Astoria przegrywa znowu we własnej hali

To była Astoria z fatalnego meczu z Notecią Inowrocław, a nie zespół, który wygrywał wyjazdowe mecz w Zgorzelcu i Koszalinie

Trzy tysiące bydgoszczan, którzy w sobotę przyszli do Łuczniczki, by zobczyć jak gra nowa Astoria, zespół, który wygrał dwa kolejne mecze, przeżyli bardzo smutne deja vu.

Koszykarze Astorii grali ospale i leniwie, tak jak tylko wymarzyć sobie mógł ich rywal z Krakowa, który ma mocną i rutynowaną pierwszą piątkę, a słabszych rezerwowych. Jak bardzo odpowiadała taka gra Unii/Wiśle świadczy reakcja gwiazdy sobotniego spotkania, Michaela Ansleya. Kiedy w trzeciej kwarcie bydgoszczanie zdobyli pięć punktów z rzędu, a szkoleniowiec z Krakowa Mariusz Karol wziął czas, pierwszy na ławce odezwał się Ansley "To fast, guys" przestrzegł swych partnerów, a ci wzięli sobie od razu jego rady do serca.

To nie jedyny błąd bydgoskiego zespołu, który w sobotę pokazał jak nie należy grać. Przewin było mnóstwo. Warto przypomnieć część z nich, by pokazać fatalną postawę Astorii. Pierwsza akcja kończy się stratą Aleksandra Kudriawcewi, któremu piłkę jak juniorowi wyrywa z rąk Paweł Szcześniak. W kolejnej - Krzysztof Wilangowski pudłuje spod samego kosza.

Bardzo słabo, najgorzej z trzech dotychczasowych meczów zaprezentował się Greg Harrington. Bardzo wolnemu Amerykaninowi piłkę zabierał nawet Tomasz Suski.

- Trwa jego aklimatyzacja. Spacerował już w drugiej połowie w Koszalinie Dziś dreptał. Przyjechał nieprzygotowany z USA, wszedł w normalny trening i teraz to się odbija -tłumaczy Krajewski.

Listę koszmarnych błędów, jakie nie powinny się przydarzyć zawodowym sportowcom uzupełniają szkolne kroki Grzegorza Arabasa, który zapomniał o koźle biegnąc do kontrataku. Piłkę we własne nogi wpakowali też sobie Kudriawcew i Denis Korszuk.

Błędy popełnili też szkoleniowcy Astorii. W pierwszej kwarcie, która zdecydowała o wyniku meczu brylował w Unii/Wiśle Mujo Tuljković. Krył go niższy i słabszy fizycznie Arabas. - W tym układzie okazało się to rzeczywiście błędem. Można było postawić na silniejszego Piotra Szczotkę, ale wtedy osłabiliśmy atak. Stawiając na Grzesia zakładaliśmy, że zdobędzie mniej więcej tyle samo punktów co Tuljković. Nie zrobił tego - mówi Wojciech Krajewski, który pierwszą przerwę wziął dopiero, kiedy bydgoszczanie przegrywali już 2:11.

Podobnie jak w meczu z Notecią zespół nie grał też agresywnie, by zmęczyć posiadającą węższy skład Unię/Wisłę.

- Wata w kolanach, wata w mięśniach. Bez biegania, a przecież niczego nie zmienialiśmy w przygotowanach. Nie zabrakło chłopakom ambicji, zabrakło przede wszystkim skuteczności w ataku, szczególnie w pierwszej kwarcie - twierdzi Krajewski.

Nieudane akcje na początku meczu paraliżowały bydgoszczan. Żaden z nicj nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za grę, tylko oddawał piłkę do partnera. Frustracja była tak wielka, że kiedy Wilangowski (3/11 z gry, 13 zbiórek) w trzeciej kwarcie nie wykorzytał idealnej asysty Vedrana Bosnicia, sam chciał, przy akompaniamencie gwizdów kibiców, by Krajewski posadził go na ławce.

- Był zły na siebie i dlatego chciał zmiany, a nie dlatego, że go

zdeprymowały okrzyki na trybunach. Akurat Krzysiu walczył, kładł się na parkiecie. Dał nam 13 zbiórek, prawie połowę dorobku całego zespołu - tłumaczy swego środkowego trener

Jedynym jasnym punktem zespołu był Bosnić, który w czwartej kwarcie poderwał kolegów do pościgu za Unią/Wisłą. W 38 min było tylko 62:70 po 5 punktach z rzędu Bośniaka, ale to był tylko zryw jednego koszykarza, który jako jedyny grał szybko, tak jak powinna grać w sobotę Astoria.

Wojciech Borakiewicz, Maciej Łopatto

Dla Gazety

Mariusz Karol

trener Unii/Wisły

Po raz kolejny zagraliśmy dobrze w obronie. Z tej defensywy wynikała potem też skuteczna gra w ataku. Zawodniy się bowiem nakręcali pozytywnymi emocjami i byli na fali. Wykańczaliśmy rywali psychicznie świetną defensywą. Chciałbym, żeby zwycięstwa w Łuczniczce stały się tradycją.

Wojciech Krajewski

szkoleniowiec Astorii

Baliśmy się rutyny pierwszej piątki Unii/Wisły. Profesor Ansley pokazał, że nadal prezentuje wielką klasę. Imponuje mi ten zawodnik, który potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik.

U nas nie było jasnego punktu, poza Bosniciem. To jedyny zawodnik, którego można pochwalić. Przyspieszył grę, tak jak tego potrzebowaliśmy.

Dużo lepsze mecz gramy na wyjazdach niż u siebie, ale to nie jest usprawiedliwienie. Teraz czas na rehabilitację w Ostrowie.

not. bor

ASTORIA BYDGOSZCZ 64

UNIA-WISŁA KRAKÓW 77

Kwarty: 8:22, 14:17, 17:18, 25:20

Astoria: Arabas 14 (3), Kudriawcew 12, Wilangowski 7, Harrington 3, Wiekiera 2 oraz Bosnic 20 (2), Szczotka 2, Dryja 2, Korszuk 2

Unia-Wisła: Ansley 22 (3), Żurawski 15, Tuljkovic 12, Szcześniak 10, Anderson 9 (3) oraz Olejniczak 6, Sulowski 3, Bielak 0, Suski 0

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.