Do końca spotkania pozostawały trzy minuty, gdy przewaga kontrolujących do tej pory wydarzenia na parkiecie gości wynosiła już tylko dwa punkty. Yann Mollinari w kontrataku został sfaulowany przez Aivarasa Kiausasa, a sędziowie ku zdziwieniu wrocławian orzekli przewinienie umyślnie. Francuz trafił oba wolne, a w kolejnej akcji Charles Bennett jednego. Gospodarze prowadzili po raz pierwszy od stanu 7:6 i do końca meczu tylko powiększali przewagę. Przez tych 180 sekund wychodziło im więcej niż przez wcześniejszych 37 minut. Przede wszystkim jednak znakomicie bronili i Śląsk był bezradny. Kibice gospodarzy szaleli, a wrocławianie nie wiedzieli, co się dzieje.
- Dyktowaliśmy warunki w ostatnich pięciu minutach, bo wreszcie zagraliśmy cztery kwarty na wysokich obrotach. Do tej pory to był nasz problem, bo we Włocławku czy Sopocie graliśmy przez trzy kwarty, a na ostatnią brakowało nam sił. Teraz kondycyjnie wyglądamy już dobrze i choć może ucierpiała na tym szybkość czy świeżość, to uważam, że krok po kroku dochodzimy do optymalnej dyspozycji. Stać nas na to, aby dominować od początku do końca - podkreślał na konferencji prasowej trener gospodarzy Mariusz Karol.
A obok niego siedział załamany Tomo Mahorić. Szkoleniowiec Śląska nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Na konferencję prasową szedł ze spuszczoną głową, gdy komentował spotkanie, z rzadka tylko ją podnosił. I - już niemal tradycyjnie - nie wiedział, jak wytłumaczyć postawę swojego zespołu.
- To bardzo trudna do przyjęcia porażka. Mieliśmy wszystko w naszych rękach, kontrolowaliśmy mecz, ale nie przez 40 minut. Zawsze podkreślam zawodnikom, że mają być skoncentrowani przez 40 minut, ale znowu nie byli - mówił rozżalony. - Nie wiem, dlaczego tak się stało, dlaczego przegraliśmy. To był bardzo ważny dla nas mecz. Jestem rozczarowany.
Słoweński szkoleniowiec nie uśmiechnął się nawet, gdy przed halą w drodze do autobusu grupa wrocławskich kibiców skandowała jego nazwisko. I trudno mu się dziwić. Osłabiony brakiem Michała Ignerskiego (poważnie zatruty, wyszedł jedynie na pięć minut) zespół bardzo dobrze rozpoczął spotkanie. Robert Skibniewski kontrolował tempo, a Radosław Hyży po perfekcyjnie rozegranych akacjach zespołowych punktował spod kosza (12 punktów w pierwszej kwarcie). Później w ataku było coraz gorzej, ale wydawało się, że chyba najlepsza w sezonie defensywa da wrocławianom zwycięstwo.
- Bardzo mnie boli ta porażka, bo szczególnie w obronie straciliśmy dużo zdrowia. Defensywa była naprawdę dobra i szkoda, że i tak nikt nie będzie pamiętał o tym, jak się staraliśmy, tylko patrzył na końcowy wynik czy ostatnie minuty - podkreślał skrzydłowy Śląska Radosław Hyży. - Byliśmy jednak słabsi, więc przegraliśmy. Lepsi byliśmy przez 38 minut.
Turów natomiast dokonał tego, co ostatnio zwykle udawało się Śląskowi. Przegrywał, rozkręcał się powoli, gonił - i dogonił. Po przerwie gospodarze zagrali rozważniej w ofensywie (wg statystyk wszystkich 10 strat mieli w I połowie), ale przede wszystkim wykorzystali przewagę pod koszami. Wygrali zdecydowanie zbiórki (36:26), a Bennett z Chrissem Youngiem nie tylko zdobywali ważne punkty, lecz przede wszystkim ograniczyli poczynania środkowych gości. W efekcie im bliżej było końca meczu, tym Śląsk bardziej musiał liczyć na wariackie akcje Michaela Watsona. I się przeliczył, bo Amerykanin w całym spotkaniu trafił zaledwie 5 z 16 rzutów z gry.
- Przegraliśmy na własne życzenie - podsumował Skibniewski.
Po tym spotkaniu dolnośląskie zespoły zrównały się punktami, mają na koncie po sześć zwycięstw i porażek. Na razie wyżej w tabeli jest Śląsk, bo liczy się stosunek punktów zdobytych do straconych. Przy ustalaniu kolejności po rundzie zasadniczej przy tej samej liczbie punktów będą jednak brane pod uwagę bezpośrednie mecze. A tu Turów jest lepszy, bo wygrał również we Wrocławiu i przynajmniej na Dolnym Śląsku rządzi. Przed rokiem sytuacja kompletnie nie do pomyślenia.
Turów: Szawarski 16 (1), Hughes 11 (2), Łopatka 8, Bennett 7, Zabłocki 4 oraz Young 14, Mollinari 7 (1), Mordzak 0.
Deichmann Śląsk: Hyży 17, Skibniewski 7 (1), Randle 6, Szlachtowicz 0, Kiausas 0 oraz Watson 17 (4), Grafs 10, Zieliński 0, Chanas 0, Ignerski 0.
Gracz meczu: Chris Young.