Gdzie są gwiazdy z tamtych lat: Stanisław Krzesiński

Jako zapaśnik nigdy nie zdobył medalu, za to w roli trenera nie miał sobie równych.

Gdzie są gwiazdy z tamtych lat: Stanisław Krzesiński

Jako zapaśnik nigdy nie zdobył medalu, za to w roli trenera nie miał sobie równych.

Stanisław Krzesiński pochodzi z mazowieckiego miasteczka Białobrzegi. Założona w XVI wieku przez króla Zygmunta Starego miejscowość przed II wojną światową stała się ważnym ośrodkiem lekkiej atletyki. W tym okresie najsłynniejszym sportowcem z Białobrzegów był dziesięcioboista Zygmunt Siedlecki, olimpijczyk z Los Angeles w 1932 roku. W tamtejszych lasach do ważnych startów przygotowywała się też podobno Stanisława Walasiewiczówna. Krzesiński dobrze zna historię rodzinnej miejscowości, wie o tych wydarzeniach. Nic w tym dziwnego, w końcu wywodzi się ze znakomitej sportowej rodziny. W Białobrzegach i okolicach nazwisko Krzesiński wszyscy znają znakomicie - Andrzej to wielokrotny mistrz kraju w skoku o tyczce, Adam to medalista olimpijski we florecie, Ryszard - świetny młociarz, a Elżbieta - rekordzistka świata w skoku w dal. Gdyby podsumować wszystkie medale, mistrzostw i olimpiad rodziny Krzesińskich to liczba byłaby ogromna. - Ja też zaczynałem od lekkoatletyki, ale w pewnym momencie pociągnęły mnie sporty walki - opowiada Stanisław Krzesiński. Został zapaśnikiem, przez kilka lat walczył w barwach Radomiaka, potem trafił na Śląsk. - skończyłem technikum samochodowe w Radomiu i wtedy zdecydowałem się na przyjazd do Katowic, bo tam była jedna z najsilniejszych sekcji zapaśniczych w kraju.

W GKS-ie Katowice walczył przez 10 lat (1969-79) i w tym okresie odnosił największe sukcesy na arenie międzynarodowej. Pracowity, ambitny, solidny, świetny taktyk - taką miał opinię. Walczył w mistrzostwach świata i Europy, startował na dwóch olimpiadach (1972 Monachium, 1976 Montreal). - Wygrywałem sporo turniejów, ale z najważniejszych imprez nigdy nie miałem szczęścia przywieźć medalu - kręci głową.

Te niepowodzenia odbił sobie jako szkoleniowiec. Okazał się wybitnym fachowcem, którego wychowankowie zdobywali dziesiątki medali. Najpierw był krótko asystentem trenera Janusza Tracewskiego, a od 1980 roku przez 12 lat prowadził samodzielnie kadrę narodową biało-czerwonych w stylu klasycznym. Był współtwórcą sukcesów m.in. takich zawodników jak: Roman Wrocławski, Ryszard Wolny, Andrzej Głąb, Piotr Stępień, Włodzimierz Zawadzki, Bogdan Daras, Andrzej Wroński. Statystyki podają, że w czasie kadencji Krzesińskiego nasi zapaśnicy zdobyli na najważniejszych światowych imprezach blisko 60 medali, w tym aż 14 złotych!

- Najwięcej satysfakcji miałem z wykreowania Zawadzkiego, który pochodził z klubu z moich rodzinnych stron, oraz z pracy z Wrońskim. Przy tym ostatnim nauczyłem się najwięcej, dojrzewałem jako trener - opowiada.

Podczas wieloletniej przygody z zapasami przytrafiały mu się różne zdarzenia. Do najciekawszych należało to z 1984 roku. Podczas mistrzostw Europy w szwedzkim Jönköping ku zaskoczeniu wszystkich na matę wpadł nagle uzbrojony mężczyzna. Zawodnicy i publiczność oniemieli, a Krzesiński zachował się jak rasowy antyterrorysta. - To był odruch, wpadłem na matę, zaszedłem go od tyłu i obezwładniłem. W sumie nic wielkiego - skromnie przypomina sobie szkoleniowiec. Wkrótce polski szkoleniowiec otrzymał liczne gratulacje, m.in. specjalny list od Międzynarodowego Komitetu Fair Play przy UNESCO z Paryża.

Obecnie Krzesiński jest biznesmenem w Katowicach. Prowadzi hurtownię tkanin. - Sport to było coś niepowtarzalnego, na macie czułem się pewnie. Obecnie po prostu pracuję - mówi. Wciąż jednak zajmuje się sportem - utrzymuje kondycję, regularnie grywa w tenisa, spotyka się z kolegami na meczach halowej piłki nożnej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.