotr Pastusiak. Widzów 1500.

Cytat meczu:

Hyży zrobił kroki, bo go wystraszyłem i nie wiedział, co zrobić z piłką

- Mike Ansley, koszykarz Platinum Wisły

Powiedzieli po meczu

Tomo Mahorić, trener Deichmanna Śląska Wrocław: Nie graliśmy wystarczająco dobrze, bo nie mieliśmy czasu na odpoczynek po trudnym meczu pucharowym [z Telekomem Bonn w pucharze ULEB - przy. red.]. Zwykle nie komentuję pracy sędziów, ale to, co zrobili dzisiaj, było niesportowe. Nie pozwalali nam grać, wiślacy bezkarnie nas popychali, przytrzymywali i uderzali w strefie podkoszowej. Mimo to gratuluję Wiśle, która zagrała mądrzej.

Bogusław Zając, trener Platinum Wisły: Mój zespół robi postępy i łapie rytm gry. Jeszcze popełniamy dużo błędów w obronie, stąd przegrywaliśmy w pierwszej połowie, ale wchodzimy na nasze normalne obroty. Brakuje nam Pawła Szcześniaka, by uporządkować grę w ataku. Gratuluję mojemu zespołowi i wydaje mi się, że kibice też są zadowoleni.

Radosław Hyży, zawodnik Deichmanna Śląska: Nie mówię, że sędziowie wypaczyli ten mecz, ale oni po prostu przeszkadzali. Przecież to my mamy grać, a nie oni! Nie mogę się odezwać, bo albo straszą mnie przewinieniem technicznym, albo PLK straszy mnie karą pięciu tysięcy złotych. Kim są sędziowie? Elektryk z zawodu? Przyjeżdża się tu pobawić? Szkoda zdrowia, uderzyć ich to mało. Ja bym im notę dał poniżej zera! Przecież oni obydwie drużyny krzywdzili! To wstyd, nie jesteśmy przecież tacy słabi, żeby przygrywać z Wisłą!

Michael Ansley, koszykarz Platinum Wisły: To był dobry mecz, nabieramy formy i kondycji. Dziś pierwszy raz od dłuższego czasu zagraliśmy jak drużyna. A sędziowie? To był pierwszy raz, kiedy sędziowie pozwalali nam grać. W meczach z Prokomem lub Anwilem zawsze podporządkowują grę pod te drużyny. Tym razem było jednak dużo lepiej. Na początku meczu poczułem się dumny, że tak wiele osób nas wspiera. Czujesz się wtedy sławny. Wszystko zaczyna wyglądać jak w profesjonalnej drużynie.

Willie Anderson, koszykarz Platinum Wisły: To świetne uczucie wygrać taki mecz. Droga do sukcesu była naprawdę bardzo ciężka i włożyliśmy w to dużo pracy. Teraz znajdziemy się w pierwszej szóstce i - co ważniejsze - gramy jak drużyna. Czy czuję się graczem uniwersalnym? Jak najbardziej, zwłaszcza gdy gram z moim wielkim bratem Mike Ansleyem.

Not. Wak

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.