Masters Cup: Roddick, Federer, kto jeszcze?

Po drugim zwycięstwie w grupie Andy Roddick jest już pewny występu w półfinale. Dalej nie awansuje raczej Carlos Moya, który z Rogerem Federerem wygrał tylko seta.

Hiszpan nigdy nie pokonał Federera (cztery porażki), jedynego seta udało mu się wygrać ponad pięć lat temu Marsylii. W piątek zaczął źle, bo szybko oddał pierwszą partię Szwajcarowi. Potem jednak dobrze serwował i przede wszystkim rewelacyjnie punktował z forhendu - swojego popisowego uderzenia.

Udało mu się przełamać serwis rywala i wygrać seta. Dzięki temu mecz rozstrzygnął się w trzeciej partii, w której - o dziwo - to Federer musiał bronić więcej breakpointów.

- Jestem rozczarowany. Przegrałem osiem-dziewięć piłek, które dałyby mi przełamanie. Jeśli tak się dzieje w meczu z Federerem, to musisz przegrać - analizował Hiszpan. Teraz awans do najlepszej czwórki może mu dać tylko zwycięstwo Argentyńczyka Gaudio nad Hewittem. Byłaby to jednak spora sensacja.

W przeciwieństwie do Hiszpana miejsce w półfinale "zarezerwował" już sobie Andy Roddick, który w pasjonującym pojedynku pokonał Marata Safina. O wyniku zadecydowały, podobnie jak podczas ich ostatniego spotkania (we wrześniu w Bangkoku), wyłącznie tie-breaki.

Od pierwszej piłki tenisiści bombardowali się potężnymi podaniami. W asach lepszy okazał się Rosjanin (16 do 13), ale ostatecznie to nie serwis, ale kilka niewymuszonych błędów zadecydowało o porażce Safina.

W pierwszym secie Rosjanin, choć pierwszy przegrał swój serwis, to zdołał odrobić stratę jednego przełamania i po chwili tenisiści walczyli w tie-breaku. O porażce Safina zadecydował jeden wolej posłany w aut. W drugim tie-breaku (wcześniej Safin nie wykorzystał trzech piłek setowych), pierwsze siedem piłek zdobywali serwujący i dopiero przy ósmej wymianie pomylił się... Safin.

- To złości, ale nie jestem zły. Mam przecież jeszcze szansę na awans - powiedział Rosjanin, którego czeka mecz o drugie miejsce w grupie z Timem Henmanem.

Roddick za awans do półfinału zbierał gratulacje od rozentuzjazmowanego właściciela houstońskiego obiektu Jima McIngvale'a. Ekscentryczny milioner patriota tradycyjnie na mecz Amerykanina ubrał się w wypłowiałą koszulę "stars and strips" (czyli z wzorem jak na amerykańskiej fladze).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.