Turów Zgorzelec - Deichmann Śląsk 67:57

ERA BASKET LIGA. Olbrzymia radość w Turowie oraz wielkie rozczarowanie i wściekłość w Śląsku. Wrocławianie prowadzili w Zgorzelcu przez większość meczu, ale doskonała końcówka gospodarzy dała im zwycięstwo

Do końca spotkania pozostawały trzy minuty, gdy przewaga kontrolujących do tej pory wydarzenia na parkiecie gości wynosiła już tylko dwa punkty. Yann Mollinari w kontrataku został sfaulowany przez Aivarasa Kiausasa, a sędziowie ku zdziwieniu wrocławian orzekli przewinienie umyślnie. Francuz trafił oba wolne, a w kolejnej akcji Charles Bennett jednego. Gospodarze prowadzili po raz pierwszy od stanu 7:6 i do końca meczu tylko powiększali przewagę. Przez tych 180 sekund wychodziło im więcej niż przez wcześniejszych 37 minut. Przede wszystkim jednak znakomicie bronili i Śląsk był bezradny. Kibice gospodarzy szaleli, a wrocławianie nie wiedzieli, co się dzieje.

- Dyktowaliśmy warunki w ostatnich pięciu minutach, bo wreszcie zagraliśmy cztery kwarty na wysokich obrotach. Do tej pory to był nasz problem, bo we Włocławku czy Sopocie graliśmy przez trzy kwarty, a na ostatnią brakowało nam sił. Teraz kondycyjnie wyglądamy już dobrze i choć może ucierpiała na tym szybkość czy świeżość, to uważam, że krok po kroku dochodzimy do optymalnej dyspozycji. Stać nas na to, aby dominować od początku do końca - podkreślał na konferencji prasowej trener gospodarzy Mariusz Karol.

A obok niego siedział załamany Tomo Mahorić. Szkoleniowiec Śląska nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Na konferencję prasową szedł ze spuszczoną głową, gdy komentował spotkanie, z rzadka tylko ją podnosił. I - już niemal tradycyjnie - nie wiedział, jak wytłumaczyć postawę swojego zespołu.

- To bardzo trudna do przyjęcia porażka. Mieliśmy wszystko w naszych rękach, kontrolowaliśmy mecz, ale nie przez 40 minut. Zawsze podkreślam zawodnikom, że mają być skoncentrowani przez 40 minut, ale znowu nie byli - mówił rozżalony. - Nie wiem, dlaczego tak się stało, dlaczego przegraliśmy. To był bardzo ważny dla nas mecz. Jestem rozczarowany.

Słoweński szkoleniowiec nie uśmiechnął się nawet, gdy przed halą w drodze do autobusu grupa wrocławskich kibiców skandowała jego nazwisko. I trudno mu się dziwić. Osłabiony brakiem Michała Ignerskiego (poważnie zatruty, wyszedł jedynie na pięć minut) zespół bardzo dobrze rozpoczął spotkanie. Robert Skibniewski kontrolował tempo, a Radosław Hyży po perfekcyjnie rozegranych akacjach zespołowych punktował spod kosza (12 punktów w pierwszej kwarcie). Później w ataku było coraz gorzej, ale wydawało się, że chyba najlepsza w sezonie defensywa da wrocławianom zwycięstwo.

- Bardzo mnie boli ta porażka, bo szczególnie w obronie straciliśmy dużo zdrowia. Defensywa była naprawdę dobra i szkoda, że i tak nikt nie będzie pamiętał o tym, jak się staraliśmy, tylko patrzył na końcowy wynik czy ostatnie minuty - podkreślał skrzydłowy Śląska Radosław Hyży. - Byliśmy jednak słabsi, więc przegraliśmy. Lepsi byliśmy przez 38 minut.

Turów natomiast dokonał tego, co ostatnio zwykle udawało się Śląskowi. Przegrywał, rozkręcał się powoli, gonił - i dogonił. Po przerwie gospodarze zagrali rozważniej w ofensywie (wg statystyk wszystkich 10 strat mieli w I połowie), ale przede wszystkim wykorzystali przewagę pod koszami. Wygrali zdecydowanie zbiórki (36:26), a Bennett z Chrissem Youngiem nie tylko zdobywali ważne punkty, lecz przede wszystkim ograniczyli poczynania środkowych gości. W efekcie im bliżej było końca meczu, tym Śląsk bardziej musiał liczyć na wariackie akcje Michaela Watsona. I się przeliczył, bo Amerykanin w całym spotkaniu trafił zaledwie 5 z 16 rzutów z gry.

- Przegraliśmy na własne życzenie - podsumował Skibniewski.

Po tym spotkaniu dolnośląskie zespoły zrównały się punktami, mają na koncie po sześć zwycięstw i porażek. Na razie wyżej w tabeli jest Śląsk, bo liczy się stosunek punktów zdobytych do straconych. Przy ustalaniu kolejności po rundzie zasadniczej przy tej samej liczbie punktów będą jednak brane pod uwagę bezpośrednie mecze. A tu Turów jest lepszy, bo wygrał również we Wrocławiu i przynajmniej na Dolnym Śląsku rządzi. Przed rokiem sytuacja kompletnie nie do pomyślenia.

Kwarty: 16:20, 6:13, 16:12, 29:12.

Turów: Szawarski 16 (1), Hughes 11 (2), Łopatka 8, Bennett 7, Zabłocki 4 oraz Young 14, Mollinari 7 (1), Mordzak 0.

Deichmann Śląsk: Hyży 17, Skibniewski 7 (1), Randle 6, Szlachtowicz 0, Kiausas 0 oraz Watson 17 (4), Grafs 10, Zieliński 0, Chanas 0, Ignerski 0.

Gracz meczu: Chris Young.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.