Jagiellonia Białystok w 2004 roku

Istną huśtawkę nastrojów przeżywali w minionym roku sympatycy Jagiellonii. W ostatnich miesiącach mieli jednak powody do radości. Piłkarze mogą włączyć się do walki o awans do ekstraklasy, a klub zachowuje szansę na realizację najważniejszej inwestycji w historii

Kibice białostockiego zespołu również poprzedni rok mogli kończyć w optymistycznym nastawieniu. Co prawda, końcówka rundy jesiennej drugiej ligi podopiecznym Witolda Mroziewskiego nie udała się najlepiej. Jednak wszyscy mieli nadzieje, że po zimowych przygotowaniach Jagiellonia znowu zacznie grać z podobnym skutkiem, jak w pierwszych miesiącach po awansie. Białostoczanie byli wtedy rewelacją rozgrywek ligowych i Pucharu Polski.

Niestety, drużynie Mroziewskiego nie wiodło się już więcej tak dobrze. Kibice przeżywali kolejne rozczarowania, bo zawodnicy w 14 pierwszych spotkaniach zdołali wywalczyć zaledwie 13 punktów. Na szczęście przed ostatnią kolejką sezonu 2003/04 wciąż mieli szanse na uniknięcie gry w barażach o utrzymanie. Piłkarze pokonali u siebie Ruch Chorzów i cel osiągnęli. To uspokoiło właścicieli i zarząd Sportowej Spółki Akcyjnej Jagiellonia, którzy wciąż darzyli zaufaniem trenera Mroziewskiego.

Jednak z początkiem nowego sezonu białostoczanie wcale nie grali lepiej. Przegrali w Kielcach, a następnie w ramach Pucharu Polski z czwartoligową Olimpią Sztum. Włodarze klubu rozpoczęli rozmowy z trenerem Adamem Nawałką, a Witold Mroziewski, nie czekając na dymisję, sam postanowił odejść.

Nawałka rozpoczął treningi z Jagiellonią po trzeciej kolejce spotkań. Piłkarze długo nie potrafili odbić się od dna tabeli, ale trener prosił o cierpliwość. Kiedy ta była już na wyczerpaniu, białostoczanie rozpoczęli imponującą serię sześciu meczów zwycięskich. Bardzo blisko wygranej byli także w dwóch ostatnich kolejkach jesiennych, ale w pojedynkach z Kujawiakiem we Włocławku i z Arką Gdynia u siebie tracili gole w doliczonym czasie gry. Odkąd we wrześniu Adam Nawałka usiadł na ławce trenerskiej Jagiellonii, ta nie przegrała 11 kolejnych meczów.

Białostocki zespół traci teraz do trzeciego miejsca w tabeli - gwarantującego bezpośredni awans do ekstraklasy - siedem punktów. Piłkarze po tym, co pokazali w końcówce rundy jesiennej, coraz pewniej mogą wypowiadać się o podjęciu rywalizacji o awans.

- Mamy bardzo dobry układ gier - twierdzi Jacek Chańko. - Z pierwszych sześciu meczów wiosennych cztery rozegramy u siebie. W tym czasie powinno rozstrzygnąć się, czy będziemy liczyli się w tej walce, czy nie. Głęboko wierzę, że będziemy.

Białostoccy piłkarze nie muszą martwić się o nic, jedynie o formę i jak najlepszą grę. Właściciele spółki zapewniają bowiem drużynie jeden z najwyższych budżetów drugoligowych. Nie chcą jednak dokładać do "interesu" w nieskończoność. Dlatego w maju oficjalnie przedstawili plany dotyczące budowy przy Jurowieckiej galerii, z której wpływy mogłyby - ich zdaniem - zapewnić zespołowi grę w ekstraklasie. Rozpoczęto żmudną batalię zmierzającą do zyskania poparcia wśród radnych. Bez ich zgody SSA Jagiellonia nic przy Jurowieckiej nie wybuduje. Do głosowania nad nową uchwałą intencyjną w sprawie planu zagospodarowania przestrzennego Jurowieckiej doszło dopiero pod koniec września. Radni Białegostoku nie poparli starań właścicieli i zarządu klubu.

Wtedy z inicjatywy Stowarzyszenia Sympatyków Jagiellonii Białystok do działań zabrali się kibice. Ci w tym roku byli nad wyraz aktywni. Zorganizowali wiele udanych wyjazdów na mecze swojego zespołu, zadbali o ciekawą oprawę podczas meczów w Białymstoku. Po decyzji radnych zaczęli zbierać podpisy pod apelem do władz miasta o poparcie dla planowanej przez ich klub inwestycji. Po ostatnim spotkaniu ligowym tłumnie przeszli pod magistrat, gdzie spotkali się z prezydentem Ryszardem Turem. Wtedy radni postanowili zmienić swoją wcześniejszą decyzję i wydali nową, korzystną dla SSA Jagiellonia. To jednak dopiero pierwszy kroczek w drodze do realizacji ambitnej inwestycji. Kolejnych należy spodziewać się w 2005 r.

Wydarzeniem roku...

...w Białymstoku miał być mecz półfinału Pucharu Polski, który rozegrano w kwietniu. Rywalem Jagiellonii była Legia Warszawa. Podopieczni Witolda Mroziewskiego przegrali 0:2, ale wynik zszedł na drugi plan. Z powodu zamieszek na trybunach (a później także na ulicach) sędzia musiał zakończyć spotkanie w 81. min. Organizatorzy i policja nie poradzili sobie z grupą agresywnych osób, których mecz zupełnie nie interesował.

Niesmak - choć nieporównywalnie mniejszy - pozostał także po rewanżu w Warszawie. W 85. min spotkania Mariusz Dzienis zdobył gola, który powinien zapewnić drużynie Mroziewskiego zwycięstwo. Nie wiadomo, dlaczego sędzia pojedynku Zdzisław Bakuluk z Olsztyna nie uznał bramki.

Copyright © Agora SA