Kto dba zimą o stadion przy ulicy Długie Ogrody?

Zawodowy fotograf i mechanik każde przedpołudnie spędzają na torze żużlowym. Paweł nie robi jednak zdjęć żużlowcom, a Leszek nie naprawia ich motocykli. Obaj są więźniami z gdańskiej Przeróbki, którzy codziennie biorą do rąk miotły, taczki, kosiarki i ruszają do pracy. Dzięki nim stadion wygląda coraz ładniej

Jeszcze niedawno klub GKS Wybrzeże Gdańsk miał charakter zakładu pracy chronionej i musiał zatrudniać odpowiednią liczbę osób niepełnosprawnych. - Na stadionie pracowali tylko teoretycznie niepełnosprawni ludzie. Duża cześć z nich była bardzo "sprawna", szczególnie w piciu alkoholu. Nic nie robili, a wiele rzeczy psuli - tłumaczy kierownik obiektu żużlowego Stanisław Domagała.

W tym roku przy torze żużlowym zaczęli pracować więźniowie z Przeróbki. - Nawet nie trzeba o nic prosić. Sami przychodzą i proponują - "A może byśmy jeszcze przycięli żywopłot, powywozili kamienie" - chwali ich Domagała.

Najlepsi pracują na stadionie

W sezonie żużlowym do pracy przychodziła grupa siedmiu więźniów. Kilku nie nadawało się do pracy, wśród nich syn nieżyjącego już gangstera Nikodema S. (pseudonim Nikoś). Miał zły wpływ na pozostałych. Kilku dobrych pracowników wyszło już na wolność. Teraz zostało dwóch najlepszych. To 29-letni Paweł i 24-letni Leszek.

Paweł, który na stadionie pracuje od września, jest mieszkańcem Gdańska. Z zawodu jest fotografem, robił kiedyś zdjęcia dla "Tygodnika Wieczór". Został złapany na handlu narkotykami i skazany na trzy lata więzienia.

Leszek pochodzi z Goręczyna, na stadion przychodzi od czerwca. Z zawodu jest mechanikiem, odsiaduje wyrok za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu i spowodowanie wypadku. Dostał trzy lata, wcześniej miał już wyrok z zawieszeniu za jazdę po pijanemu na motocyklu.

Pracując, starają się nie myśleć o tym, że są więźniami. - Żałuję, że nie da się cofnąć czasu. Więcej bym już takiej głupoty nie zrobił - mówi Leszek, biorąc łyk ciepłej herbaty w małej kanciapie.

Więźniowie nie dostają pieniędzy za swoją pracę. Taka jest umowa między zakładem karnym na Przeróbce a klubem. - Częstujemy ich herbatą i kawą, kupujemy papierosy, robimy kanapki, a raz w tygodniu, w środy rozpalamy grilla i pieczemy kiełbaski - mówi Domagała. - Zasługują na to, bo stadion tak ładnie teraz wygląda tylko dzięki nim.

Nagrodą za dobrze wykonaną pracę jest wniosek pochwalny, jaki podpisują pracownicy klubu. Po powrocie za kratki mogą go wymienić na przepustki. - Są wśród nas tacy, którzy dostają przepustki, ale zostają w więzieniu. Nie stać ich, żeby kupić sobie bilet na autobus i pojechać do domu - tłumaczy Paweł.

Modelki czekają na wolności

Gdy Paweł wychodzi na przepustki, czeka na niego żona i 10-letni syn. Nie wie, że jego tata siedzi w więzieniu. Podobnie jak nauczyciele w szkole (Paweł na przepustkach chodzi na zebrania rodziców) myśli, że pracuje w Niemczech i dlatego często wyjeżdża. Zostało mu do odsiedzenia 10 miesięcy. Stara się przedterminowe zwolnienie. Na razie bez powodzenia, mimo że wnioskował o nie dyrektor więzienia. - Raz na tydzień mam 30-godzinną przepustkę, raz na miesiąc 4-dniową. Za każdym razem zasmakuje życia domowego i mam łzy w oczach, kiedy muszę wracać za kratki. Za błędy trzeba jednak płacić - mówi Paweł. Niedługo urodzi się jego drugie dziecko, żona jest w czwartym miesiącu ciąży. Na wolności czeka na niego praca. Będzie fotografem w agencji modelek, którą prowadzi jego kolega.

Leszek, najstarszy z siedmiorga rodzeństwa (najmłodsza siostra ma 12 lat), dopiero w sierpniu zaczął wychodzić na przepustki. Na niego też czeka już na wolności praca. Brat matki obiecał mu pracę w warsztacie. - To złota rączka, wszystko umie zrobić i naprawić. Rozłożenie i złożenie silnika, spawanie - nic nie ma dla niego tajemnic. Byłby z niego nawet świetny fryzjer, to on mnie strzyże - chwali kolegę Paweł.

Leszek wcześniej nie interesował się żużlem, praca na stadionie spowodowała, że zaczął się fascynować tym sportem. Rozmawia z zawodnikami i ich mechanikami, razem z wychowawcą z zakładu karnego przychodził na żużlowe mecze. Paweł, kiedy był młodszy, jako kibic przychodził na stadion. Teraz jest nawet bliżej swojej drużyny niż kiedyś.

- Mamy z nich duży pożytek, znakomicie dbają o nasz stadion - mówi prezes gdańskiego klubu Marek Formela.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.